Przejdź do treści

Tradycyjna pobożność – rozwija dziecięcą wiarę czy w niej przeszkadza?

← Wróć do artykułów

Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów

Lodówka Basi pełna jest płatków kwiatów. Zbiera je od kilkunastu dni, by nie zabrakło na całą procesję. Zroszone wodą, zamknięte w woreczkach zachowują świeżość bardzo długo. Pytam Basi, ile zna mam, które z takim zaangażowaniem przygotowują się do procesji Bożego Ciała. Odpowiada, że żadnej. W czasie pandemii jej córka sypała kwiaty jako jedyna. Ale w lepszych latach do procesji przyłączały się mamy z osiedla Basi, które nawet w niedzielę nie zaglądały do kościoła. Dla ich córek ubranie się w piękną sukienkę i sypanie kolorowych płatków było nie lada wydarzeniem. Czy oderwanym od wiary, jak te płatki od kwiatka? Jak to jest z tradycyjną pobożnością? Zachwyca czy zanudza nasze dzieci? Rozwija wiarę czy przeszkadza budować osobistą relację z Bogiem?

Celebracja z pompą i walka o mikrofon

“Pamiętam moją babcię, jak codziennie wieczorem siedziała w ciemnym mieszkaniu, trzymając różaniec” – wspomina Basia. “Ten różaniec był fluorescencyjny, więc nic poza nim nie było widać. (Śmiejemy się, że to tradycyjny odpustowy różaniec.) Babcia zabierała nas na wszystko, co możliwe w kościele” – kontynuuje Basia. “Wszystkie majowe, wszystkie czerwcowe, wszystkie różańce w październiku, wszystkie roraty. To było dla niej bardzo ważne, zawsze na to chodziliśmy i wszystkie święta celebrowało się z pompą” – wspomina. 

“A nie zrażało was to?” – pytam. “Właśnie to jest ciekawe, że nie” – odpowiada Basia. “Dzieci walczyły, żeby powiedzieć „zdrowaśkę” do mikrofonu. Pamiętam, jak katecheci robili próby procesji przed Bożym Ciałem już tydzień wcześniej. Były i poduszki z szarfami, i szarfy, i sztandary i to wszystko było obstawione. Nigdy nie brakowało człowieka. Wszystko było poustawiane i idealnie przećwiczone.

“Można jednak powiedzieć, że nie to jest istotą wiary” – przerywam. “Ale wszystkie dzieci miały świadomość, że idzie Najświętszy Sakrament i Pan Jezus nie może przejść tak po prostu, tylko po dywanie” – wspomina Basia.

“Rutyna i nawyki – od tego zaczynamy”

Synowie Basi również z wielkim zaangażowaniem uczestniczą w procesjach. Są dumni, kiedy niosą świece – tzw. akolitki, nawet jak gorący wosk spływa na ich ręce. Nie dają po sobie znać, że coś jest nie tak. Młodszy dzwoni dzwonkiem. To jest rzeczywiście siła tradycji. Angażuje, zespala w działaniu, jest czasem pierwszym krokiem, by zaangażować się w życie Kościoła, by znaleźć swoje miejsce w parafii. 

“Im starsze są dzieci i więcej rozumieją, tym jest im łatwiej. Czasami o coś dopytują, na przykład o jakieś wezwanie w litanii. Myślę, że tak zaczyna się wiara. Od rutyny i nawyków. Dlatego bierze się małe dzieci do kościoła, żeby po prostu nauczyły się do niego chodzić, a nie zostały zaskoczone w siódmym roku życia, że od teraz mają uczestniczyć we mszy św., bo za dwa lata Komunia. Dzieci powinny zobaczyć u swoich rodziców żywą wiarę, pobożność jako element codziennego życia – przekonuje moja rozmówczyni.

Procesja w południe. A może wieczorem?

Nie dodałam jeszcze, że Basia urodziła się i mieszka we Wrocławiu. Dla równowagi zaglądam na Podkarpacie. W Rzeszowie mieszka inna Basia, mama pięcio i siedmiolatki. Imię to samo, spostrzeżenia odmienne. Choć, podobnie jak poprzedniczka, rzeszowska Basia na Boże Ciało, by dotknąć tradycji, wyjeżdża na długi weekend do miejscowości, gdzie mieszka jej rodzina. 

“Obchody Bożego Ciała w małym miasteczku mają urok. Trochę folklorystyczny, trochę ludowy, trochę jest to powrót do bajkowego dzieciństwa” – opowiada z nostalgią. “Wożę tam swoje dzieci, żeby im to pokazać, by uczestniczyły w obrzędzie i tradycji. Ale na Wielkanoc muszę być u dominikanów w Rzeszowie. Różne święta mają swoje domy. Domem Wielkanocy są dominikanie rzeszowscy. Domem Bożego Ciała Ulanów, gdzie ołtarz jest budowany przy rodzinnym domu. Tam się wszyscy znają. To jest takie bezpieczne i bliskie” – opowiada moja rozmówczyni.

Wypowiedź Basi uruchamia we mnie wspomnienie dominikańskiej procesji Bożego Ciała we Wrocławiu. Zaczynała się późnym wieczorem. Z bębnami, pochodniami i radosnymi śpiewami była tradycją w nowym, odświeżonym wydaniu. Ale Pan Jezus był ten sam, czy to niesiony w skwarze gorącego południa czy w chłodzie wieczoru.

“Nabożeństwa są dla nich nieczytelne”

“Podejmowałam próby pójścia na tradycyjne nabożeństwa, pomijając wspomniane Boże Ciało, które jest tu pewnym wyjątkiem, ale dla nas wyzwaniem jest już sama niedzielna msza: gdzie pójść i jak to dzieciom opowiedzieć” – mówi Basia. “Na etapie, na którym są moje dziewczyny, nabożeństwa są nieczytelne. One tego nie rozumieją. Ostatnio sama poszłam po długiej przerwie na majówkę i uznałam, że to jest mocno archaiczne, wezwania litanii są wyzwaniem nawet dla dorosłych. Myślę, że dzieci muszą zrozumieć podstawy wiary, co się dzieje na mszy św., a dodatkowe nabożeństwa to taka nadbudowa dla zaawansowanych. Trzeba to lubić – tę swoistą wrażliwość i estetykę. Myślę, że to na razie nie dla moich dzieci – kwituje Basia.

“Idziemy z duchem czasu!”

“Jesteście zdania, że trzeba iść z duchem czasu i korzystać z nowszych form, jak np. koncerty uwielbieniowe, spotkania charyzmatyczne, happeningi ewangelizacyjne?” – dopytuję. “Oczywiście! Jestem za tym, żeby iść z duchem czasu, patrzeć do przodu, bo dzieci żyją w świecie i one mają swoje czasy. W tych swoich czasach muszą się odnaleźć w Kościele i w świecie, bo jedno z drugim jest sprzężone. Owszem, opowiadam im o swoim przeżywaniu wiary trzydzieści lat temu, ale to jest budowanie rodzinnej historii. U nas tradycyjną duchowość prezentuje prababcia i ciocia. W ich mieszkaniu jest obraz Serca Jezusa i obraz Maryi z Sercem Bolejącym. Tam jest kultywowana tradycja, którą widzą moje córki. Podziwiam dzieci, które są w stanie siedzieć przez godzinę, nie rozumiejąc, co się dzieje. Natomiast jak moje dzieci coś zachwyca, to jestem w stanie sama dać się temu porwać” – stwierdza Basia.

W tym miejscu przypomina nam się Gombrowicz z hasłem „jak zachwyca, jeśli nie zachwyca”. Tak, to też jest doświadczenie rodzica: chciałby pokazać, jak piękna jest msza odpustowa w parafii, bo chór zaśpiewa i zapach kadzidła się rozniesie, jak wspaniale jest wyruszyć na pielgrzymkę, bo sanktuarium takie cudowne i intencji do Matki Bożej tyle. Nas to zachwyca, dzieci niekoniecznie. Choć oczywiście czasem się uda.

Tradycja i nowoczesność – czy mogą współgrać?

Po tych dwóch rozmowach doświadczam lekkiego rozdwojenia. Rozumiem dzieci podążające za rodzicami i rodziców podążających za dziećmi. Czy da się zrównać krok? Ważne jest to, żeby nie gardzić żadną formą – czy tą uświęconą tradycją, czy dostosowaną do współczesności. W końcu „Duch wieje, kędy chce”. A babciom i dziadkom „klepiącym” zdrowaśki, wielu potomnych zawdzięcza wiarę, a nawet spektakularne, „nowoczesne” nawrócenia.

Czy wiedziałeś, że…

Zobacz także