Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów
„Gdy dziecko może przyjąć na siebie jakiś rodzaj odpowiedzialności, jest to dobry moment, by zaczęło zarabiać drobne kwoty. Najczęściej jest to 10. rok życia. Oczywiście nie mówię tu o wykorzystywaniu dzieci, ale uczeniu ich szacunku do pieniądza i świadomości, skąd te pieniądze się biorą” – mówi Jakub Tarasiuk, mąż i ojciec trójki dzieci, prezes Fundacji Rodzina i Przedsiębiorczość oraz lider Wrocławskiego Klubu Ojca, z którym rozmawiała Małgorzata Trawka.
Dzieci zakładają firmę
Małgorzata Trawka: Czy twoje dzieci wiedzą już, jak założyć swoją firmę?
Jakub Tarasiuk: Dzieci uczą się przez naśladowanie, to pewne. Widzą, co robię, czym się zajmuję, czasem mi pomagają w drobnych sprawach i nasiąkają tym. Dziś jeszcze nie wiedzą, jak założyć firmę, ale na pewno się tego uczą.
Znam natomiast inne dzieci, które w zasadzie już wiedzą, jak założyć swoją firmę, bo dwa razy się tym zajmowały. Działo się to na koloniach i półkoloniach dla dzieci, które organizuję. Jedne z nich to półkolonie wędkarskie nad jednym z podwrocławskich stawów. Miejscowe dzieci zakładają dla uczestników sklepik z artykułami wędkarskimi i spożywczymi.
To są dzieci w wieku 11-12 lat, które de facto zakładają pewnego rodzaju firmę. Od samego początku przechodzą przez wszystkie fazy życia takiej firmy. Muszą ją założyć, zaplanować, zatowarować się, pozyskać wcześniej pieniądze na ten towar, zareklamować, zorganizować przestrzeń tego sklepu, ustalić ceny i przeprowadzić docelową sprzedaż przez pięć dni z rzędu po 8-10 godzin. Jestem pełen podziwu dla tych dzieci, a one mają wielką radość z tego, co robią. To jest dla nich znakomite doświadczenie. W roku 2021 wyszli na zero, ale już w kolejnym mieli po 150 zł zysku na osobę.
Na początek drobne kieszonkowe
Czyli te 11-12 lat to według ciebie dobry wiek, by dziecko zyskiwało pierwsze doświadczenia z pracą zarobkową. A może jeszcze wcześniej?
Kryterium jest moment, kiedy dziecko może przyjąć na siebie jakiś rodzaj odpowiedzialności. Najczęściej jest to 10. rok życia. Oczywiście nie mówię tu o wykorzystywaniu dzieci. Dziecko może wykonywać proste czynności zarobkowe we własnym otoczeniu, w domu, w gronie sąsiedzkim czy dalszej rodziny. Wtedy uczy się szacunku do pieniądza i dowiaduje się, skąd te pieniądze się biorą.
A w jaki sposób możemy przekazywać naszym dzieciom wiedzę ekonomiczną kiedy są jeszcze młodsze?
Początek edukacji finansowej dziecka zależy od jego dojrzałości. Gdy dajemy pieniążki dzieciom w wieku przedszkolnym, to ważniejsze jest dla nich, ile mają monet, a nie o jakiej wartości. Ale jak zaczną rozumieć wartość pieniądza, to możemy rozpocząć edukację finansową, która w Polsce jest bardzo ważna, ponieważ w naszym pokoleniu taka edukacja nie istniała. A zaczyna się ona tak naprawdę od drobnego kieszonkowego, które dajemy naszym dzieciom. Żeby to kieszonkowe miało walor edukacyjny, musimy wprowadzić pewne zasady.
Np. nasze dzieci za swoje kieszonkowe mogą kupić słodycze, ale mogą je zjeść tylko w piątek lub sobotę. Ma to walor zdrowotny, ale ma też walor edukacji finansowej. Gdy idziemy do sklepu w środę i dziecko chce coś słodkiego, to wie, że tego typu potrzeby ma zaspokoić z własnych pieniędzy, a ze zjedzeniem poczekać na odpowiedni dzień. I w 9 przypadkach na 10 nie decyduje się na kupienie tych słodyczy.
Jeszcze lepszą okazją jest czas wakacyjnego wyjazdu. Możemy umówić się z dzieckiem, że budżet na jego zachcianki to np. 50 zł – w zależności od wieku. Dziecko ma się zmieścić w tej kwocie ze swoimi pamiątkami i słodyczami, jak gofry czy lody. Zaczyna się wtedy uruchamiać w dziecku mechanizm myślenia, czy rzeczywiście jest mi to potrzebne, a może kupić na innym straganie, bo tam będzie taniej lub lepiej. Można to praktykować już na etapie klas I-III. Najważniejsze w edukacji finansowej jest uruchomienie w dzieciach myślenia, by doceniały wartość pieniądza i małymi kroczkami przyjmowały odpowiedzialną postawę w tej dziedzinie.
Kieszonkowe zależne od wieku
Czyli etap edukacji wczesnoszkolnej to też dobry moment, by zacząć dawać dziecku regularne kieszonkowe?
Tak, bo mniej więcej w takim właśnie wieku dziecko zaczyna rozumieć wartość pieniądza. Od razu powiem, jaka jest wg mnie optymalna wysokość kieszonkowego, bo wiem, że wielu rodziców się nad tym zastanawia i takie pytanie może się w tym momencie rodzić. Zgodnie z klasyczną zasadą warto dawać tygodniowo tyle, ile dziecko ma lat, czyli siedem lat to siedem złotych tygodniowo.
Moja córka przez około dwa lata w ogóle nie wydawała kieszonkowego, które dostawała. Mój syn robił to odważniej. Gdy dostawał kieszonkowe, był w stanie odłożyć je maksymalnie na dwa tygodnie. To były jego decyzje, ale rodziły one bardzo ciekawe sytuacje. Zwłaszcza kiedy chciał wydać pieniądze na coś, co my, dorośli, uznajemy najczęściej za kompletną bzdurę. I aż chciałoby się zabronić dziecku tego zakupu, ale nie tędy droga. To jest jego potrzeba i jego odpowiedzialność. Prawdopodobnie za chwilę przekona się, że kupił rzecz niepotrzebną i to jest niezbędne w procesie edukacji.
Dziecięca przedsiębiorczość
Są dzieci, u których nie widać żadnych predyspozycji do bycia przedsiębiorcą. Zbierają pieniądze „do skarpety”, a samodzielne zakupy w sklepie są dla nich paraliżujące. Czy każdy musi być przedsiębiorcą?
Nie. Gdyby każdy był przedsiębiorcą, nie byłoby kogo zatrudniać. Edukacja finansowa przydaje nam się w życiu codziennym, a edukacja do przedsiębiorczości to jest poziom wyżej.
Czyli np. wtedy, gdy dziecko robi się już bardziej cwane i proponuje skoszenie trawnika za 30 zł?
Tak, ale nie nazwałbym tego cwaniactwem. Raczej pozytywnie kombinuje. W pewnym momencie wprowadzania zasad edukacji finansowej mówimy dziecku: „Jeżeli chcesz więcej pieniędzy, możesz je zarobić”. To już jest czas, kiedy dziecko – po tym pierwszym etapie kieszonkowego – ma świadomość, skąd się te pieniądze biorą. Możemy je zachęcić, żeby skosiło trawnik, umyło samochód albo wyprowadziło psa sąsiadów. W tym momencie dzieci uczą się już prawdziwej przedsiębiorczości – tego, że za pracę dostają wynagrodzenie.
Oczywiście trzeba bardzo uważać na płacenie swoim dzieciom za coś, co może być ich obowiązkiem domowym jako członka rodziny. Nie ma uniwersalnej tabeli, co jest obowiązkiem, a za co można zapłacić. Każda rodzina ma to inaczej uregulowane. Jeżeli np. mam bardzo duży ogród i raz w tygodniu przychodzi do mnie ogrodnik, któremu płacę za to, żeby skosił trawnik, to równie dobrze mogę zapłacić za skoszenie tego trawnika swojemu synowi lub córce. Nie zabija to ich motywacji. Ale jeśli mam mały ogródek, który sam koszę, bardziej naturalne jest, że zapraszam moje dzieci do tego, byśmy razem to robili, bo po prostu wspólnie dbamy o ogród. Wtedy bym za to dziecku nie zapłacił.
Trzeba być ostrożnym, żeby nie zabijać w dziecku tych naturalnych mechanizmów brania odpowiedzialności za obowiązki domowe, bo po kilku latach okaże się, że jak nikt mu za to nie zapłaci, to on tego nie zrobi. Jestem za tym, żeby dziecko zaczynało drobne prace najwcześniej jak to możliwe, ponieważ wtedy uczy się szacunku do pieniądza, szacunku do pracy, ale także rozpoznawania i nazywania własnych potrzeb oraz wartościowania ich. Po prostu uczy się zarządzania pieniędzmi.
Podział kieszonkowego
W I klasie podstawówki, do której uczęszcza moja córka, dziewczynki zarobiły pewną sumkę na kiermaszu szkolnym. Postanowiły przeznaczyć te pieniądze na zakup Biblii dla więźniów. Czy uczycie dzieci, żeby wspierały swoimi pieniędzmi jakieś dzieła charytatywne?
Jeszcze nie doszliśmy do tego etapu. Natomiast na ścieżce edukacji finansowej dzieci w pewnym momencie wprowadzimy taką zasadę, czyli wprowadzimy jeszcze wyższy poziom zarządzania pieniędzmi.
Jednym z przykładów dobrego zarządzania kieszonkowym jest następujący podział:
- 70% na swoje potrzeby,
- 10% na Kościół lub dzieła charytatywne,
- 20% na oszczędności.
To jest zresztą dobra zasada również dla dorosłych. Im jesteśmy sprawniejsi w zarabianiu pieniędzy, tym wyższe kwoty stoją za poszczególnymi procentami. Pan Bóg o tym wie, więc wychodzę z założenia, że kiedy wspieram Boże dzieła, to On tym obficiej mi błogosławi, bym mógł – zarabiając więcej – wspierać je jeszcze mocniej. Dobrze jest zaszczepiać taką mentalność dzieciom. Tym bardziej w odpowiednim czasie wprowadzimy powyższy podział.