Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów
Niejeden raz śmialiśmy się, że rozumiemy się bez słów. Tak – kiedy przebywa się ze sobą długo, zna swoje nawyki, przyzwyczajenia, rytm dnia, to faktycznie pewne zdarzenia, sytuacje, intencje czy emocje drugiej osoby nie są trudne do przewidzenia i rozgryzienia. Gorzej, gdy nadchodzi srogie „domyśl się”.
Chcę, ale nie powiem
Początki naszego związku były dość burzliwe. Wspominaliśmy już o tym w poprzednich artykułach, że Osobą, której chyba najbardziej zależało na naszym małżeństwie, był Bóg. Musieliśmy ostro zetrzeć się w konflikcie pt. „Ja wyniosłam z domu to, a Ty co innego – czy ktoś z nas ustąpi?”. I owszem, udało się, może nie w 100 procentach, może nie całkiem wycofując swoje nawyki, ale przez ciężkie przepracowanie tego, kim ja właściwie jestem i czego od niej/niego oczekuję.
Co najbardziej powodowało i dotąd nieraz powoduje spięcie? Słynne „domyśl się”, szczególnie z kobiecych ust. Sporo czasu zajęło mi zrozumienie, że jasny komunikat do mojego męża przyniesie zadowalający rezultat, natomiast nagminne testowanie jego umiejętności spostrzegawczych, nawet jeśli bardzo lubi Scherlocka Holmes’a i Doktora House’a, będzie zwykle zakończone jadowitym, kobiecym fochem.
Głośno i wyraźnie
Emil jest raczej statecznym mężczyzną z tendencją do małego sarkazmu wplatanego w co niektóre zdania. Lubi przewidywalność, stabilność. Kiedy przychodzi nam szykowanie jakiegoś rodzinnego spotkania, on zawsze bierze kartkę i tworzy listę rzeczy do zrobienia, które potem z radością odhacza. Mnie się to podoba, bo przynajmniej o niczym nie zapominamy, ale osobiście działam zwykle tak, że cała moja lista jest w głowie. Nieustannie kotłuję myśli, co jeszcze trzeba zrobić, lubię spontaniczność i adrenalinę w działaniu. W końcu przeciwieństwa się przyciągają!
I przyciągnęły, ale na to też trzeba było czasu i wyrozumiałości. No bo jak nagle wybaczyć to, że żona dziś, po intensywnym poranku z dziećmi, nie zrobiła obiadu, choć u mamy był każdego dnia? Jak zrozumieć, że mąż chce wieczorem obejrzeć mecz, kiedy ja wtedy zaplanowałam spotkanie ze znajomymi? No i w końcu jak zaakceptować, że wazon na stole od 3 tygodni stoi pusty, córka poszła do przedszkola w zimowej czapce, choć jest połowa ciepłego kwietnia, a w przypadku śmietany, chodziło o “trzydziestkę”, a nie “osiemnastkę”?
Wyjścia są dwa. Mówić o swoich potrzebach i oczekiwaniach lub z fochem trzasnąć drzwiami, wykrzykując zza nich po chwili stek wyolbrzymionych sytuacji, które w ostatnich latach miały miejsce między nami. Oczywiście dopowiadając „ty zawsze” i “ty nigdy”. Z doświadczenia wiem, że to drugie wyjście kosztuje potem trudne słowo, jakim jest „przepraszam” i próby wyjaśnień, że wcale tego nie miałam na myśli. Najlepszym przykładem pierwszego wyjścia są dzieci, a szczególnie te najmłodsze. Nie znając mowy, doskonale przekazują płaczem swoje potrzeby, bo w przeciwnym razie zginęłyby z braku ich zaspokojenia. Nie każą nam się domyślać, tylko w oczywisty sposób wyrażają siebie.
A co na to Pan Bóg?
W takim oczekiwaniu na domysły ze strony męża, a czasem nie tylko jego, zauważyłam, że kiedy wypowiadam do Boga jakąś prośbę, to automatycznie próbuję się domyślać, jaka będzie ta Boża odpowiedź. Czy Pan Bóg, siedząc sobie na swym niebiańskim tronie, pastwi się nad nami, dając nieoczywiste znaki? Nie sądzę, choć w podświadomości szukam tej odpowiedzi. Ratuje mnie druga myśl: że w końcu Bóg jest Miłością, a mnie często oczy przesłania grzech – moja niedoskonałość, w której myślę, że na nic nie zasługuję. A jeśli tak, to na pewno muszę zgadywać, o co chodzi Najwyższemu. Odpowiedź uzyskuję w ulubionym fragmencie:
O nic się nie martwcie, lecz we wszystkim przedstawiajcie wasze prośby Bogu, modląc się i błagając z dziękczynieniem.
(Flp 4,6)
I tak jak Bogu, tak i mężowi, coraz częściej mówię o prośbach, a on bez problemu słucha i stara się je realizować.
Srebro albo złoto
Chociaż mówi się, że mowa jest srebrem, a milczenie złotem, to wiem, że warto nasze prośby i pragnienia dzielić z drugim. Może się wtedy okazać, że za jakiś czas wrócimy do domu i wazon będzie wypełniony, dzieci ubrane w swoje rozmiary, a śmietana “trzydziestka” dodana do pysznej “carbonary” przygotowanej na wspólny, romantyczny sobotni wieczór w blasku świec, albo chociaż ekranu, jeśli ma się pod dachem wielkiego fana kina.