Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów
Dzieci odgrywają w moim życiu jedną z głównych ról. Aby mogły prawidłowo funkcjonować i tworzyć kiedyś spokojnie własny dom, muszą otrzymać przestrzeń. A ową przestrzeń jestem w stanie stworzyć tylko w określonej hierarchii rodzinnych relacji, w której to mąż jest dla mnie najważniejszy.
Początki małżeństwa – trudne i budujące
Gdy wychodziłam za mąż, moje wyobrażenia i oczekiwania względem małżeństwa były inne, niż w chwili obecnej. Dorastając w środowisku dość sfeminizowanym, gdzie cała odpowiedzialność za mnie i moją siostrę została przez życie nałożona na moją mamę, nie byłam przygotowana do partnerskiego związku. Raczej stawiałam siebie na wyższej pozycji – osoby nieomylnej, która nie potrzebuje wsparcia „jakiegoś faceta”, gdyż w razie kryzysu i tak byłabym zmuszona liczyć tylko na siebie. To była moja ówczesna perspektywa. Jedynym pewnikiem w mojej świadomości były dzieci, które stanowiły centrum mego bytu.
Mój mąż wychowany w tradycyjnej rodzinie z dość wyraźnymi rolami przypisanymi żonie i mężowi, matce i ojcu, zupełnie nie wpisywał się w schemat kreowany przeze mnie.
W okresie narzeczeństwa, gdy nasze postawy są raczej grą aktorską, ukazującą same zalety, Andrzej starał się nie drażnić moich poglądów i dzielnie przyjmował niekomfortowe dla niego sytuacje. Dopiero teraz widzę, jak wiele razy sprawiałam mu przykrość.
Co mnie zmieniło?
Przełomem w naszej relacji i moim myśleniu były dwie sytuacje. Pierwsza to nauki przedmałżeńskie i nasze długie rozmowy o wizjach, które mamy względem siebie. To właśnie Andrzej oduczył mnie hipokryzji i nauczył życia w prawdzie. Mówił, że każdy grzeszy i popełnia błędy i nic w tym złego, jeśli nie staramy się ich maskować. Że prawda to wolność, a tylko życie w prawdzie ma sens.
Jako kobiecie o wysokim mniemaniu o sobie, ciężko mi było przyznać, że mój przyszły mąż jest po prostu mądrzejszy ode mnie, a jednocześnie zrozumiałam, że nie znaczy to, iż jestem od niego przez to gorsza.
Drugą sytuacją, stanowiącą fundament naszej obecnej relacji, była nasza kłótnia. Już nawet nie pamiętam, o czym. Pewnie o niczym istotnym. Ale po niej zeszłam do mojej mamy, z którą wtedy mieszkaliśmy, i skarżyłam się na Andrzeja. Co mówiłam? Nie pamiętam. Ale pamiętam jego twarz, gdy wróciłam na górę. Twarz pełną poczucia niesprawiedliwości i smutku. Podszedł do mnie, wziął mnie za rękę i powiedział: “Nieraz jeszcze będziemy się kłócić, ale chciałbym żebyś to mi mówiła, co ci we mnie nie pasuje, a nie osobom trzecim”. Zamarłam i poczułam się jakbym go zdradziła. Bo w jakiś sposób w sumie tak się stało.
Drabina rodzinnych relacji
Na tym postanowiłam budować naszą rodzinę – na prawdzie i zaufaniu. Razem. I gdy już zaakceptowałam swoją omylność, zaczęłam szukać autorytetów, które mogłyby wesprzeć nas i wskazać kierunek. Książki, rekolekcje, rozmowy z psychologiem. Ks. Pawlukiewicz, o. Szustak, dr Pulikowski stali się naszymi mentorami.
Gdy pojawiła się sposobność uczestniczenia w konferencji tego ostatniego, nie mogliśmy nie skorzystać. Jednym z tematów była hierarchia w rodzinie. Na pierwszym miejscu mąż i żona, następnie dzieci, a potem rodzice i teściowie. Jacek Pulikowski udowadniał, że rodzina, która ma zaburzoną tę drabinę pozycji, staje się dysfunkcyjna. Analizując funkcjonowanie naszej rodziny, mając w pamięci powyższe incydenty, doszliśmy do wniosku, że dziś wygląda to u nas prawidłowo. Najważniejszy dla mnie jest mój mąż. Zwizualizujmy to.
Projekt naszego domu – najlepszy na świecie
Z Andrzejem budujemy dom o mocnych fundamentach, pięknym wnętrzu i wielkich oknach, dających dużo światła. Dzieci mogą korzystać ze stworzonej przez nas bezpiecznej przestrzeni. I zawsze będą miały miejsce w tym domu, nawet jeśli go opuszczą, by budować własne. My jesteśmy murami tego domu i jeśli między nami nie będzie się układać, mury zaczną pękać. Wzmacniamy je więc wspólnymi randkami, troską o siebie nawzajem, bliskością.
Mile gościmy w naszym domu bliskich, rodziców i teściów. Oni wspierają nas dobrą radą, ale także nie mogą zbyt ingerować w konstrukcję. Gdyby chcieli stawiać ściany działowe, mogliby mimo woli podzielić ten dom.
To my sami odpowiadamy za wznoszoną konstrukcję. Patrzę na nią i widzę, że jest piękna, pełna krzyży i pełna dzieci. Nasz dom jest w ciągłej budowie. A jednocześnie jest pełny – relacji, miłości i troski.