Przejdź do treści

A gdyby tak pójść w tę Wigilię na całość? Krótka historia o samotności w bloku…

← Wróć do artykułów

Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów

“Wybieram numer na domofonie i czekam na otwarcie drzwi. To zawsze trwa. Czasem muszę zadzwonić po raz drugi. Ale tym razem i to nie pomaga. Po chwili próbuję jeszcze raz. Bez skutku…”

Rutynowa wizyta

– Widzimy się za tydzień.

Tak kończy się każda moja niedzielna wizyta z Komunią Świętą u pani Elżbiety. Po Eucharystii o godzinie 13.00 w naszym parafialnym kościele zabieram Pana Jezusa i ruszam do moich chorych. U pani Elżbiety zawsze jestem na końcu. Po udzieleniu komunii mamy więc trochę więcej czasu dla siebie. Pół godziny rozmowy o tym i o tamtym. Trochę o zdrowiu, trochę o moich dzieciach. Czasem pojawiają się wspomnienia. Czasem gorzkie żarty o samotności w bloku pełnym ludzi. 

Choć pani Elżbieta porusza się z trudnością, to mieszkanie jest czyste i zadbane. Nie towarzyszy mu żaden szczególny zapach i wygląda jak wiele innych mieszkań zasiedlonych w latach osiemdziesiątych na naszym osiedlu. Może jest w nim nieco mniej rzeczy. Nieduży telewizor, radio. Na stole stosik książek i czasopisma z krzyżówkami. Na regale zdjęcie kuzynki z córką i duża kartka z kilkoma numerami telefonów. Na jej końcu jest także mój. 

– Jak Bóg pozwoli – odpowiada z uśmiechem Pani Elżbieta.

To ostatnie słowa, jakie słyszę zanim zamkną się drzwi. Po pięciu latach przyzwyczaiłem się do tej naszej wymiany zdań i stała się ona pewną rutyną.

Sam na sam – tylko z Nim

Kiedy w niedzielę w czasie mszy pomagam przy Komunii Świętej, są momenty, że jestem bezrobotny. Nie ma co owijać w bawełnę. Dla niektórych parafian Komunia Święta z moich (czy też innych niż kapłańskie) rąk jest nie do przyjęcia. Dla mnie jednak te chwile są niezwykle cenne. Z jednej strony pozwalają mi doświadczyć konkretnego trudu i kontestowania posługi szafarza nadzwyczajnego, z drugiej są czasem łaski. Stoję z Nim w dłoniach. Sam na sam. I często myślę o tym, że za chwilę będę Go niósł tym, którzy od lat nie mogą dotrzeć na Eucharystię.

Rutynowa wizyta – nie tym razem…

Wybieram numer na domofonie i czekam na otwarcie drzwi. To zawsze trwa. Czasem muszę zadzwonić po raz drugi. Ale tym razem i to nie pomaga. Po chwili próbuję jeszcze raz. Bez skutku. Sięgam po telefon i dzwonię na numer stacjonarny. Pani Elżbieta nie ma komórki. Nie jest jej potrzebna. W domu jest zawsze, a jeżeli nie, to tych kilka osób wie, że jej nie będzie. Telefon jednak nie odpowiada. Wracam do kościoła, a Pan Jezus do tabernakulum.

W tygodniu próbuję się znowu dodzwonić. Proszę znajomych, żeby zajrzeli do sąsiadów i popytali czy ktoś czegoś nie wie. Nie przynosi to jednak efektów. Samotność w bloku. Czemu się dziwić?

Idź na całość!

Zaganiani i skoncentrowani na swoich sprawach nie przywiązujemy wagi do rozmów, które prowadzimy. Niestety, nie tylko do tych przypadkowych w windzie czy biurze, ale także do tych z najbliższymi. Nieprawda? A czego dotyczyła twoja ostatnia rozmowa z rodzicami czy dziećmi? Pytam o rozmowę, a nie komunikację dotyczącą stanu zdrowia czy odrobionych lekcji. Co ważnego zostało powiedziane? Jaką historię usłyszałeś i jak zmieniła ona twoje życie? Czy naprawdę wiesz, co leży w głębi serca tych, których kochasz? Czy tylko żyjesz obok nich, nie mając czasu na prawdziwe spotkanie? Czy poświęcasz im całą swoją uwagę? Czy też pędzisz gdzieś za swoimi myślami planując: „rosół czy pomidorowa”? Czy sam nie tęsknisz za byciem usłyszanym? Za tym, aby tobie ktoś poświęcił całą swoją uwagę.

Święta Bożego Narodzenia już u drzwi. Postrzegamy je w Polsce jako czas szczególnie przeznaczony dla najbliższych. To dobry moment, żeby przełamać się nie tylko chlebem, ale i słowem. Wejść nieco głębiej w tworzone przez nas relacje, mniej koncentrować się na zawartości talerza, a bardziej na głębi serca tych, z którymi ten czas spędzimy. Bo wyjątkowość tych Świąt zależy tylko od nas. Tylko my możemy sprawić, żeby były (nie, nie magiczne) pełne ciepła i radości, której każdy z nas potrzebuje.

Można też pójść na całość! Otworzyć drzwi swojego mieszkania. Zajrzeć do sąsiada, którego może widzieliśmy raz w życiu. Po cichu zostawić mu pod drzwiami jakiś drobiazg czy powiesić bombkę na klamce. A może coś więcej? W końcu co mamy do stracenia?

Mały epilog

– Pani Elżbieta? Ta spod 34? A tak! Jest w szpitalu. Znaleźli dla niej termin operacji przed Świętami. Podobno wszystko strasznie szybko załatwiali. Wie pan, tak z dnia na dzień. Jej kuzynka podlewa kwiaty we wtorek wieczorem to się dowiedziałem.

Jest więc szansa, że w najbliższą niedzielę, tą wigilijną, znów padną słowa naszego pożegnania. Pewnie wypowiedziane z większą świadomością ich wagi.

Czy wiedziałeś, że…

Zobacz także