Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów
Relacje z naszymi rodzicami odciskają na nas swoje piętno. Gdy sami zostajemy rodzicami, pragniemy za wszelką cenę nie popełniać tych samych błędów. Nie chcemy zmieniać się w swoją matkę czy w swojego ojca. Niestety, często wiedza i dobre chęci nie nadążają za tym, co się dzieje w naszym sercu i w głowie.
Wściekłość mojej matki i moja
Wchodzę do pokoju mojego starszego syna. Na biurku w rządku ustawione kubeczki, miski po musli i kilka talerzy. Przypomina mi się taki niby dowcip, że do pokoju nastolatka wchodzi się jak do Ikei. Idziemy po kocyk, a wychodzimy z zestawem naczyń. Wzbiera we mnie złość. Miał wszystko znieść, zanim wyjdzie z domu.
Potem otwieram szafę, żeby schować mu świeżo wyprane i wyprasowane ubrania. W szafie totalny miszmasz. Wściekłość sięga granic. Wyrzucam wszystko po kolei na podłogę. Niech zrobi w końcu porządek! Tyle razy mówiłam, że są oddzielne półki na koszulki, oddzielne na spodnie, że koszule wiesza się na wieszaku, a skarpetki wkłada do szuflady.
I nagle… stop. Zaczynam to wszystko zbierać. Nie, nie układam. Po prostu wrzucam – dokładnie tak jak było. Coś mi się przypomniało. Zobaczyłam siebie, małą dziewczynkę (no może już nie taką małą), która stoi nad wyrzuconymi przez mamę ubraniami i z ogromną złością składa te wszystkie rzeczy. Nie pamięta, który to już raz z kolei. Jest wściekła, ale bezsilna. Nie do końca rozumie, po co to wszystko ma być tak ładnie ułożone. Po co koszulki mają być w innym miejscu niż spódnice i spodnie. Po co??? Miną lata i zrozumie. Ale w tamtym momencie wie, że swoim dzieciom nigdy nie będzie wyrzucała ubrań z szafy…
Nie powielać błędów matki
Wiemy, jak chcemy żyć i jak wychowywać nasze dzieci. Przede wszystkim chcemy różnić się od swoich rodziców. Oni popełnili konkretne błędy, a my wiemy, że NIGDY ich nie popełnimy… Niestety, często wiedza i dobre chęci nie nadążają za tym, co się dzieje w naszym sercu i w głowie. Tam kotłują się emocje, a dawno temu wyryte schematy zachowań znajdują swoje ujście.
“Pamiętam, jak bardzo nie znosiłam, gdy wracałam do domu z klasówką w ręce i mama, patrząc na ocenę, mówiła: Dlaczego tylko czwórka? Nie stać cię na piątkę?” – wspomina Monika Mazurek, mama trójki dzieci.
“Nie wiem, może było mnie stać, może nie. Ale moje uczucie smutku, gdy wyobrażałam sobie, że jeśli zdarzy się tak, że przyniosę jeszcze niższą ocenę, to mama na pewno przestanie mnie kochać, było obezwładniające.
W tym roku, tuż przed końcem pierwszej klasy liceum mojej najstarszej córki, zrobiłam wielką aferę. Spodziewałam się, że będzie miała na świadectwie przynajmniej czwórkę z matematyki. Jestem księgową, więc dla mnie to oczywiste, że moje dzieci powinny być ogarnięte matematycznie. Olga skończyła pierwszą klasę liceum z oceną dostateczną. Nie rozumiała, o co mi chodzi, kiedy najpierw prosiłam, żeby jeszcze próbowała się poprawić, a potem wręcz krzyczałam. Patrzyła na mnie zdziwiona, jakby nie rozumiejąc, o co mi chodzi. Tłumaczyła, że to dobra ocena, bo ona i tak z matematyką nie będzie miała nic wspólnego. Straciłam kompletnie panowanie nad sobą. Powiedziałam, że nie ma ambicji, że skończy jako sprzątaczka i nic dobrego jej w życiu nie czeka… Olga wtedy się odwróciła i odeszła. Płakała. Wystraszyłam się swoich emocji i tych wypowiedzianych słów. Zobaczyłam w sobie swoją własną matkę, która stała nade mną wiele lat temu wygrażając palcem i wbijając mi do głowy podobne treści. A tak bardzo nie chciałam być taka, jak ona…” – opowiada Monika.
Ojciec dyktator… Nie być jak on
Adam Olas jest tatą dwóch chłopców. Pochodzi z niewielkiej miejscowości na Podkarpaciu. Wychowany – jak mówi – w tradycyjnej religijności, gdzie, oprócz coniedzielnej Mszy świętej, normalne było wspólne uczestniczenie we wszystkich okresowych nabożeństwach, a oprócz tego w każdym święcie kościelnym.
“Choć bardzo mi zależało, by przekazać swoim dzieciom wiarę, to jednak samą religijność chciałem zaszczepić nieco inaczej. Wiedziałem, że do niczego synów zmuszać nie będę, będę ich tylko zachęcał i dawał dobry przykład. Mój tato nie znosił sprzeciwu i zawsze musiałem iść do kościoła, gdy kazał, a do kościoła mieliśmy pieszo 4 km. Nigdy mi nie tłumaczył, dlaczego jest to ważne. Po prostu tak miało być. Modliliśmy się w domu też na jego rozkaz. Jako dorastający chłopak bywałem na niego bardzo zły. Zdarzało się, że do tego kościoła nie docierałem. Często tylko dlatego, by zrobić ojcu na złość. By pokazać, że mam swoje zdanie” – wspomina Adam.
Powieliłem błędy ojca… Co stało się później?
W podstawówce Adam był ministrantem i gdy jego pierwszy syn, Aleks, przystąpił do Pierwszej Komunii Świętej, od razu wstąpił w szeregi ministranckie – jak tata.
“Gdy do Komunii poszedł Igor, myślałem, że będzie podobnie. Minął rok, dwa, a Igor wcale nie chciał dołączyć do brata. Co więcej, bycie ministrantem odwidziało się też Aleksowi. To był dla mnie cios. Chwilę później, zaraz po skończonej podstawówce, starszy syn oznajmił, że on już nie chce się z nami wspólnie modlić wieczorami. Pomyślałem, że poniosłem totalną porażkę wychowawczą. Ale znalazłem sposób. Postanowiłem go do tego zmusić. Oznajmiłem, że będzie miał obcięte kieszonkowe, jeśli nie będzie dołączał do wspólnej modlitwy. Wtedy zareagowała moja żona. Przypomniała moje opowieści o ojcu, którego w żartach nazywałem dyktatorem. Długo tłumaczyła, że być może tego nie widzę, ale właśnie próbuję powielać ten sam schemat” – opowiada Adam.
Tata Aleksa i Igora wiedział, że coś jest nie tak, ale wyryty w nim skrypt określonego zachowania nie pozwalał postępować inaczej. “Postanowiłem poszukać rady u jednego ze znajomych księży. Wiele mi nie doradził” – stwierdza ze śmiechem. “Powiedział tylko: módl się i dawaj przykład. Nie możesz zrobić nic więcej. Ale to wystarczy.”
Rodzicielstwo każdego z nas uwarunkowane jest przez to, co wynieśliśmy z domu. Chcąc nie chcąc, powielamy błędy swoich rodziców (oczywiście nie tylko błędy). To nas jednak nie dyskwalifikuje. Jeśli je widzimy i chcemy nad sobą pracować, stajemy się lepszymi rodzicami, ale też współmałżonkami, przyjaciółmi czy współpracownikami.