Przejdź do treści

Słyszeliście o Szkole Żon? ”Te spotkania to czas wytchnienia i zrozumienia”

← Wróć do artykułów

Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów

Ania, Kuka i Ula to trzy pełne mocy kobiety, tegoroczne moderatorki Szkoły Żon – miejsca wzrostu dla kobiet w małżeństwach. Jak same mówią, otwierają drzwi i zapalają światło, a Duch Święty działa w kobiecych sercach.

“Formujemy się przez relacje”

Małgorzata Trawka: Szkoła Żon – co to takiego?

Ania Kicinger: Nazwa “Szkoła Żon” funkcjonuje już od 2016 r., gdy zaczęłyśmy w naszej wspólnocie Woda Życia prowadzić spotkania dla kobiet w grupkach rozsianych po Warszawie i okolicach, tam gdzie mieszkamy. Zapraszałyśmy na nie nasze przyjaciółki, znajome, sąsiadki. Zaczęłyśmy formację od książki Lindy Dillow „Jaką żoną jestem?” i stąd przyjęła się ta nazwa.

Ula Dudek: To jest „szkoła”, w której udział jest dobrowolny, treści są życiowe, a forma spotkań jest atrakcyjna i dopasowana do aktualnych potrzeb kobiet. W ciągu roku nasze spotkania stają się coraz głębsze, bo znamy się coraz lepiej i czujemy się coraz lepiej ze sobą. Idziemy razem i towarzyszymy sobie w rozwoju duchowym. Z moim mężem od lat prowadzimy homeschooling, a to, co robimy w formacji kobiecej, to taki bardziej lifeschooling czy nawet wifeschooling (śmiech).

Czy to nie wymaga pokory, żeby uznać: muszę jeszcze jako żona się poduczyć, potrzebuję dodatkowych szkoleń?

Ania: Formujemy się przez relacje. Czy nazywamy się Szkołą Żon, czy inaczej – nie ma większego znaczenia. Znaczenie ma to, że zaprasza mnie jakaś osoba, koleżanka, której ufam, która idzie drogą wiary. A ja dołączam, żeby z nią coś przeżyć, razem wzrastać. My, kobiety, mamy potrzebę spotkania. Nasza nazwa ma wskazywać na przestrzeń wzrostu i formacji dla żon w duchu otwartości ewangelizacyjnej.

Foto: archiwum Uli Dudek

“Potrzebujemy wspólnoty doświadczeń”

Co was skłoniło do zaangażowania się w formację kobiet?

Ola Wąsowicz-Peinado (Kuka): Spotykamy się już od lat. Jeździłyśmy na rekolekcje z naszymi rodzinami, na których był też czas na spotkania tylko dla żon. Chwila wytchnienia, relaksu, wspólnej modlitwy tylko dla dziewczyn. Z tych spotkań, które pokazały, że potrzebujemy wspólnoty doświadczeń, wzrostu i relaksu, narodziła się Szkoła Żon. A teraz konkretne osoby, które usłyszą w sercu: „To jest twój rok”, idą służyć innym dziewczynom jako koordynatorki tych spotkań.

I to jest teraz wasz rok! Jesteście bardziej nauczycielkami czy uczennicami? Więcej dajecie czy czerpiecie?

Ula: Formuła spotkań kobiecych opiera się przede wszystkim na pracy własnej w ciągu miesiąca, a potem na spotkaniu, na którym dzielimy się i modlimy. Każda z nas jest tą, która przede wszystkim czerpie, rozwija się i dzieli, stając się inspiracją dla innych. Nie jesteśmy wobec siebie nauczycielkami, korzystamy z zewnętrznych źródeł, wartościowych książek, nagranych dla nas konferencji. 

Ania: Jako moderatorki dajemy swój czas, zaangażowanie, talenty i modlitwę, aby to, co robimy, było atrakcyjne i trafiało w potrzeby kobiet. A czerpiemy radość, wzrost, relacje, poczucie spełnienia, bo nasze talenty mogą zostać wykorzystane w Bożym celu.

Kuka: Dla mnie umocnieniem w wierze jest patrzenie, jak Pan Bóg działa w naszym życiu, jak dziewczyny się rozwijają. Ta ciągłość kontaktu ze sobą pozwala zauważyć, jak inne osoby rosną w relacji z Bogiem.

“Te spotkania to czas wytchnienia i wysłuchania”

W jaki sposób relacja z innymi kobietami ma nam pomóc rozwijać relację z Bogiem i mężem?

Kuka: Pomaga nam wspólnota doświadczeń. W kobiecym gronie dzielę się radościami i trudnościami. Widzę, że inne dziewczyny przechodzą przez podobne sytuacje, nieuniknione sprawy. Widzę, jak starają się budować relację z Bogiem, jak starają się nie zawalić relacji z mężem. Ich świadectwo mnie buduje i zachęca do dalszej roboty.

Ula: Szczególnie, że bycie żoną staje się coraz bardziej niszowym stanem w naszym otoczeniu.

Ania: Dzielenie na spotkaniach wynika ze specyfiki naszych serc, które naprawdę szukają głębi. Same spotkania są tak naprawdę czasem wytchnienia, zrozumienia, poczucia, że jestem wysłuchana, przyjęta. Ja też przyjmuję i wysłuchuję innych. To jest przestrzeń, w której odbudowujemy nasze siły, by dalej podejmować zadania i obowiązki.

Ula: Nie jesteśmy grupami terapeutycznymi. Idziemy cały rok jednym składem, mamy zasady dzielenia. To wprowadza porządek, dzięki któremu możemy lepiej sobie towarzyszyć. 

Można powiedzieć, że te spotkania są drogą, nie celem.

Ula: Warto się spotykać, być razem, dobrze ustawić wartości: pierwsza jest relacja z Bogiem, potem z mężem. To przez te lata już nam weszło w krew. Ale trzeba w tym trwać i dobrze jest mieć przyjaciółki, które też w tym trwają. I to jeszcze z okolicy, bo staramy się tworzyć tzw. bazy (czyli te nasze kobiece grupki) lokalnie. Wspieramy się wtedy i pomagamy sobie sąsiedzko. Co miesiąc spotykamy się też na uwielbieniu, a raz w roku na dniu skupienia dla wszystkich baz. 

Kładziemy też nacisk na formację małżeńską, dlatego mamy również propozycje dla małżonków. W ubiegłym roku zaproponowałyśmy małżeństwom wyjazd walentynkowy „RandkujeMY”, który był oddechem lata w środku zimy. Było kino, warsztaty, tańce, sauna, a w pokojach nastrojowe lampki.

Bez narzekania, z wytrwałością

Jakie owoce tej kobiecej formacji widzicie w waszym życiu?

Kuka: Musimy przeczytać jedną książkę rocznie (śmiech) i żadna z nas nie jest rozwiedziona. To są widoczne efekty. Owocem namacalnym są też przyjaźnie i relacje. Nie sprawdzimy, co by było, gdyby nie było w naszym życiu Szkoły Żon. Ale czuję się zmotywowana, prawdopodobnie bardziej, niż gdybym ten czas poświęcała na telefoniczne rozmowy z przyjaciółkami, narzekając na męża. Tu poświęcam swój czas w dobrym duchu i mam poczucie, że to mnie buduje.

Ania: Ta trwałość – bo niektóre z nas pracują już ósmy sezon – powracanie do pewnych treści, sprawia, że siłą rzeczy budują się w nas dobre nawyki, utrwalają dobre praktyki duchowe czy też te z życia codziennego. Jest walka z grzechem, wzrastanie w cnotach – jakby rzekł teolog. Boża łaska nieustannie kapie w nasze serca. Ciągle się na tę łaskę otwieramy. Nie rzucamy się tylko w wir codzienności, ale co miesiąc od nowa czymś się karmimy, doświadczamy umocnienia. Ta wytrwałość i wierność nie może nie doprowadzić do wzrostu.

Ula: Zdobywamy zaufanie do tego, że bycie żoną jest w porządku – szczególnie, gdy doświadczamy kryzysów. Słyszymy wspaniałe, budujące historie, gdy po trudnych miesiącach czy latach pojawia się światło w życiu kobiet. To daje innym nadzieję.

Szkoła Żon – zrób to sama!

A jeśli jakaś żona pomyśli teraz: „To by mi się przydało!”, to co ma zrobić? Czekać na rozpoczęcie “roku szkolnego”?

Ula: Do naszej formacji trafiają nasze znajome, sąsiadki i koleżanki zapraszane osobiście lub takie, które odnalazły nas przez naszą stronę szkolazon.pl. Ale czasem Duch Święty działa w sposób niestandardowy. W zeszłym roku powiesiłam na płocie plakat, który miał kierować do mnie uczestniczki pierwszego spotkania. Przechodząca z psem dziewczyna, która dopiero wprowadziła się na sąsiednią ulicę, zapisała mój numer i zadzwoniła, że właśnie szuka kobiecej grupy wzrostu! 

Kuka: Nie jest tak, że cały świat musi dołączyć akurat do Szkoły Żon. Masz kobiety, przyjaciółki w swoim otoczeniu? Zaproś je na wspólne spotkania przy herbacie, kawie, z dziećmi lub bez – zależy jakie masz uwarunkowania. Porozmawiaj w parafii z jakimś księdzem, czy ktoś by was przygarnął, pobłogosławił. Weźcie na warsztat książkę, którą masz pod ręką, którą chciałabyś przeczytać, którą twoje koleżanki chciałyby przeczytać wspólnie, i do dzieła! 

Można się też oczywiście z nami skontaktować. Możemy „sprzedać” know-how wypracowany któryś już rok i możemy pokazać, jak to się robi. Mamy obecnie 37 baz w Polsce, dwie online i jedną w Japonii. Zrzeszają one prawie czterysta kobiet, ale nie wszyscy muszą dołączyć do tej samej formacji. 

Ania: To jest pewien pomysł na spotkania dla kobiet, który wypracowałyśmy, widzimy, że działa, pączkuje, rozrasta się. Nie ma w tym nic skomplikowanego. Nie ma problemu, żeby powtarzać, powielać, modyfikować, żeby to się rozwijało w całej Polsce. Nasze bazy nie działają na zasadzie „kopiuj-wklej”. Każda ma swoją specyfikę, bo ktoś ma więcej czasu, mniej, ma dzieci pod opieką, nie ma, spotyka się w domu lub w salce. Każda baza jest inna i każda jest cudowna.

Ula: Dobrze jest, żeby koordynatorki spotkań – które są takim sercem grupki, bo muszą czasem zainspirować, zachęcić, służyć, tworzyć przestrzeń, przekazać coś więcej – miały swoje własne spotkania. Żeby mogły czuć się pewniej z tymi siłami, które posiadają. Zobacz, żono, że ty to potrafisz, możesz stworzyć taką grupkę. My ci podpowiemy, co już odkryłyśmy, a ty działaj w swojej społeczności.

Foto główne: archiwum Uli Dudek

Czy wiedziałeś, że…

Zobacz także