Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów
„Każdy z nas, tutorów, jest opiekunem konkretnej pojedynczej rodziny, a jednocześnie dziecka, które uczy się w placówce. Nie możemy podważać autorytetu rodziców. Jesteśmy po to, by stanąć z boku i obserwować. Nie rozwiązujemy problemów za rodzica, ale naprowadzamy na samodzielne pokonywanie trudności” – mówią w rozmowie z Siewcą Monika Mikuła, dyrektor Szkoły Podstawowej dla Dziewcząt Płomień oraz Justyna Hobler, wychowawca i tutor z ośmioletnim doświadczeniem.
Tutoring – forma współpracy rodziców ze szkołą
Agnieszka Dubiel: Jednym z wyróżników waszej pracy pedagogicznej jest tzw. tutoring z rodzicami. Na czym polega ta forma współpracy szkoły z domem i jakie niesie korzyści?
Monika Mikuła: Każda rodzina zapisująca dziecko do placówki otrzymuje opiekuna, zwanego z angielskiego tutorem. Jest to opiekun rodziny, a jednocześnie dziecka, które uczy się w placówce. Rodzice spotykają się z tutorem trzy razy w ciągu roku (lub częściej, jeśli wyrażą taką chęć) i wówczas uzyskują pełną wiedzę o tym, co dzieje się w szkole. Dzielimy się tutaj z rodzicami tym, czego oni nie są w stanie zaobserwować w domu: jak ich córka funkcjonuje w gronie rówieśników, jak sobie radzi na lekcjach, jak zachowuje się w stosunku do dorosłych, którzy nie są rodzicami.
Z drugiej strony rodzice udzielają o dziewczynce informacji, które nieraz otwierają nam oczy. W szkole widzimy ją zupełnie inaczej. Rodzice opowiadają nam, jak ona funkcjonuje w domu, jakie widzą jej zalety i talenty, co ich martwi, czy widzą gdzieś trudności. Tworzymy w ten sposób relację, wymieniając się spostrzeżeniami na temat tej konkretnej dziewczynki. Spotykając się w trzy osoby unikamy atmosfery wywiadówki, na której mowa jest o wszystkich i przy wszystkich. Nie. Tutaj chodzi nam o tę konkretna córkę, a dzięki takiej formule spotkania, unikamy porównań z innymi.
Tutor pomaga dostrzec zmianę
Czy rodzice przychodzą na tutoring zawsze razem?
Justyna Hobler: Oczywiście, zawsze są razem, ponieważ i mama i tata dają konkretne wskazówki do tego, jak pomóc w wychowaniu dziewczynki, w wyznaczaniu jej celów. Z drugiej strony my pomagamy mamie i tacie zrozumieć córkę, która na przestrzeni tych kilku lat, kiedy jest z nami w szkole, z małej dziewczynki staje się nastolatką. I nieraz bardzo ciężko jest rodzicom uświadomić sobie tę zmianę. Bardzo im pomaga, kiedy przychodzą tutaj razem i dochodzą wspólnie z nami do pewnych wniosków.
Czyli tutor jest taką osobą, która patrzy na dziecko jakby z zewnątrz…
JH: Tak, dokładnie. My jesteśmy tutaj po to, żeby stanąć trochę z boku i poobserwować. Tutor nie rozwiązuje problemów za rodzica, nie mówi mu konkretnie, co ma zrobić. Raczej mówiąc o tym, co widzi w szkole, jest w stanie naprowadzić rodziców, aby oni sami zobaczyli, że występuje jakaś konkretna trudność.
Tutoring to wyznaczanie zadań
Proszę opowiedzieć o przygotowaniach do tutoringu oraz o jego wyniku. Jak rozumiem, tutor przygotowuje się do każdego spotkania, obserwując uczennicę, rozmawiając z nią, a także zbierając spostrzeżenia od innych nauczycieli, natomiast rodzice przygotowują się poprzez wspólną rozmowę w domu. Czy potem każde spotkanie kończy się jakimś zadaniem dla dziewczynki?
JH: Kiedy tutoring jest dobrze przygotowany nie tylko przez nas, ale i przez rodziców, jest to też konkretna wskazówka dla nas, jak mamy pracować z uczennicą w szkole. Spotkanie tutoringowe kończy się zawsze wyznaczeniem dla dziewczynki zadania. To jest tzw. zadanie własne. W młodszych klasach ustalają je rodzice razem z tutorem. I ono ma na celu konkretny rozwój dziewczynki. Czasem są to kwestie dotyczące domu, bo rodzice widzą, że jest jakaś trudność i chcą nad tym pracować. Możemy wyznaczać też cele dotyczące szkoły. Ja jako osoba widząca, co się dzieje w szkole, też mogę pewne rzeczy zasugerować.
A kiedy dziewczynka jest już starsza, na poziomie siódmej czy ósmej klasy, zadanie własne ustala na rozmowie ze swoim tutorem (czyli ze mną). Bo ona też już więcej widzi i wie, nad czym chce pracować. To też jest wynik naszej wspólnej pracy. Ona dostrzega to, nad czym ma pracować i sama wyznacza sobie zadanie własne. My z rodzicami ewentualnie je uzupełniamy.
Autorytet rodzica jest święty
Tak bliska współpraca szkoły z domem wymaga ogromnego zaufania. W jaki sposób je budujecie?
MM: Tutoring jest formą towarzyszenia rodzicom. W tej relacji bardzo istotne jest to, że my, jako tutorzy, wiemy, że to rodzice są najważniejszymi wychowawcami swojego dziecka. My w żaden sposób nie możemy ich zastąpić. Nie możemy ich pominąć ani podważyć ich autorytetu. Tutor może mieć w głowie jakiś pomysł na konkretną uczennicę, ale musi i chce uszanować to, że pomysł rodziców jest najważniejszy. W spotkaniu uczestniczą tylko rodzice i tutor, co zapewnia absolutną dyskrecję.
Z drugiej strony ja, jako tutor, prowadzę też osobiste rozmowy z uczennicą. Kiedy rozmawiam z nastolatką w ósmej klasie, nieraz się zdarza, że ona narzeka na rodziców. Ale moją rolą jest wspierać ich w wychowaniu i budować ich autorytet. Dlatego zawsze staram się jej pokazać punkt widzenia rodzica. Kiedy uczennica mówi, że tata jej gdzieś nie puścił czy na coś nie pozwolił, zadaję np. pytanie: „a nie pomyślałaś, że tata po prostu się martwi?”.
Jeżeli to są proste codzienne zdarzenia, to zostajemy z tym same – ja i moja podopieczna. Nieraz jednak zdarzają się trudniejsze tematy. Wtedy staramy się zachęcać dziewczynkę, żeby odważyła się sama powiedzieć o tym rodzicom. Cały czas pamiętamy, że to oni są najważniejszymi wychowawcami i powinni dowiadywać się o trudnych sprawach, ale mocno pracujemy nad tym, żeby dowiadywali się od swojego dziecka, a nie od nas.
To jest bardzo ważne, żeby podopieczna również ufała tutorowi. Żeby nie miała wrażenia, że dowiedzieliśmy się czegoś od niej i teraz idziemy skarżyć. Jeśli ta relacja jest dobra, wówczas nastolatki są w stanie podzielić się z nami swoimi trudnościami i proszą o radę.
Jak rozumiem, w całej idei tutoringu chodzi o uzupełnianie się rodziców i szkoły i wspólne prowadzenie dziewczynki w jednym kierunku. Chodzi o taką współpracę, żeby rodzice pomagali szkole, a szkoła pomagała rodzicom.
JH: Dokładnie tak. Piękne podsumowanie.