Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów
„Nawet, jeśli rodzinie trudno jest pogodzić się z takim wyborem powołania życiowego syna czy córki, wsparcie jest w takim momencie bardzo potrzebne” – mówi w rozmowie z Portalem Siewca o. Tarsycjusz Bukowski, odpowiedzialny za Bernardyńskie Duszpasterstwo Powołań. „Kiedy człowiek pierwszy raz przekracza furtę klasztoru, wchodzi w zupełnie nową rzeczywistość. Świadomość, że w takim momencie mam po swojej stronie najbliższych, jest bardzo pocieszająca i umacniająca” – dodaje.
„Dziecko nie jest naszą własnością”
Dla wielu rodziców zaakceptowanie wyboru ścieżki życiowej ich pociech jest nie lada wyzwaniem. Nic dziwnego. Trosce o przyszłość dzieci może towarzyszyć wiele starań i oczekiwań. Zdarza się, że rodzice, przyzwyczajeni przez lata opieki do kierowania życiem dziecka, często nie chcą zaaprobować planów pełnoletniego syna czy córki. Niejednokrotnie sytuacja staje się jeszcze trudniejsza, gdy dowiadują się, że chciałoby ono rozpocząć nowicjat albo studia w seminarium. Paradoksalnie opór rodziców przed wstąpieniem ich dziecka na drogę osoby duchownej nie jest tylko domeną rodzin niewierzących i dotyczy także osób, które praktykują wiarę.
Czy odciąganie syna lub córki od planów w trosce o jego dobro jest tym, co mieści się w szeroko pojętej miłości rodzicielskiej? Dla psycholog Joanny Rumińskiej ocena takiego postępowania jest jednoznaczna. „Rodzic jest osobą dorosłą i nie powinien swoich trudności przelewać na dziecko. Powinien sam sobie to poukładać i przetrawić. Ba! Rodzice są we dwójkę, więc mogą między sobą to wszystko przedyskutować i być dla siebie nawzajem wsparciem” – mówi Joanna Rumińska i dodaje: „Aby nie zaszkodzić dziecku, wystarczy mu nie przeszkadzać. Czasami można stać z boku i się przyglądać. Rodzice zawsze mogą wyrazić swoje zdanie czy nawet dezaprobatę, ale ważne, aby dać dziecku znać, że jesteśmy mimo wszystko przy nim i jak coś się zdarzy, może liczyć na naszą pomoc”.
Zdaniem naszej rozmówczyni, przy wyborze przez dziecko drogi życia możemy je inspirować i pomagać w obraniu kierunku, ale trzeba pamiętać o szacunku do niego i jego odrębności. Jak więc mądrze wspierać swoje dziecko w realizacji jego powołania, a nie naszych wyobrażeń o jego przyszłości? „To pytanie jest łatwe, a zarazem przykre. Bo myślę, że gdyby pokolenia wstecz były wychowywane w wolności i poszanowaniu, to tego pytania nikt by nie zadał. Nawet nie wpadłby na pomysł, że tak można. Na szczęście prawda jest taka, że rodzice już coraz mniej próbują swoje niespełnione marzenia przelać na dzieci” – mówi nasz ekspert i zaznacza: „Dzieci są nam nadane. To nie jest nasza własność. Jeżeli wychowujemy nasze dzieci w poszanowaniu i budowaniu relacji, zaakceptujemy ich odrębność i wybory własnej drogi życiowej. Rodzice mogą ukierunkować, mogą być inspiracją, ale przede wszystkim mają być wsparciem w autonomicznym wyborze dziecka”.
Lekcja dla Kościoła
Od kilku lat obserwujemy w Polsce spadek liczby kandydatów do seminariów i zakonów. W ubiegłym roku w Polsce zostało wyświęconych 212 nowych księży. Jest to o 52 mniej niż w 2021 r. Najwięcej nowych powołań odnotowano w diecezji tarnowskiej. Tamtejsze seminarium przygotowało do kapłaństwa aż 17 kleryków. Dla porównania, w archidiecezji warmińskiej pierwszy raz od 72 lat nie wyświęcono ani jednego kapłana. Z o. Tarsycjuszem Bukowskim OFM, odpowiedzialnym za Bernardyńskie Duszpasterstwo Powołań oraz rzecznikiem prasowym Sanktuarium Pasyjno-Maryjnego w Kalwarii Zebrzydowskiej rozmawialiśmy na temat sytuacji związanej z powołaniami w Kościele oraz jego ścieżki do zakonu.
Joanna i Mirosław Haładyjowie: Czy mała liczba powołań to według ciebie realny problem Kościoła?
O. Tarsycjusz Bukowski OFM: Myślę, że niepotrzebnie mówimy o kwestii powołań z takiej – powiedziałbym – negatywnej strony. Kryzys, spadek itd. To może kreować taką fatalistyczną wizję lub powodować przygnębienie. Osobiście, choć mnie również dotykają takie myśli, uważam, że jest to lekcja dla Kościoła, na ile ufamy Bogu. Wbrew temu, co zdaje się dzisiaj dyktować rzeczywistość albo jakaś jej interpretacja, Panu Bogu świat nie wymknął się spod kontroli. Bóg nad nami czuwa. Jesteśmy w Jego bezpiecznych rękach. Nadal w klasztorach żyje wielu wspaniałych zakonników. Jest mnóstwo kapłanów oddanych pracy dla Królestwa Bożego. Tysiące sióstr zakonnych trwają na modlitwie albo posługują chorym czy dzieciom w żłobkach i szkołach. Mimo wszystko są młodzi, którzy decydują się na życie w zakonach, bo widzą w tym swoje prawdziwe szczęście. Za Jezusem początkowo poszło dwunastu Apostołów. Pan Bóg posłużył się tymi kilkunastoma zwykłymi mężczyznami. Dlaczego więc mamy dzisiaj żyć w niepewności? Jezus nas nie zostawi. To pewne.
Kryzys powołań czy powołanych?
A jak sprawa wygląda w Kalwarii Zebrzydowskiej?
Nie trzeba być ekspertem, żeby zobaczyć spadek kandydatów do seminariów czy zakonów, jednak nie jest to kryzys powołań. Podzielam zdanie ks. Marka Dziewieckiego, który mówił, że nie ma kryzysu powołań, bo Bóg, który powołuje, nie przeżywa kryzysu. Można mówić o kryzysie powołanych. I jako odpowiedzialny za duszpasterstwo powołań w mojej zakonnej prowincji, rzeczywiście widzę, że jest mniej chętnych do życia zakonnego, ale też wielu młodym, którzy nawiązują z nami kontakt, często brakuje determinacji, odpowiedzialności, czy gotowości do podjęcia decyzji na całe życie. Zresztą takie zjawisko nie dotyczy jedynie kandydatów do kapłaństwa lub zakonu.
Jeśli chodzi o sytuację u nas – we wrześniu 2022 r. w naszej prowincji pierwszy rok formacji, zwany postulatem, rozpoczęło czterech mężczyzn.
Rodzina widziała, że mi zależy
Gdy już młody człowiek zdecyduje się, że chce oddać swoje życie Bogu np. w zakonie, przychodzi taki moment, że o swojej decyzji musi poinformować rodziców. Czy pamiętasz, co czułeś, kiedy przekazywałeś wiadomość o wstąpieniu do zakonu rodzinie? Co usłyszałeś?
Pamiętam, że bałem się powiedzieć o tym w domu, ale usłyszałem bardzo ciepłe słowa. Mama powiedziała, że mogli się tego spodziewać oraz że rozumieją to i szanują. Choć, jak wiem, początkowo nie było im łatwo. Zresztą mnie też. Tato mnie po prostu przytulił. Nic nie mówił. Widzieli, że bardzo mi zależy na życiu w zakonie, dlatego nie stawali na mojej drodze. Wręcz przeciwnie – rodzice i bracia oraz ich rodziny bardzo mnie wspierali. I wspierają do dziś.
Co chciałby usłyszeć od rodziców młody człowiek, który wstępuje do zakonu?
Wydaje mi się – na swoim przykładzie – że chciałby usłyszeć słowa wsparcia. Nawet, jeśli rodzinie trudno jest pogodzić się z takim wyborem syna czy córki, wsparcie jest w takim momencie bardzo potrzebne. Kiedy człowiek pierwszy raz przekracza furtę klasztoru, wchodzi w zupełnie nową rzeczywistość. Świadomość, że w takim momencie mam po swojej stronie najbliższych, jest bardzo pocieszająca i umacniająca. Ale z reakcją rodziny bywa różnie. Zdarza się, co prawda rzadko, że rodzice są zupełnie przeciwni.
Z mojego punktu widzenia to jest klucz, by rodzice w takim momencie potrafili podejść do swojego dziecka z miłością – umieli mądrze tę miłość okazać, także słowami.