Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów
Najczęściej pojawiającym się pytaniem do Pana Boga ze strony niepłodnych małżonków jest: „Dlaczego my?” albo „W czym my jesteśmy gorsi od tych, którzy mają dzieci, choć wcale ich nie chcą?”. Nie pomagają w tym doniesienia z telewizji o kolejnym porzuconym dziecku, które zmarło gdzieś na śmietniku. Często małżonkowie podają właśnie taki przykład: „Dlaczego nam Pan Bóg nie daje dziecka, a takim, którzy wyrzucają je na śmietnik – tak? W czym jesteśmy gorsi? Nie zasługujemy na dziecko?”. Głupie pytania? Oczywiście, że nie. Są one wręcz naturalne.
Niepłodność – bunt na Boga jest normalny
Abraham i Sara, bohaterowie Księgi Rodzaju, utożsamiali brak potomstwa z brakiem błogosławieństwa. Do dziś nic się nie zmieniło w odczuciach małżonków w takiej sytuacji. Niepłodni czują się zostawieni przez Pana Boga. A kiedy upragnione maleństwo się pojawia, ale z jakichś powodów dochodzi do poronienia, poziom poczucia porzucenia jest jeszcze większy. Można oczywiście podawać przykłady małżonków, którzy przyjęli taką wiadomość ze spokojem, ale jestem przekonana, że w głębi serca, choćby przez moment, pojawia się pytanie: „Dlaczego tak się stało?”. I jest to absolutnie naturalne.
Czas oczekiwania na poczęcie jest u małżonków niepłodnych czasem walki duchowej. Zwłaszcza, że niemożność poczęcia dziecka jest w psychologii postrzegana jako strata dziecka. Z każdą kolejną rozpoczynającą się miesiączką u kobiety to doświadczenie powraca. Niektórzy nawet mówią, że miesiączka to łzy niespełnionego macierzyństwa.
Dajmy przeżyć żałobę
Przypomnijmy etapy żałoby:
- Zaprzeczanie.
- Gniew.
- Targowanie się.
- Depresja.
- Akceptacja.
Jeśli zaczniemy rozmawiać z małżonkami o ich stracie dziecka, gdy są na pierwszych czterech etapach żałoby, mówiąc im: „Pan Bóg daje, Pan Bóg zabiera”, „Macie orędownika w niebie. Macie tam już kogoś, kto się za wami wstawia” albo „Pan Bóg na pewno wysłucha waszych modlitw”, to możecie tym wyrządzić więcej szkody niż pożytku. Wydawać by się mogło, że przecież w przypadku małżonków wierzących rozmowa duchowa, rozmowa o tym, co Pan Bóg chce im przez to powiedzieć, jest czymś, czego oni potrzebują najbardziej. Jednak na wczesnym etapie żałoby takie rozmowy mogą bardziej ranić, niż pomagać. Jeden z kierowników duchowych mówił mi, że w takich sytuacjach najpierw trzeba zaopiekować się małżonkami pod kątem psychologicznym, a dopiero później duchowym.
“Mały orędownik?” – uważajmy z takimi tekstami
Jedno z małżeństw, o którym już kiedyś wam pisałam, na pogrzebie swojego pierwszego synka miało ochotę nawrzeszczeć na wszystkich, którzy mówili im o „orędowaniu z nieba”. Najbardziej chcieli wtedy mieć synka fizycznie przy sobie, móc go przytulić, pocałować. Wcale nie myśleli o tym, jak to cudownie, że teraz ktoś tam w niebie prosi samego Boga o dziecko dla nich.
Taka wdzięczność przyszła dopiero później. Może dlatego, że modliła się za nich cała rzesza przyjaciół i bliskich. Musieli po ludzku przejść przez ten bunt, ból i rozczarowanie, by dojść do ostatniego etapu żałoby, jakim jest akceptacja. Teraz, po latach, potrafią dziękować Bogu za pierwszego synka, za to, że mogli w taki sposób zostać rodzicami. Ale na początku, gdy po ludzku byli na Pana Boga zwyczajnie źli i obrażeni, takie komunikaty do nich nie docierały.
Utrata dziecka – jak pomóc na początku?
Nie trzeba być psychologiem, by wiedzieć, jak bardzo w takich chwilach małżonkowie potrzebują wsparcia duchowego. Jak w anegdocie o Panu Jezusie, który podczas spotkania z pewnym człowiekiem w niebie, powiedział mu, że zawsze z nim był, w każdym momencie życia i że szedł za nim krok w krok. Człowiek spojrzał na ślady stóp i zobaczył, że w najtrudniejszych momentach jego życia był tylko jeden ślad. Powiedział do Pana Jezusa: “Zawsze ze mną byłeś? To dlaczego w najgorszych momentach mojego życia jest tylko jeden ślad?”. Jezus odpowiedział mu: “Dlatego, że niosłem cię na swoich ramionach”.
Kiedy małżonkowie nie mają siły, by wierzyć, my możemy prosić w ich imieniu. I nie bójmy się tego robić. To jest walka. Nietrudno się domyślić, jakie diabelskie podszepty im wtedy towarzyszą: „Zobacz. Pan Bóg cię nie kocha. Nie wysłuchał twoich modlitw. Nie interesuje Go, że cierpisz. Nie jesteś godzien, by zostać rodzicem. Pan Bóg widocznie nie chce, byś miał dzieci, bo się do tego nie nadajesz”. Człowiek w cierpieniu może się w tych czarnych myślach pogrążać i „nakręcać”. Naszą rolą jest wesprzeć tych małżonków duchowo modlitwą. By Duch Święty przyszedł ze swoim darem pocieszenia.
Rozejrzyjcie się wokół i zobaczcie, czy nie ma wśród was małżeństwa, które stara się o dziecko lub przeżyło stratę. Otoczcie ich modlitwą. Nawet jeżeli mówią, że są pogodzeni.