O marzeniach bycia rodzicami trójki lub czwórki dzieci mówiliśmy sobie na długo przed ślubem. To była wizualizacja naszej szczęśliwej rodziny, a w niej oczywiście my, czyli wymarzone małżeństwo wciąż obdarzające się miłością – długie rozmowy, randki, wieczorne kino domowe i miłe, wzajemne niespodzianki. Wprost idealny obraz małżeńskiej relacji – idealnie i szybko zweryfikowany.
Dzieci tuż po ślubie – nie zdążyliśmy się nacieszyć sobą?
Ile mieliśmy czasu po ślubie na własną, małżeńską przestrzeń i fascynację? Całe 9 miesięcy. W zasadzie tym, co wtedy dla siebie zrobiliśmy, była nasza kilkudniowa podróż poślubna oraz prezent, jaki sobie zafundowaliśmy – nielimitowany dostęp do wszystkich filmów w kinie. Skąd ten pomysł? Emil to miłośnik filmowy, natomiast dla mnie to dobra okazja do wspólnych wyjść i zaciekawienia tym, co wciąga mojego męża. Roczny bilet zwrócił nam się w pierwszy miesiąc po ślubie, gdy dotarliśmy na 11 ekranizacji. A potem byliśmy już tylko na pojedynczych seansach.
Okres pierwszej ciąży był dla nas czasem szukania własnej przestrzeni do mieszkania i życia. Nasza codzienność skupiała się na podejmowaniu często ważnych decyzji i z miesiąca na miesiąc było mi coraz ciężej, bo mój brzuch rósł razem z małą, mieszkającą w nim, córeczką.
Byliśmy pochłonięci wiciem gniazda. Potem poród i – nie ma co ukrywać – już nieco inne, trudniejsze tory życiowe. Tak się historia potoczyła, że w ciągu pięciu lat małżeństwa zostaliśmy rodzicami trójki dzieci. Plan – mówiąc kolokwialnie – odhaczony, tylko co z nami? Co z naszą wyidealizowaną miłością?
Czytaj także: Ognisty seks w małżeństwie? To nie żart. To obowiązek!
Jaki jest nasz cel w relacji małżeńskiej?
Życie nabrało tempa. Trzykrotnie powtórzyliśmy ten sam schemat – czas ciąży, czas porodu, kolejne etapy życia naszych dzieci, trzy chrzty i inne uroczystości rodzinne. Zdecydowanie w sferze rodzicielskiej organizacji moglibyśmy już z zamkniętymi oczami kompletować wyprawki, organizować imprezy, przebierać pampersy i zacząć pisać poradnik dla mam i tatusiów na podstawie własnych doświadczeń.
Zauważyliśmy w tym wszystkim pewną zmianę. Doba zaczęła uciekać nam zbyt szybko, a my, kiedyś nocne marki, teraz o 22:00 zasypiamy na kanapie. Wyrobiliśmy sobie chyba wprost idealny scenariusz do tego, by przez kolejne pięć lat nasz ogień miłości gasnął, by codzienna mijanka w drzwiach nas oddalała, a wspólna więź została tylko na urzędowym papierze z 2018 roku.
Jednak bardzo tego nie chcemy. I już teraz widzimy, że choć do kina chodzę częściej z przyjaciółką, że przez karmienie, wino weselne wciąż czeka na otwarcie, że choćby weekendowy wyjazd we dwoje graniczy z cudem, to jednak jesteśmy w bardzo bliskiej, małżeńskiej relacji. Jak to możliwe?
Ten obraz wspólnego życia, który podpowiadało nam początkowe zakochanie, był po prostu fałszywy i bardzo emocjonalny. Nie był zły, ale wyidealizowany, a świat i życie po prostu takie nie jest – choć telewizja, książki, social media, a nieraz bliscy, chcą nam wmówić coś innego.
Bliska relacja w małżeństwie – zadbajmy o trzy sprawy
Po pierwsze: być
No przecież jestem – mogę tak powiedzieć. Jestem w życiu, w codzienności, robię to, co powinnam jako mama i jako żona, spełniam obowiązki stanu. Ale może być tak, że niby jestem, ale tak naprawdę mnie nie ma w życiu mojego męża.
Oboje mamy tak, że lubimy spędzać razem czas, przebywając w jednym pomieszczeniu. Kiedy dzieci już śpią, bardzo chętnie siedzimy wspólnie w drugim pokoju, często robiąc zupełnie inne rzeczy. Ten obraz, w którym wyobrażaliśmy sobie wspólne wieczory przy filmach, w rzeczywistości zawierał w sobie obecność. To o obecność chodzi tutaj najbardziej.
Po drugie: słuchać i mówić
Znów, tak jak wyżej: mogę słuchać, a nie słyszeć. Mogę mówić, a nie powiedzieć. I tak – zdarza mi się słuchać, a za moment pytać, co mi mąż powiedział. Wtedy Emil wie o tym, że w danej chwili coś bardziej absorbuje moje myśli.
Aktywne słuchanie buduje miłość, jednak musi być obustronne. Gdy Emil wraca z pracy, to często zaraz po przyjściu zdaje relację ze swojego dnia, a następnie ja opowiadam, co wydarzyło się podczas mojego czasu z maluchami w domu. Czy zawsze jest w tym jakieś “wow”? Oczywiście, że nie, bo sensem nie są tu tylko wydarzenia z dnia, ale uczucia, emocje i potrzeba opowiedzenia przez drugą stronę tego, co było.
Słuchanie pomaga też unikać wielu sporów między sobą. Nie zawsze “słuchać” znaczy “zgadzać się”, jednak ta czynność daje poczucie bycia ważnym dla drugiego.
Wizualizowaliśmy w idealnym małżeństwie długie rozmowy – a tymczasem, nie potrzeba do miłości ekstra czasu na takie dialogi, bo aktywne słuchanie na co dzień po prostu wystarczy.
Bywają jednak i takie przegadane wieczory, kiedy wywiąże się jakiś ciekawy temat, coś nas bardzo zaabsorbuje, jednak nie co dzień i niekoniecznie, by czuć się kochanym.
Po trzecie: dawać
Co mam dawać? Prezenty? Oczywiście! Tym bardziej, jeśli prezenty są językiem miłości naszej drugiej połówki. Nie chodzi o prezenty w kontekście tylko materialnym, ale chodzi o dawanie siebie – swojego czasu, swojej uwagi, swojego zainteresowania. W tych elementach tkwi miłość. Podobnie jak z dziećmi – możemy zalewać ich masą zabawek, prezentów, ale nie napełniać zbiornika ich miłości.
Kiedy Emil okazuje mi zainteresowanie, komentując np. mój wygląd, nowe ubranie, kiedy poświęca czas na wysłuchanie mojej opowieści, kiedy dostrzega trud włożony w ogarnięcie domu i ugotowanie obiadu i mówi mi o tym – czuję się kochana. Widzę, że jestem dla niego ważna, a on chce mi swoją miłość dać i wyrazić, a nie zachować tylko dla siebie.
W idealnych marzeniach pod tym dawaniem krył się wspólny czas, prezenty, niespodzianki, zaskoczenia. Tymczasem w codzienności z dziećmi nie jest to pierwsza rzecz, o której myślimy w kontekście małżonka. Ale co dzień możemy znaleźć i dać dobre słowo, spostrzeżenie, miły komplement i uwagę.
Codzienne, małe kroki
Być może te trzy kroki wyglądają jałowo. Można pomyśleć, że to są rzeczy oczywiste, a można też pomyśleć, że nie ma tu żadnego konkretu.
W moim odczuciu, przy trójce dzieci i codziennej gonitwie, te wymienione punkty są jak najbardziej realne i dają ogromne poczucie bycia kochanym, dbania o relację oraz bezpieczeństwo.
Kiedy ta płaszczyzna działa między małżonkami – wtedy działają i miłe są także wspólne randki, prezenty materialne, bliskość fizyczna. Natomiast jeżeli na co dzień słuchamy, a nie słyszymy, jesteśmy, a nas nie ma, dajemy, ale nie to, co trzeba, to wtedy ani randka, ani prezent, ani współżycie nie będzie tym, co wypełni nasz pusty zbiornik miłości.
I nie jest to recepta tylko dla zabieganych rodziców małych dzieci. Każde małżeństwo w ten sposób zbuduje trwałą relację i każdy napełni swój zbiornik miłości.