Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów
Dziecięce audiobooki z jednej strony mogą być wybawieniem dla rodziców, z drugiej czymś zdecydowaniem większym – okazją do rodzinnej uczty literackiej. No a z trzeciej dają też możliwość podziwiania lektorskich umiejętności. Jak wykorzystujemy audiobooki w naszej rodzinie, by służyły zarówno rozrywce, jak rozwojowi? I w końcu – jakie tytuły są u nas kultowe?
Audiobooki – nasza rodzinna przygoda
Gdy nasza córcia była w wieku wczesnoprzedszkolnym (a nawet młodsza), niejeden raz przytaczaliśmy jej wyniki badań. “Kochanie, ale specjaliści mówią, żeby czytać dzieciom 20 minut dziennie, a nie pięć godzin” – tłumaczyliśmy bezskutecznie naszej małej bibliofilce. Gdy próbowałam się zdrzemnąć, na moją głowę spadały tomiki literatury dziecięcej. Tak nasza młoda czytelniczka-terrorystka domagała się kolejnej dawki wiedzy i emocji. Książka rano, w południe, po południu, w gardle sucho, a wieczorem podczas czytania zdarzało nam się tracić kontakt z rzeczywistością i fabuła mieszała się z sennym majaczeniem rodzica, powodując zdziwienie małych słuchaczy nielogiczną zmianą wątku (znacie to?).
Nie dziwi zatem, że audiobooki stały się naszym wybawieniem tak szybko, jak tylko ilustracje do tekstu przestały być potrzebne naszej małej dziewczynce. Zaczęła się wtedy wielka przygoda, w którą wkręciła się cała rodzina. Bo wersje audio znanych powieści to często małe dzieła sztuki przyciągające swoją atrakcyjnością nie tylko młodych słuchaczy. Więc teraz trochę o naszych topowych numerach, choć jestem pewna, że mnóstwo jeszcze przed nami (i bardzo cieszę się tą perspektywą). Może przy okazji przypomną się i wam audiobooki, które tak samo wciągnęły wasze pociechy, jak i was.
Klasyka na drogę czyli nasze “autobooki”
Poprzedniego lata niekwestionowanym liderem było „Machiną przez Chiny” Łukasza Wierzbickiego. Leciało w naszym aucie trzykrotnie, nie nudząc nikogo, a powiedzenie: „Nie troskaj się, miły panie” na długo weszło do rodzinnego słownika. Muszę przyznać, że miałam w tym słuchaniu dodatkową rozkosz. Kawałek Heaven knows zespołu The Hunts (tak na marginesie: zespół tworzy siedmioro rodzeństwa) rozluźniał niezależnie od tego, czy występowałam w roli miejskiego kierowcy czy długodystansowego pasażera. Prawdziwa literatura drogi i absolutny hit podróży autem. Dzięki takim pozycjom piąta godzina jazdy autostradą może być emocjonująca nie tylko z powodu samochodów zajeżdżających drogę z prawego pasa.
W tym roku miałam niewątpliwą przyjemność uzupełnienia braków z podstawówki. Nie będę się chwalić, które pozycje zostały przeze mnie pominięte, ale „Chłopców z placu broni” Ferenca Molnára słyszałam po raz pierwszy. To był nasz kolejny „autobook”. Większe znaczenie miał dla dzieci wynik bitwy o plac niż fakt, że dojechaliśmy nad morze. Powiem jednak szczerze, że nie polecam tej lektury przed plażowaniem, chyba że nie przeszkadzają wam bitwy na bomby piaskowe pomiędzy dziatwą. Mnie trochę przeszkadzały, a raczej ich opłakane – i to dosłownie – efekty.
Kolejny hit. Klasyka klasyk – „Ania z Zielonego Wzgórza”. I uwierzcie – czytany przez Joannę Pach-Żbikowską to wyjątkowe doznanie. I niech mówią, że przy obecnych czatach i botach lektor jest postacią zbędną. O, nie może się z tym zgodzić ktoś, kto usłyszał panią Joannę mówiącą tyloma głosami. „Och, Marylo-o-o…” wypowiadane przez lektorkę było przez nas parafrazowane wielokrotnie. Ale istniał pewien szkopuł. Otóż, kiedy tylko włączaliśmy pannę Annę, nasz pięciolatek mruczał z dezaprobatą, a dwuipółlatek darł się bezpardonowo. Siłą rzeczy trzeba było czekać, aż szum silnika utuli młodszych do snu. Albo…
Audiobook okołoreligijny – ks. Zeman idolem!
Albo przełączyć na nasz rodzinny number one. „Przygody słonika Bombika” paulisty ks. Bogusława Zemana. Nie wiem, jak to możliwe: słyszałam już ten audiobook tyle razy, a ciągle odkrywam w nim coś nowego. I kiedy po aucie roznosi się protest przeciwko Ani Shirley (a może przeciwko temu, że tak szybko dorasta), słonik Bombik ratuje dalszą podróż, a piosenki śpiewane przez utalentowanego autora tekstu znajdują swoich młodszych wykonawców. I nagle nawet juniorzy jadą wsłuchani w poważne przygody afrykańskich zwierzątek. Poważne przygody, poważne problemy, dużo mądrości i poczucia humoru. Nic dziwnego, że nazwisko autora było skandowane na balkonie przez nasze dzieci: „Ks. Bogusław Zeman! Ks. Bogusław Zeman!” – i roznosiło się po osiedlu. No nic, każdy chce uczcić swojego ulubionego artystę, jak potrafi.
Skoro już jesteśmy przy literaturze okołoreligijnej, to muszę wspomnieć „Nie tak, jak u zbójców” Ursuli Marc. Ta opowieść urzekła naszą młodą słuchaczkę, a jestem pewna, że i każdemu dorosłemu przypomni, co to znaczy być dzieckiem Bożym w Królestwie Taty.
Nieświadoma lekcja audio
Do tej pory było dużo o podróżach i trochę wakacyjnych retrospekcji, ale jak dobrze wiemy, audiobook jest dobry na każdą porę roku i każdy korek w mieście albo dojazd do szkoły (jedno z drugim często idzie w parze). W tym ostatnim przypadku warto polecić coś w odcinkach, żeby łatwiej było opuścić samochód, gdy już osiągnie się cel. Jako że przed ósmą czas dojazdu do szkoły potrafi wydłużyć się u nas czterokrotnie, seria „Spotkania z piórem i pazurem” urozmaicała nam ten czas potężną dawką wiedzy i ciekawostek. Ten podcast był jak dodatkowa lekcja, tyle że… nikt tego tak nie odbierał. Co produkuje najwięcej tlenu na naszej planecie? Czym różni się poroże od rogów? Jak zwierzęta radzą sobie z zimnem, a jak z gorącem? Odpowiedzi na te i setki innych pytań w opowieściach przyrodnika Daniela Mroza przybliżały nas do natury i do szkoły. Aż przesiedliśmy się na rowery, bo jak się człowiek nasłucha, to rzeczywiście woli być bliżej lasu i wybrać alternatywne drogi i sposoby dojazdu.
Wpływ audiobooków – nasze badania
Książka do słuchania (pisząc bardziej po polsku) ma szereg atutów. Te, które mogę przytoczyć na podstawie badań domowych – na zupełnie niereprezentatywnej grupie – to regulacja ciśnienia tętniczego krwi, zmniejszenie poziomu kortyzolu, likwidacja narzekania i nudy, gimnastyka mózgu (czyli jak jeszcze bardziej podzielić swoją uwagę), rozwój słownictwa i wyobraźni, rozwiewanie chandry porannej, wieczornej i byle jakiej, kojenie bólu fizycznego i psychicznego, przyspieszanie procesu zdrowienia. Ale jest jeszcze coś. Słuchając wspólnie, rodzinnie, po prostu przeżywamy coś razem. Nie uciekamy w świat literatury (to oczywiście też u nas się zdarza), ale to literatura wchodzi w nasz świat i nadaje mu barw. Jest kodem, który wszyscy rozumiemy, dobrem, które łatwo się rozprzestrzenia, wspólną podróżą w czasie i przestrzeni i wrażliwością dotykająca kilku serc naraz.