Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów
Pamiętam jeden z artykułów w jakiejś mainstreamowej gazecie za czasów prezydentury Lecha Kaczyńskiego. Jeden z reporterów zrobił mu zdjęcie, gdy żona z troską wręcza mu kanapki na drogę do samolotu. Mnie ta scena rozczuliła, a dla reporterów była to żenada. Mieli z tego ubaw przez kilka dni. Wszyscy trąbili o kanapkach Pani Prezydentowej. Czasem zastanawiam się, czy ktoś, ośmieszając pewne sytuacje, tak naprawdę nie zazdrości obśmiewanym tego, co ich spotkało.
„Kawka posłodzona, zamieszana”
Językiem miłości mojego męża jest troska o niego. Uprasowane koszule czekające w szafie, ciepły obiad po powrocie z pracy – najlepiej już stojący na stole, kawka posłodzona i zamieszana. Z tą kawką to nie do końca prawda, bo mój mąż nie pija słodkiej, ale to akurat anegdotka z życia naszej serdecznej znajomej. Jej mama właśnie tak przygotowana czekała na powrót męża z pracy. Z kawką w dłoni – posłodzoną i zamieszaną. Tak, żeby tata mógł tylko umyć ręce i już w drodze do kuchni pić kawę. Mój mąż stwierdził, że to była idealna żona – o takiej marzy. Śmiejemy się z tego, ale do dziś kwintesencją dbania o mojego męża stały się słowa: „Kawka posłodzona, zamieszana”.
On czuje się wtedy kochany
Zastanawiam się, czy jest coś śmiesznego, złego, wstydliwego w tym, że troszczymy się o naszych mężów i przygotowujemy im kanapki do pracy, na wyjazd, czy obiad po powrocie. Ja zawsze szykuję furę jedzenia, gdy mój mąż wyjeżdża służbowo. Czy to będzie pociąg, czy samolot – zawsze przygotowuję mu kanapki, jakiś owoc, czasem sałatkę, kawkę w termosie i coś słodkiego. Gdy jedzie zwyczajnie do pracy – wtedy oczywiście też. I nie robię tego, by koledzy byli zazdrośni, ale z miłości do niego. Wiem, że on tego potrzebuje, żeby czuć się kochanym. Pewnie łatwiej by mi było, gdybym powiedziała: „Kup sobie coś w bufecie. Ekspres chyba umiesz w pracy obsłużyć, prawda?”.
I czasem oczywiście zdarza się, że nie wyrabiam i mąż pakuje sobie sam śniadaniówkę do pracy, ale robi to bez wyrzutów. Znacznie częściej jednak to ja przygotowuję mu „wałówkę” na cały dzień. I mam z tego frajdę. Cieszy mnie, gdy później mąż przysyła mi swoje zdjęcie z kanapką z jakiegoś pięknego miejsca i pisze, że dziękuje za pyszne jedzenie. Przynajmniej w ten sposób mogę być tam z nim.
Wiesz, że ktoś o ciebie dba
Moim językiem miłości nie jest robienie mi kanapek, ale jest mi miło, gdy mąż przygotowuje dla mnie jedzenie na drogę i kawę do termosu, podczas, gdy ja biegam po całym domu i pakuję się do wyjazdu.
Czy to nie jest piękne? Taka kawka na wynos z domu. Taka, jak lubisz. Kanapki świeżo przygotowane, jabłko pokrojone w ćwiartki, sałatka z ulubionych składników. Od razu czujesz, że ktoś o tobie pomyślał i się o ciebie zatroszczył.
Ja się tego nie wstydzę. Ani tego, że mam jedzenie z domu, a nie z baru szybkiej obsługi, czy innego sklepu z gadem lub owadem, ani tego, że mój mąż wyciąga w samolocie swoją tytkę z jedzeniem, a ktoś może myśli sobie, że to obciachowe.
Zachęcam Was do tych małych gestów miłości. „Serce z kepaczu na kanapce”, jak śpiewa Luxtorpeda w jednej z piosenek, kawka na wynos, kanapki w papiórze (jak mawiają Poznaniacy) – to mogą być wasze gesty miłości. Inni mogą nie rozumieć. Nieważne. Ważne, że wy to odczytujecie. Troszczcie się o siebie.