Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów
Czasem gdy narzekam na hałas i bałagan, który jest nieodłącznym elementem naszej wielodzietności, przypominają mi się te wszystkie pary, które prowadziłam w ramach Creighton Model System – głównego narzędzia naprotechnologii. W większości były to małżeństwa starające się o potomstwo. Wielu z nich się udało i są już szczęśliwymi rodzicami. Czy to metoda, która ma rozwiązania na każdy problem natury prokreacyjnej? Myślę, że na każdy nie, ale na bardzo dużo – tak.
Naprotechnologia tylko dla niepłodnych?
Jeden z mitów, jaki powstał w Polsce wokół naprotechnologii, mówi, że jest to metoda wyłącznie dla niepłodnych. Nic bardziej mylnego. W tej metodzie, która polega najpierw na nauce obserwacji cyklu (Creighton Model System), a później na diagnostyce i leczeniu, główne znaczenie ma znalezienie problemu – przyczyny, która może hamować pewne naturalne mechanizmy. Naukę metody rozpoczynają zarówno małżeństwa niepłodne, jak i płodne, również kobiety samotne, nie współżyjące, a także młode dziewczęta.
Każda z tych kobiet, czy każde z tych małżeństw, przychodzi ze swoim problemem. Czasem jest to niepłodność, czasem nieregularne cykle, czasem chęć odłożenia poczęcia, czasem chęć odłożenia antykoncepcji hormonalnej, bolesne miesiączki, zbyt obfite miesiączki i wiele, wiele innych. Jednak bardzo często jest to niepłodność i stąd chyba ten właśnie mit.
Naprotechnologia w zakonie?!
Jedna z lekarek ginekologów (siostra zakonna) zapytana na kursie „napro” (jak potocznie go nazywamy), kogo na początek będzie uczyła tej metody, odpowiedziała, że wszystkie siostry w jej zgromadzeniu. Na drugiej części kursu (po półrocznej praktyce) zapytaliśmy ją, czy się udało. Jedna z jej współsióstr na prośbę, by zaczęła obserwacje, odpowiedziała, że przecież ona nie planuje mieć dzieci i na co jej to. Owa siostra-ginekolog odpowiedziała jej wtedy: „Proszę cię, rób te obserwacje, żebym wiedziała, co z twoimi hormonami i żebyśmy mogły tu z tobą wytrzymać”. Trochę z przymrużeniem oka, ale pokazuje to powszechne postrzeganie naprotechnologii.
Ile małżeństw, tyle historii
Par czy kobiet, które przychodzą uczyć się metody z powodów innych niż niepłodność, jest w Polsce niewiele. Może właśnie przez owy mit. Najczęściej więc pracuję z małżeństwami niepłodnymi – często po wielu latach starania się o dziecko. Sytuacja każdego z tych małżeństw jest inna, ale jest jedno, co je wszystkie łączy – przeogromna tęsknota za dzieckiem i chęć poznania powodów, dla których dotąd to dziecko w ich życiu się nie pojawiło.
Prowadziłam czasem takie małżeństwa, które już na starcie przyszły z nastawieniem, że nie marzą o dziecku. Chcieli poznać jedynie przyczynę ich niepłodności, by móc zamknąć pewien rozdział w życiu. Nie zapomnę pewnej lekarki, która przyjeżdżała na spotkania ze mną sama. Miała 45 lat, jej mąż 65 i właśnie był po operacji nowotworu prostaty. Oni nie pragnęli już dzieci, bo zdawali sobie sprawę ze swojej sytuacji. Pamiętam, jak ta pani powiedziała: „Chciałabym, mając 70, 80 lat usiąść w fotelu i mieć spokój w sercu, że dowiedziałam się powodu, dla którego nie mieliśmy dzieci. Jeśli jednak jakimś cudem dzięki tej metodzie by nam się udało – bylibyśmy w siódmym niebie”.
Naprotechnologia skutkuje – nie tylko biologicznie
Naprotechnologia daje małżeństwom niepłodnym swego rodzaju obietnicę, że w ciągu dwóch lat znajdzie przyczynę ich niepłodności i jeśli tylko współcześnie dostępne metody leczenia na to pozwolą (farmaceutyczne, ale też chirurgiczne) – małżonkowie będą mogli mieć pierwsze i kolejne dzieci. Natomiast jeśli współczesna medycyna nie będzie w stanie na dzień obecny zaradzić ich schorzeniom – będą znali odpowiedź i będą mogli zamknąć pewien rozdział, a w przyszłości np. otworzyć się na adopcję. Wiemy dobrze, że takiej decyzji nie podejmuje się łatwo, ale niektóre małżeństwa po takiej diagnozie, która nie daje im szansy na dzień dzisiejszy począć naturalnie dziecka, decydują się na adopcję. Czasem od razu, czasem po kilku latach.
Poznałam takie małżeństwa. Często mówili, że ich adoptowane dzieci też są dziećmi, które mają dzięki naprotechnologii.
Przyczyna niepłodności bywa bardzo prosta
Jednak w większości sytuacji udaje się znaleźć przyczynę niepłodności, wyleczyć ją i takie małżeństwo może cieszyć się z upragnionego dziecka. I to nie jednego.
Znam małżonków, którzy czasem kilkanaście lat nie mieli dzieci. Kiedy tylko znajdowano przyczynę ich niepłodności i zaczynali się leczyć, to po trzecim czy czwartym dziecku, które pojawiało się co rok, półtora, prosili mnie, bym teraz przedstawiła im zasady w sytuacji odkładania poczęcia.
Jedno z takich właśnie małżeństw cieszy się z pięciorga dzieci. Przypominam sobie czasem ich drogę diagnozowania i leczenia, a lekko nie było. U niej problemy z tarczycą, a u niego bardzo słaba jakość nasienia. Usłyszeli kiedyś u jednego z lekarzy, że z takimi wynikami, to nigdy nie będą mieli dzieci. Kiedy trafili na leczenie naprotechnologią, okazało się, że nie będzie to mocno skomplikowany proces. Regularne przyjmowanie leków na tarczycę, częste kontrolowanie jej u żony, a u męża dieta i przyjmowanie suplementów, by poprawić jakość nasienia. Udało się! Teraz wydaje się to takie proste.
Wystarczyło zrobić badania na nietolerancję pokarmową, wyeliminować z diety to, co szkodzi i przyjmować suplementy. Jakość i ilość plemników znacznie wzrosła. Jednak, by tak się stało, lekarz musi wiedzieć, gdzie może być problem. A taką wiedzę zdobywa się z książek, kursów, szkoleń i przede wszystkim z doświadczenia. Taki rozwój daje lekarzom naprotechnologia.
Wyrzeczenie dla poczęcia… Było warto
Inne małżeństwo po 14 latach starania się o potomstwo, trzech nieudanych próbach zapłodnienia in vitro, natrafiło na artykuł o naprotechnologii w jakimś dzienniku. Mąż wziął dwa segregatory wyników ich badań i pojechał do lekarza, o którym była mowa w artykule – na drugi koniec Polski. Lekarz nie był przesadnie wylewny, ale powiedział, ze widzi dużą szansę powodzenia. Miał już wtedy w głowie pewien plan po przejrzeniu wyników. I w sytuacji tego małżeństwa kluczowa była dieta, której zadaniem było poprawienie jakości nasienia. Nie było to łatwe, bo pacjentem był rolnik z krwi i kości, a z wyników badań wynikało, że nie może jeść przetworów mlecznych, pić mleka, jeść glutenu i wieprzowiny i unikać jajek! Trudne do wyobrażenia dla rolnika? Bardzo. Ale to małżeństwo powiedziało sobie, że to dla nich żadna trudność, jeśli dzięki temu mogą stać się rodzicami. I udało się!
Takimi przykładami mogłabym sypać jak z rękawa. Myślę jednak, że już te przytoczone mogą tchnąć pewną nadzieję w serca tych, którzy zmagają się z takimi trudnościami w małżeństwie.
Księża po kursach naprotechnologii
Niewiele osób wie, że w ramach diagnozowania i leczenia naprotechnologią istnieje możliwość porady duchowej, wsparcia dla osób wierzących. Są specjalne kursy dla księży. Oczywiście nie obejmują części nauki metody, rozpoznawania śluzu itd. Są krótsze i skupione na zupełnie innych kwestiach.
Małżonkowie, którzy mają taką potrzebę, chętnie z niej korzystają. My – instruktorzy i lekarze – nie zawsze potrafimy odpowiedzieć na pytania natury duchowej, które często małżonkowie w sytuacji niepłodności sobie zadają. Wtedy z pomocą przychodzą księża.
Całościowe podejście do problemów, z jakimi zgłaszają się pacjenci, sprawia, że moglibyśmy uznać bez pychy tę metodę za jedną z lepszych naturalnych ścieżek, do jakich mamy dostęp.
Jeśli chcesz jeszcze mocniej zgłębić temat, polecam ci obejrzenie krótkiego dokumentu zawierającego świadectwa małżeństw i wypowiedzi twórcy naprotechnologii prof. Thomasa Hilgersa.