Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów
Macie na pokładzie swojego domu nastolatków? Ja mam troje i przyznam szczerze – nie daję czasem sobie z tym rady. Nie pomagają poradniki, podcasty, czy inne webinary. Mam wrażenie, że wszystkie te rady mogłyby się zamknąć w jednej: Przeżyjesz to, a wtedy już będzie tylko lepiej.
Problemy z maluchami… to jednak pikuś
Mówi się: małe dzieci – mały kłopot, duże dzieci – duży kłopot. Poza niewątpliwym ogromem radości i satysfakcji, jaką daje rodzicielstwo, jest też co nie co tych przysłowiowych kłopotów. Kiedy wchodzę od czasu do czasu na fora dla rodziców maluchów, największe problemy, z jakimi ci rodzice się borykają, to czy dziecko przybiera na wadze, czy wprowadzić już dany produkt do diety i co zrobić, gdy nie potrafi jeszcze raczkować. Normalne zmartwienia rodziców dzieci do pierwszego roku życia. Nie neguję, nie wyśmiewam, nie krytykuję, bo przecież to normalne na tym etapie rozwoju dziecka. Sama miałam takie „kłopoty”.
Później dziecko idzie do szkoły i kłopoty zmieniają swój charakter. Ręka do góry, kto chociaż raz nie usłyszał o 22:00, że na jutro jest potrzebne coś na plastykę, czego akurat nie ma w domu. Albo kto choć raz nie szył po nocach stroju na przedstawienie? Oj, myślę, że każda mama przerabiała podobne sytuacje. I tu znowu z pomocą przychodzą fora internetowe. Jak z niczego zrobić strój muchomora czy innego krasnala? Co zrobić, gdy wszyscy mają w klasie telefony komórkowe, a nasze dziecko jako jedyne nie ma? Oczywiście, nie wszyscy mają, ale w oczach naszego dziecka ono zawsze jest pokrzywdzone. Mam wrażenie, że „bo wszyscy” albo „bo nikt” to najczęściej padające słowa z ust kilkulatka.
Nastolatki, czyli rodzic na ciągłym celowniku
I tak dochodzimy do wieku nastoletniego i kolejnych schodów. Niestety, jeśli chodzi o fora dla rodziców nastolatków – tu jest bieda. Znacie jakieś? Ja żadnego nie znalazłam. Dopiero, gdy zaczynają się grube sprawy w stylu: ucieczki z domu, palenie papierosów, alkohol lub narkotyki – wtedy dopiero rodzice szukają wsparcia. Jak to jest, że nie dajemy sobie czasem rady z naszymi nastolatkami? Trzaskanie drzwiami, fochy na każdą okoliczność, kłótnie między rodzeństwem, pyskowanie, przeciąganie struny i ciągłe, ciągłe sprawdzanie nas – rodziców.
Mam obecnie w domu troje takich właśnie nastolatków. Chwilami jest naprawdę bardzo ciężko. To tak, jakby umówili się i każdego dnia ktoś inny miał ciężki czas. Gdy jedna z córek wyjątkowo ma ochotę ze mną o czymś pogadać (bo generalnie nie ma o czym, wiadomo – matka to boomer), druga akurat ma pretensje, że nie mam dla niej czasu, a syn kolejnego dnia dochodzi do wniosku, że bez żelu do włosów w ogóle nie ruszy się z domu i drama gotowa.
Mam koleżanki, które mają nieco starsze dzieci od moich. I one powtarzają jedno: “Gdy nastolatki się buntują – ciesz się!”. To jest im potrzebne do prawidłowego rozwoju. Ciesz się, gdy wyrazem ich buntu jest przekłute ucho – a nie palenie papierosów, pofarbowane na różowo włosy – a nie narkotyki.
Ułożony nastolatek? Uważaj!
Syn jednej z moich koleżanek nigdy się nie buntował jako nastolatek. Był jedynakiem i to takim z marzeń każdego rodzica. Uzdolniony muzycznie, udzielał się w parafialnej scholi, bez szemrania jeździł z rodzicami na wakacje, wracał o określonych godzinach do domu. Słowem – ideał. Aż poznał dziewczynę, zakochał się i w wieku osiemnastu lat przeżył pierwszy w życiu bunt. Wyprowadził się z domu, a rok później wziął ślub, nie zapraszając na niego swoich rodziców. Dziś sam jest ojcem, a dziadkowie mają z wnukiem ograniczony kontakt.
Koleżanka z mężem nadal przeżywają całą tę sytuację. Ich historia jest dla mnie zarówno przestrogą, jak i nadzieją. Po jej usłyszeniu inaczej patrzę na moje zmagania z nastolatkami. Zaciskam zęby i staram się każdego dnia zrobić krok naprzód. Często spotykam mur czy wręcz drut kolczasty. Ale zdarzają się dni, kiedy moje nastolatki są do rany przyłóż. Możemy się razem pośmiać, pożartować i powygłupiać.
Grunt to empatia i… modlitwa!
Nikt nie przygotuje nas idealnie na to, co nas czeka jako rodziców. Żadne szkolenia i książki nie zastąpią zdrowego rozsądku i serca. Mogą pomóc w zrozumieniu, ale roboty za nas nie zrobią. Każde przysłowiowe kłopoty na poszczególnych etapach rozwoju naszych dzieci są nam potrzebne, ale przede wszystkim są potrzebne im. Bo przecież dla nich to też nie jest łatwe.
Inna moja koleżanka oprócz codziennej modlitwy różańcowej w róży za dzieci, dokłada sobie jedną dziesiątkę za to dziecko, z którym w danym czasie ma największe problemy. I działa. Może problemy nie znikają od razu i natychmiast, ale po pewnym czasie widać efekt tej modlitwy. U mnie zresztą to też się sprawdza.
Zanim więc po raz kolejny dacie się wciągnąć w dyskusję o tym, jak to ciężko jest z nastolatkami – przypomnijcie sobie, jak wy funkcjonowaliście w tamtym okresie swojego życia i spójrzcie na wasze dziecko z trochę większą empatią. Przede wszystkim spójrzcie na nie, jak na młodego człowieka, który na swój sposób poszukuje i tak do końca jeszcze nie wie, czego chce w życiu.