Przejdź do treści

Fenomen “Władcy Pierścieni” – ta pasja napędza mnie jako ojca i nauczyciela

← Wróć do artykułów

Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów

Ktoś powiedział, że świat dzieli się na tych, którzy znają “Władcę Pierścieni” i tych, którzy dopiero go poznają. Nasza rodzina na szczęście zalicza się do tych pierwszych. Szkoła, w której pracuję – również. Zgadnijcie, za czyją sprawą.

Czytelne rozróżnienie dobra i zła

„Władca Pierścieni” to wspaniałe, epickie dzieło – napisane z wielkim rozmachem. Chociaż nie jesteśmy z żoną wielkimi fanami fantastyki, to pociąga nas baśniowość tej powieści. Wędrówka Froda, szlachetna postawa Sama czy Aragorna, głęboka mądrość życiowa Gandalfa, przymioty innych postaci oraz czytelne, uniwersalne rozróżnienie świata dobra i zła jest wręcz bardzo ewangeliczne. Wpłynęły na to z pewnością poglądy, jak i postawa samego autora – Johna R. R. Tolkiena – który był żarliwym katolikiem. Mimo iż odniesienia chrześcijańskie nie są tak wprost widoczne we „Władcy Pierścieni” (jak chociażby w cyklu Clive’a S. Lewisa „Opowieści z Narnii”), to nie trudno o różne analogie, które warto odkrywać w samodzielnej lekturze.

Moc książki

Po książkowe wydanie „Władcy Pierścieni” sięgamy nie raz i ma ono wyznaczone zaszczytne miejsce na domowym regale, a nasz syn lubi słuchać powieści w wersji audiobooka. Podobnie ja – jadąc samochodem czy odpoczywając – chętnie przenoszę się do świata Śródziemia. Dobry lektor – próbujący nadać kolorytu każdej z postaci, intonując właściwie poszczególne ich kwestie, na pewno w tym pomaga. Naszym dzieciom podoba się także komiksowa wersja „Hobbita” (gdzie poznajemy rozwiniętą później historię pierścienia), mająca bardzo ciekawe ilustracje, zupełnie inne niż te, które pozostają w naszej wyobraźni po obejrzeniu filmowej adaptacji.

Siła filmu

Często oglądamy fragmenty czy poszczególne części filmowej trylogii „Władcy Pierścieni”. Pozwoliliśmy je oglądać również najstarszym dzieciom, najpierw oswajając ich z wybranymi scenami. Było to pretekstem do wielu ciekawych dyskusji i komentarzy. Jeśli zaś chodzi o adaptację „Hobbita”, uważamy, że jest jeszcze za wcześnie, gdyż mocno odstaje ona od książki, stając się właściwie obrazem dla dorosłych. 

To, co staje się dla nas „siłą filmu”, to nade wszystko kultowe teksty postaci – czasem zabawne, innym razem poważne czy bardzo głębokie. Jednym z takich tekstów są słowa Aragorna, wypowiedziane pod Czarną Bramą w beznadziejnej – wydawać by się mogło – sytuacji (ich zakończenie jest mottem na moim kubku w pracy wraz ze stosownym zdjęciem): „Synowie Gondoru, Rohanu, bracia moi! Widzę w waszych oczach ten sam strach, który pożera mi serce! Być może przyjdzie dzień, gdy odwaga ludzi zginie, gdy porzucimy druhów, rwąc więzy przyjaźni! Ale to nie jest ten dzień! Godzina wilków i strzaskanych tarcz, gdy Era Ludzi chyli się ku upadkowi. Ale to nie jest ten dzień! Dziś stajemy do walki! […]”.

„Władca Pierścieni” na planszy, z klocków i nie tylko

Bardzo lubimy z najstarszym synem grać w gry planszowe oparte o fabułę „Władcy Pierścieni”. Zwłaszcza w jedną, która pozwala wcielać się w Wolne Ludy czy siły Cienia, a także poszczególnych bohaterów obu stron konfliktu. Podstawą do rozgrywki staje się ogromna plansza (bądź mata) obejmująca cały stół (nieraz wymagając dostawki). Z jakiegoś względu mój syn woli zazwyczaj grać sługami Saurona i Sarumana. Ja zaś dążę do tego, by Frodowi udało się wrzucić Jedyny Pierścień do szczeliny Góry Przeznaczenia (Orodruiny). Gramy w tę grę również z naszymi przyjaciółmi, a mój syn grywa z kolegami. 

Któregoś dnia z najstarszą córką wpadliśmy na pewien pomysł. Na każdym pomieszczeniu w domu umieściła ona plakat z rysunkami i nazwą miejsca odpowiadającego jakiejś krainie Śródziemia. Tak więc kuchnia (serce domu) przybrała nazwę Shire, jako że hobbici słynęli z kulinarnych upodobań. Jedna z łazienek (w której znajduje się wanna) nazwana została Rivendell, jako miejsce odpoczynku. Proszę, niech nikt mnie nie pyta czyje pokoje i dlaczego nazwane zostały Mordorem czy siedzibą Sarumana (Isengardem). Dość, że pokój rodziców zyskał miano Gondoru, jako miejsca naczelnego dowództwa oraz zwierzchności.

Jak Frodo zawędrował do szkoły…

Pasję związaną z „Władcą Pierścieni” udało mi się też przenieść na grunt szkolny. Nie tylko w ramach omawiania powieści na lekcjach języka polskiego, ale także w perspektywie odbywających się swego czasu zajęć pozalekcyjnych. Uczyliśmy się na nich języków elfów, tworzyliśmy makiety czy gry na podstawie książki, a nawet przygotowaliśmy „stoisko różności” dla uczniów i rodziców, gdzie uczestnicy kółka przebrani byli za wybrane postaci z uniwersum świata Śródziemia. Przed nami także poważny projekt tolkienowski w tym roku szkolnym. 

Jedną z bardzo sympatycznych sytuacji w mojej nauczycielskiej karierze był moment pożegnania po latach z uczniami, dla których byłem wychowawcą. Nim „wypuściłem” ich do szkoły średniej, otrzymałem od nich wykonaną samodzielnie makietę, przedstawiającą Gandalfa stojącego u wrót Morii. Na drzwiach zaś, gdzie po elficku napisano: „Powiedz Przyjacielu i wejdź”, było także moje imię. Z kolei od rodziców otrzymałem „żywą książkę”, skrywającą pod okładką podświetlaną miniaturę przedstawiającą Bilba Bagginsa wyruszającego z Shire w poszukiwaniu przygód. To naprawdę niezwykłe prezenty, mające swoje poczesne miejsce w domu. 

W naszej sali lekcyjnej z kolei nie brakowało map, ilustracji czy plakatów dotyczących „Władcy Pierścieni”, w tym wykonanych przeze mnie, a zawierających „mądrości Gandalfa”. Jedna z moich ulubionych sentencji, gdzie słowo „czarodziej” można zabawnie zmienić na wyraz „nauczyciel” brzmi: „Czarodziej nigdy się nie spóźnia, nie jest też zbyt wcześnie, przybywa wtedy, kiedy ma na to ochotę”.

Jeśli ktoś chciałby śledzić, co dzieje się w temacie Tolkiena na moich zajęciach, zapraszam do obserwowania w mediach społecznościowych Szkoły Kuźnica w Katowicach!

Foto: Envato i archiwum prywatne

Czy wiedziałeś, że…

Zobacz także