Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów
Spotkałam wiele małżeństw, które przeszły procedurę in vitro. Wszystkie zgodnie przyznawały: nigdy więcej.
Wierzący też wchodzą w in vitro
Daleka jestem od oceniania kogokolwiek. Pragnienie bycia rodzicem jest przecież głęboko zakorzenione w naszej naturze. Pan Bóg, dając nam powołanie do małżeństwa, daje również powołanie do macierzyństwa i ojcostwa. O tym marzy zdecydowana większość, jeśli nie każda kobieta i każdy mężczyzna, którzy wstępują w małżeństwo – by stać się rodziną. I to pragnienie – samo w sobie – jest wspaniałe. Jednak czasem pojawiają się na tej drodze problemy. Czasem pojawia się niepłodność. A pragnienie bycia rodzicami nie znika.
Wielokrotnie, jako instruktor naprotechnologii, miałam okazję rozmawiać z małżeństwami niepłodnymi. I bardzo często, nawet wśród tych wierzących, pojawiała się myśl o in vitro albo sztucznej inseminacji. Czasem sami wpadali na taki pomysł, bo wśród znajomych komuś się udało. Najczęściej jednak były to sugestie, czy wręcz naciski, ze strony lekarzy. Do najczęściej używanych argumentów należały: “Lata lecą, nie jesteście państwo już tacy młodzi”, “Nie mamy czasu na szukanie przyczyn. Tu trzeba działać”.
Wiele z tych małżeństw uległo namowom. I teraz tego żałują. Niektóre spłacały zaciągnięty na ten cel kredyt jeszcze długo po nieudanej próbie. Ale nawet to nie jest głównym powodem, dla którego małżonkowie, z którymi rozmawiałam, nie zdecydowaliby się na kolejny zabieg.
In vitro – wnioski po nieudanej próbie
Co zatem jest najczęstszym powodem, dla którego nigdy więcej nie przestąpią progu tzw. kliniki leczenia niepłodności? (Piszę “tzw.”, bo in vitro nigdy nie wyleczy małżonków z niepłodności. Dziecko zagnieździ się w macicy, będzie się prawidłowo rozwijało i w efekcie urodzi się i przyniesie swoim rodzicom ogrom miłości, ale nadal ci rodzice nie będą wiedzieli, co jest przyczyną tego, że w naturalny sposób dziecko w ich małżeństwie się nie poczyna. Wychodzą z takiej kliniki niejako z wykonanym zamówieniem – przepraszam za bezduszne określenie – ale problem niepłodności nadal jest.)
Jeśli małżonkowie są połączeni sakramentalnie i są wierzący, to najczęściej po fakcie dociera do nich ciężar tej decyzji. Czasem zdecydowali się na taki krok, bo jakiś ksiądz powiedział im, że to nic takiego i że Kościół jest w tej kwestii ostatnio bardziej liberalny, co jest oczywiście nieprawdą. W żadnym oficjalnym dokumencie Kościół katolicki nie uznał, że in vitro jest zgodne z jego nauczaniem i opinia takiego czy innego kapłana niczego tu nie zmienia.
Czasem decyzje małżonków mają swoje długotrwałe konsekwencje, mimo że dziecko się nie urodziło. Jedno z małżeństw, które prowadziłam, ma jeszcze zamrożone zarodki w klinice i zastanawia się, co jest mniejszym złem w tej sytuacji. Pozwolić im zostać w hibernacji na bliżej nieokreślony czas, czy jednak podejść kolejny raz do in vitro z niepewnością, czy się uda? Tutaj nie ma jednoznacznie dobrych rozwiązań.
Dlaczego małżeństwa nie wracają do in vitro?
Pomijając jednak kwestię wiary, do najczęstszych powodów, dla których małżonkowie rezygnują z in vitro należą:
- Przedmiotowe podejście do problemu. Nie czarujmy się. Wzruszające spoty, cudowne bilbordy, reklamujące kliniki in vitro, to jest haczyk. Małżonkowie często podkreślali, że czuli się podczas całej procedury, jak – nie przymierzając – zwierzęta eksperymentalne. Wchodzisz do kliniki i oddajesz siebie całego do dyspozycji personelu, dla którego jesteś kolejną osobą z kolejki.
- Uczucie bycia chodzącym bankomatem, z którego można pobrać każdą potrzebną kwotę. Tak. To są kosztowne zabiegi. Każde badanie, każdy lek, każda wizyta, przygotowująca do „tego dnia”, ma swój koszt. I jest to naprawdę wysoki koszt. Małżonkowie wręcz mówili o tym, w jak bezuczuciowy sposób padają konkretne kwoty.
- Ciągłe namawianie na kolejny krok. Nie udało się raz, spróbujmy kolejny, i kolejny, i kolejny.
- Ciągłe napięcie nerwowe – najpierw związane z przygotowaniem do zabiegu, z samym zabiegiem, a na końcu z oczekiwaniem, czy wszystko się udało. Jednak najtrudniejsze są zawiedzione nadzieje, gdy okazuje się, że dziecko (nierzadko kilkoro dzieci) nie zagnieździło się w macicy. Kolejna strata jest coraz trudniejsza i coraz gorzej małżonkowie ją znoszą.
- Terapia hormonalna mająca na celu poprawę pracy jajników, by wyprodukowały w danym cyklu więcej niż jedną komórkę jajową sprawia, że tak naprawdę „kradniemy” czas reprodukcyjny kobiety. Zmniejsza się jej rezerwa jajnikowa, co sprawia, że znacznie wcześniej u takiej kobiety wystąpi menopauza. Naturalnym jest bowiem, że w jednym cyklu dojrzewa zazwyczaj jedna komórka jajowa. W procedurze in vitro doprowadza się do tego, by w danym cyklu dojrzało ich znacznie więcej. To również nie zostaje obojętne dla organizmu kobiety.
- Małżonkowie, którzy przeszli (czasem kilkukrotnie) tę procedurę, skarżą się również na to, że czuli się jak w jakiejś fabryce, w której pracuje się na akord. Mężczyźni opowiadali o upokorzeniu sposobem ich traktowania. Oddałeś nasienie – twoja rola się skończyła.
Te argumenty to jedynie dodatek
Argumentów na to, dlaczego nie warto wybierać in vitro, mogłabym wymienić jeszcze wiele. Temat jest naprawdę szeroki i nie jestem w stanie wyczerpać go w jednym artykule. Ten traktuję jako zachętę do zainteresowania się tematem. Może ktoś z waszej rodziny, przyjaciół, znajomych z pracy, zastanawia się nad takim sposobem zostania rodzicami. Może przykłady osób, które to przeżyły na własnej skórze, będą dla nich przestrogą.
Co istotne i pokazują to powyższe punkty, nie trzeba być wcale osobą wierzącą, by odrzucić taki sposób poczynania dziecka. W końcu Kościół nie wziął swojego podejścia do in vitro z sufitu. Jego argumenty to podstawowy czynnik pokazujący, że nie warto. Te powyżej to jedynie dodatek.