Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów
Spójrzcie na nią. Czyż ta twarz, ten uśmiech, te oczy, nie wzbudzają w was zaufania? Ja, kiedy patrzę na Wandę Błeńską, czuję spokój i taką niewypowiedzianą radość. Wygląda tak serdecznie. Tak ciepło na nas zerka z tego zdjęcia, że chciałoby się do niej przytulić, uściskać, porozmawiać… Też tak macie? I właśnie taka była dr Wanda Błeńska. Jak na tym zdjęciu. Swoje serce, swój zawód, swoje życie poświęciła trędowatym, którzy nazywali ją po prostu „Dokta”.
Misje największym marzeniem
Muszę przyznać na początek, że siadałam do tego artykułu chyba ze trzy razy… Jak tu napisać o kimś, kto był tak skromny, a jednocześnie tak pociągający duchowo?
Dlaczego Wanda Błeńska? Po pierwsze – bo jest z mojego fyrtla. Tak mówi się w Poznaniu na okolicę/najbliższe otoczenie/dzielnicę. Po drugie – bo jest ciągle mało znana w Polsce. My, tutaj w Poznaniu, znamy ją i kochamy, ale szersza publiczność najczęściej nie ma o niej pojęcia.
Życie Wandy Błeńskiej było tak bogate w doświadczenia, że ze spokojem mogłoby wystarczyć na co najmniej kilka życiorysów. Urodziła się w Poznaniu 30 października 1911 r. Tu skończyła studia medyczne i tu zapragnęła zostać lekarzem. W swoim uporze, marzeniach i postanowieniach pokonywała kolejne szczeble edukacji, by w 1934 r. uzyskać dyplom Uniwersytetu Poznańskiego na Wydziale Lekarskim (dziś Uniwersytetu Medycznego).
Nie marzyła o „ciepłej posadce” w jakimś szpitalu, czy o prywatnej praktyce. Jej marzeniem było wyjechać na misje i leczyć najuboższych. Zaczęła więc – już podczas studiów – udzielać się w Akademickim Kole Misyjnym. Wkładała w to całe swoje serce. Musiała jednak pokonać jeszcze wiele etapów, by wyjechać na swoje wymarzone misje.
Działalność dr Błeńskiej w czasie II wojny światowej
Wybuchła wojna i pokrzyżowała wiele planów. Jednak tylko pozornie. Wanda nie zamierzała rezygnować z marzeń, mimo że wyjazd do Afryki oddalał się w czasie. Swoją działalność misyjną zaczęła więc realizować w Armii Krajowej.
“Moja praca polegała na opiece lekarskiej – wołali mnie do chorego, który potrzebował pomocy, ja go badałam, a w razie potrzeby leczyłam. Nigdy nie wiedziałam, do kogo i z kim idę. Nie wiedziałam, kim są te osoby. Przychodzili i mówili tylko, że są z AK. Zawsze był ktoś, kto mnie do chorego prowadził, ale ja często również tego „ktosia” nie znałam. Zawsze więc była pewna obawa… Ale nigdy nikt tego zaufania nie nadużył. Przynajmniej nie pamiętam… Uważałam, że jak mnie, lekarkę, proszą o pomoc, to moim obowiązkiem jest iść! To ryzyko mojego zawodu. Gdy kończyłam pracę, a było już późno, często chcieli mnie odprowadzać do domu. Wtedy mówiłam: Zostawcie, sama pójdę, bo przecież musicie rano być przy pracy. I nigdy mnie nic złego nie spotkało” – wspominała.
Wstąpiła również do tajnej organizacji wojskowej „Gryf Pomorski” i za swoją konspiracyjną działalność trafiła do aresztu. Szczęśliwie udało się ją stamtąd wykupić.
Niemcy i Anglia – droga na misje
Tuż po wojnie potajemnie (w schowku na węgiel pewnego statku) wyjechała do Niemiec, by tam opiekować się poważnie chorym bratem. Tu w Polsce nie miała już rodziny. Matka zmarła, gdy Wanda miała zaledwie dwa lata. W czasie wojny zmarł jej ojciec. Naturalne było dla niej, że musi pomóc ostatniej osobie na świecie z jej rodziny. Niestety brat zmarł, a Wanda zaczęła w Hamburgu kurs dla lekarzy z zakresu chorób tropikalnych.
Kolejny etap na jej drodze ku misjom w Afryce to Anglia. Tam Wanda pracowała w szpitalach wojskowych i tam w 1948 r. wstąpiła do Królewskiego Stowarzyszenia Medycyny Tropikalnej i Higieny w Londynie. To właśnie w Anglii otrzymała propozycję wyjazdu do Ugandy. Na podjęcie decyzji miała zaledwie cztery dni. Nie miała żadnych wątpliwości. Spakowała się i nareszcie wyjechała zrealizować swoje największe pragnienie.
Afryka – nowy początek
Tutaj właściwie mogłabym dopiero zacząć opowieść o Wandzie Błeńskiej. Jednak to, co sprawiło, że dziś Kościół czeka na jej beatyfikację, nie pojawiło się z dnia na dzień. Całe jej młodzieńcze życie, decyzje, jakie podejmowała, konsekwentnie doprowadziły ją do tego, że w 1950 r. stanęła na afrykańskiej ziemi i spędziła tu kolejnych czterdzieści lat swojego życia. Pragnienie opieki nad trędowatymi, jako tymi, których odrzucali wszyscy, nareszcie mogło się wypełnić.
Najpierw trafiła pod skrzydła Sióstr Białych w Fort Portal na zachodzie Ugandy. Stamtąd do Buluby nad Jeziorem Wiktoria. W jej pamiętniku czytamy:
„2 stycznia 1951 r., wtorek: Odwiedziny Nyegi i Buluby. Siostry umieją jednak tutaj wszystko ślicznie zorganizować – spokojnie i dobrze – to ich sposób życia i pracy jest lepszy. (…) Tu w Bulubie cudne jezioro, podobno są hipopotamy i krokodyle. Nie wiem, za to komarów zatrzęsienie, bo czuję. Śpiączka jest również”.
„4 marca 1951 r., niedziela: Rozmawiałam z biskupem. (…) Powiedziałam mu, że mogę mieszkać w namiocie, ale chcę pracować w leprozorium”.
No i się zaczęło. Wanda była jedynym lekarzem na misji w okolicy, więc właściwie była zmuszona być również chirurgiem, choć to nie była przecież jej specjalizacja. Początki były naprawdę prowizoryczne. Ale zaprawiona w boju dr Błeńska nie płakała, nie załamywała rąk, ale zakasała rękawy i brała się do pracy.
„Najtrudniejsze były początki, pierwszych piętnaście lat. Wówczas byłam jedynym lekarzem w dwóch ośrodkach misyjnych w Bulubie i Nyenga oraz w ośrodkach terenowych Buganda i Busoga. Brakowało mi wówczas nie tylko wyposażenia, ale przede wszystkim doświadczenia, zwłaszcza w diagnostyce i chirurgii. To były lata, gdy nie mogłam wysłać chorego na trąd do ogólnego szpitala na operację. Musiałam operować sama” – wspominała Błeńska.
Wanda Błeńska – tytan modlitwy
Dalsze lata były dla Wandy bardzo rozwijające. Szkoliła siebie i szkoliła innych. Odwiedziła w Indiach werbistę o. Mariana Żelazka, dziś również Sługę Bożego, który służył trędowatym. Tydzień spędziła z Matką Teresą w Kalkucie… Rozpoczęła i zakończyła budowanie szpitala dla trędowatych – głównie dzięki pomocy finansowej z Anglii. Serca miejscowych zdobyła swoją pogodą ducha, radością i bezinteresowną pomocą. W tej kruchej osobie był wielki duch.
Skąd w niej ta ogromna siła, determinacja i wola walki o każdego pacjenta? Skąd czerpała siły każdego dnia? Nietrudno się domyślić. Jej siłą była modlitwa. Tak wspominał ją o. Żelazek:
“Kaplica. W jednym z kącików, ukryta w ciszy, klęcząca postać. Na podłodze, nie na klęczniku. Długie rozmowy na wyłączność – z Panem Bogiem. Ten jasny obraz mam zawsze w pamięci, ilekroć myślę o doktor Wandzi. To coś pięknego, wzruszającego. Jej sposób bycia z Panem Bogiem – wyjątkowy dar modlitwy, skupienia. Moc i siłę właśnie z takiej adoracji musiała czerpać, bo przecież jej życie nie było łatwe.
Aż trudno uwierzyć, że ta okruszyna ludzka kryje w sobie taką niewyczerpaną energię, moc. To niezwykle jasna postać – wielki człowiek. Nasza Kochana Wandeczka!
Skromna i niezależna
To dało się zauważyć gołym okiem. Doktor Błeńska nie kryła się ze swoimi modlitwami, ze swoją wiarą. Nic nie mogło jej stanąć na przeszkodzie, by móc dotrzeć na mszę świętą. Wanda Marczak-Malczewska, lekarka i misjonarka, która prawie trzydzieści lat spędziła w Afryce, wspomina Doktę następująco:
“W życiu Wandy to jednak Pan Bóg jest Tym, którego ukochała najbardziej, z ufnością mu się powierzając. Potrafiła wstać o czwartej, gdy miała złamaną nogę i poruszała się na wózku, by zdążyć na Mszę Świętą. Nie chciała nikogo fatygować, choć i my, i Afrykańczycy z ochotą byśmy jej wtedy pomogli. Oprócz skromności lubiła też swoją niezależność.”
Ta świętość biła od niej każdego dnia i tego doświadczali wszyscy, którzy choć raz się z nią zetknęli. Barbara Gawron, która trzy lata spędziła w Ugandzie, tak wspomina ten pobyt i Doktę:
“Kochała Afrykańczyków i oni to wyczuwali. Oblepiali jej taras, czekając, aż do nich przyjdzie. A ona zawsze miała dla nich czas. Nawet, gdy była zmęczona, znajdowała choćby chwilę. Rozmawiała z nimi, sprawdzała czy nie mają zmian trądowych… Dyskretnie każdemu coś dawała. Żyła dla ludzi, także tych, którzy przyjeżdżali do Buluby. Każdego brała pod swe matczyne skrzydła. Opiekowała się salezjanami, młodym, początkującym personelem, umiejętnie zachowując równowagę między pomocą a ingerencją. Pomagała, ale nigdy nie przeszkadzała.
Toteż każdy, kto pojawiał się w Bulubie, zawsze pytał: A gdzie dr Błeńska? Ona bowiem dawała takie ciepło, za którym tęsknili wszyscy, jak za słodką czekoladą, której smak wcześniej poznali. Biła od niej świętość!”
Leczyła odrzucone dusze
Spójrzcie raz jeszcze na zdjęcie dr Błeńskiej i pomyślcie, czyż nie miał racji poznański kompozytor Stefan Stuligrosz, gdy pisał:
“Patrząc na Wandę, widzę światło, które przenika przez jej ujmujący uśmiech, życzliwość, dobre spojrzenie. Posiada ona cudowny wpływ na ludzi, choć zgoła nie myśli o tym, by wpływać na drugiego człowieka. Jest zawsze gotowa do najniższych posług. Służy każdemu, kogo spotyka – otwiera przed nim serce, oddaje czas. A to uczy pokory, którą ona, obok dobroci i przyjaźni, niesie ludziom. Nie wyobrażam sobie, by Wanda mogła kogoś nienawidzić. Ona bodaj największego wroga przygarnęłaby do swego serca, podobnie jak Ojciec Święty… Sam fakt, że całe życie poświęciła trudnej, odpowiedzialnej i jakże męczącej pracy lekarskiej, by pomóc tym najbardziej cierpiącym. Oni ją za to pokochali, nazywając „Matką Trędowatych”. Gdziekolwiek bywa, zostawia swój ślad. Tam, w Ugandzie przypomina o niej cały ośrodek w Bulubie – szpital, przychodnie, szkoła… Ale dużo ważniejsze jest zapewne to, co ci ludzie chorzy otrzymali od Wandy poza wartościami materialnymi. To kawałek jej serca, ogromnego serca, które przywróciło im radość i sens życia. Leczyła Dokta przecież nie tylko ich chore ciała, ale mocno zranione odrzuceniem dusze.”
Poznaj Doktę bliżej!
Doktor Wanda Błeńska wróciła do Poznania i tutaj zmarła w wieku 103 lat. Jeszcze kilkakrotnie wracała na chwilę do Ugandy. Skradła serca nie tylko Afrykańczyków, ale i nasze. Każdego 27. dnia miesiąca odbywa się w Poznaniu msza święta w jej intencji – w intencji jej beatyfikacji. Później wszyscy zebrani udają się na jej grób.
Jeśli ten krótki tekst zapalił w was chęć poznania jeszcze bliżej tej cudownej osoby, zapraszam na stronę internetową www.wandablenska.pl, która w całości jest jej poświęcona. Tam znajdziecie tekst modlitwy o beatyfikację oraz spis publikacji na jej temat.
Foto: wandablenska.pl