Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów
Jesteśmy z pokolenia kar i nagród. Nasi rodzice nie mieli innych narzędzi wychowawczych. Bo jak inaczej wychować dziecko? Musi być sprawiedliwość: zrobiło dobrze – nagroda, zrobiło źle – kara. Taki system wprowadzał pewien porządek, dawał poczucie kontroli nad sytuacją. Czy był skuteczny? Nad tym można długo dyskutować.
Dzieci na piedestale
Żyjemy w czasach, kiedy pozycja społeczna dziecka jest tak znacząca, jak nigdy wcześniej. Rozwój psychologii, pedagogiki, sprawił, że mamy coraz większą wiedzę o rozwoju dzieci, o ich potrzebach. Mamy też do tej wiedzy łatwiejszy dostęp. Na przestrzeni ostatnich lat pojawiło się wiele nowych trendów wychowawczych. Porozumienie bez przemocy, rodzicielstwo bliskości, wychowanie bliskościowe, wspierające, szanujące dzieci jako osoby. Wszystko brzmi bardzo dobrze w teorii, ale co z praktyką?
Czytaj także: Fundacja Siewca ma już 10 lat! „Zaczęło się od cudu!”
Kara cielesna? Niedopuszczalna
Dziesięć lat temu, kiedy urodziło się nasze pierwsze dziecko, nie mieliśmy gotowego programu wychowawczego. Nie rozpisaliśmy wszystkich trudnych sytuacji i tego, jak chcemy na nie reagować. Nasze wychowywanie przypominało raczej jazdę bez trzymanki na rollercoasterze. Pamiętam taką chwilę, kiedy nasz syn przestał być niemowlęciem i zrobił coś, co wymagało naszej zdecydowanej rodzicielskiej reakcji. Wiedzieliśmy jedno: na pewno nie będziemy bić naszych dzieci. Jakiekolwiek naruszenie cielesności dziecka uważamy za niedopuszczalne.
Jak zatem reagować, gdy dziecko otwarcie nas nie słucha, uderzy kogoś czy złamie zakaz? I czy w ogóle da się przełamać to pokoleniowe „nas tak wychowano i wyszliśmy na ludzi”. Nie jest łatwo iść własną drogą, kiedy słyszysz, że jeśli nie ukarzesz dziecka, to ono niczego się nie nauczy.
Kary – błędne koło
Zaczęliśmy czytać publikacje mądrych ludzi, rozmawiać i… próbować. Dlaczego „wyłamaliśmy się” z sytemu kar i nagród? Po pierwsze dlatego, że zależy nam na relacji z dziećmi. Kiedy stosujemy kary stajemy się bardziej sędziami – „ja, wielki, mądry dorosły i ty, małe, nieważne dziecko”. Taka relacja musi opierać się na strachu, który z kolei sprzyja kłamstwu. Kary powodują, że gubi się prawdziwe „dlaczego?” ustalonych zasad.
Jeśli za uderzenie siostry, dziecko za karę nie będzie mogło oglądać bajki, to nie będzie w stanie pomyśleć o tym, że sprawiło komuś ból, przykrość. Będzie czuło złość na rodziców i na siostrę, bo to przez nią zostało pozbawione bajki. Najłatwiej za złe zachowanie jest pozbawić dziecko jakiejś przyjemności, ale to sprawi, że ekran czy słodycze będą się wydawać bardziej atrakcyjne, a ich używanie będzie miało podłoże emocjonalne.
Nie kara, a konsekwencje
Jeśli popatrzeć na kary na chłodno, to są one zupełnie nielogiczne. Jeśli dziecko pomalowało ścianę, to w jaki sposób ma się nauczyć, że nie można tego robić, gdy za karę nie pójdzie na plac zabaw? Zepsułeś? Spróbuj naprawić, pomóż wyczyścić, pomalować. Uczmy dzieci ponoszenia konsekwencji. Kara wydaje się szybkim i skutecznym sposobem, żeby dziecko „nauczyć” (a może raczej dać nauczkę?), ale myśląc perspektywicznie, ten pięciolatek będzie miał kiedyś lat piętnaście. Przyjdzie taki dzień, kiedy nie dasz mu już klapsa, nie zabierzesz tabletu i nie ukarzesz szlabanem, bo nie dasz rady tego wyegzekwować. Co wtedy?
A co z nagrodami?
Wychowanie bez kar – OK. Ale bez nagród? Przecież to wzmocnienie pozytywne. Mieliśmy w tym obszarze małe potknięcie. W naszym domu niedziela jest dniem tzw. „słodyczowym”. Był taki czas, że dzieci jadły coś słodkiego po powrocie z Mszy Świętej, o ile starały się tam być spokojne. Bardzo szybko się z tego wycofaliśmy. Bo czym jest brak nagrody? Oczywiście karą. Łatwym narzędziem szantażu.
Pamiętam taki system ze szkoły, kiedy niektóre dzieci na koniec roku dostawały od rodziców wymarzony prezent za świadectwo. Ale musiało to być świadectwo z paskiem. Jeśli się za mało starały, z prezentu nici. Czy nie lepiej, żeby dzieci chciały się dobrze zachowywać, dobrze uczyć dla poczucia zadowolenia z siebie? Żeby nie musiały w przyszłości szukać potwierdzenia swojej wartości na zewnątrz? Z perspektywy dekady, mogę z czystym sumieniem powiedzieć: da się wychowywać dzieci bez kar i nagród. Taką relację na pewno buduje się dłużej, trudniej, ale będzie ona bardziej trwała, bo opiera się na wzajemnym szacunku.