Przejdź do treści

Budżet domowy „na spontanie”. Do czego nas to doprowadziło?

← Wróć do artykułów

Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów

Finanse bywają w małżeństwach drażliwą kwestią, bo – jak się okazuje – 70% kłótni małżeńskich wiąże się właśnie z pieniędzmi. Na stronach prawniczych można poczytać o całym szeregu regulacji prawnych związanych z finansami małżeńskimi. Coraz częściej pojawia się też potrzeba, by na kursach przedmałżeńskich ten temat był uwzględniany. I słusznie, bo kiedy romantyzm się kończy i przychodzi proza życia, to zaczynają się problemy.

Początki: związek sknerstwa z rozrzutnością

Zaraz na początku naszego małżeństwa zobaczyłam kolosalną różnicę w naszym podejściu do pieniędzy, ale nie podejmowałam rozmowy na ten temat.

Przy okazji jakiegoś spaceru weszłam do sklepu, bo na wystawie zobaczyłam elegancką, ciepłą spódnicę. Nie planowałam wcześniej zakupu, ale skusiłam się, żeby przymierzyć. W sklepie zobaczyłam na wieszaku drugą, ładniejszą. Też zmierzyłam – a co! Chciałam którąś kupić, ale nie mogłam się zdecydować którą i czy w ogóle. W głowie obliczałam, że mamy ważniejsze wydatki, a pieniędzy niewiele. Sklep był niedaleko naszego domu, więc poprosiłam męża, żeby przyszedł mi doradzić. Przyszedł i powiedział, żebym… kupiła obie. Hm… zobaczyłam, że rzeczywiście – mimo że było to bardzo miłe – trudno będzie pogodzić skłonność mojego męża do rozrzutności z moim nastawieniem, że lepiej nie kupić i cieszyć się niewydaną gotówką.

Mniej pieniędzy – mniej kłótni

Lata mijały i rozmów o finansach w dalszym ciągu nie było, bo nie wiedziałam, jak to ugryźć. Mąż też nie. Nie było jednak źle, bo do bogatych nie należeliśmy – nie było się o co kłócić. Nie rozmawialiśmy też o tym, kto będzie zarabiał. Mąż myślał, że oboje, a ja po urodzeniu pierwszego dziecka (i jak zgodnie chcieliśmy, nie ostatniego) nie miałam już takiej pewności.

Szkoda mi było iść do pracy i zarabiać na przedszkole czy opiekunkę. Bardzo mnie cieszyło bycie w domu z dziećmi i czekanie na męża. Zajmowanie się gospodarstwem domowym już tak atrakcyjne nie było, ale bez tragedii. Rozmowy o pieniądzach też wciąż nie było, ale w dogadaniu się pomogło nam samo życie!

Decyzja o życiu z jednej pensji

Ponieważ w okolicy nie było szkoły, do której z pełnym zaufaniem moglibyśmy oddać dziecko, a na założenie własnej (myślałam o tym) nie mieliśmy finansów, modliliśmy się o jakieś Boże rozwiązanie tego problemu. I stało się! Poznaliśmy rodzinę zajmującą się edukacją domową (wtedy takich rodzin było w Polsce może trzydzieści). Pojechaliśmy do nich i decyzja zapadła!

Mój mąż po rozmowie z tamtym ojcem, który mu wytłumaczył ideę nauczania domowego i to, że – przy ograniczaniu wydatków – można się jakoś utrzymać z jednej pensji – zgodził się i, co więcej, potem już nie wyobrażał sobie, że można inaczej.

Finansowy spontan

Czy czułam, że jestem na tzw. utrzymaniu męża?Otóż nie. Muszę przyznać, że jest on bardzo szlachetnym człowiekiem i nigdy nie dawał mi tego odczuć. Mało tego! Bardzo dużo pomagał w domu, w zajmowaniu się dziećmi, gotowaniu itp. Jeśli chodzi o mnie, to również uważałam, że przecież nie próżnuję, tylko robię wszystko, by wychować i wykształcić nasze dzieci. Dziś myślę, że pomagała mi moja – może nie do końca słuszna postawa – nieprzywiązywania wagi do pieniędzy. Ta dziedzina była przez nas traktowana bardzo spontanicznie. Chcieliśmy wyjechać z dziećmi? Jechaliśmy, nie myśląc, czy starczy potem na kolejne wydatki. Marzyliśmy o jakichś książkach? Kupowaliśmy. Nie było planowania, wyliczania, przewidywania. Pewnie nie było to dobre, ale też nie czuliśmy się z tym źle.

Zawierzenie naszych finansów

Zmieniło się to, gdy zaczęliśmy mieć poważne problemy finansowe przy budowie domu. Sytuacja męża w pracy znacznie się pogorszyła. Czasem, po opłaceniu naszych stałych kosztów, mało zostawało na życie. Nie mogłam spać. Bardzo się denerwowałam. Przestałam się martwić, gdy nasze finanse zawierzyliśmy Bogu. Wtedy zaczęły się dziać prawdziwe cuda! Jakie? Przeczytacie o tym w kolejnym tekście.

Czy wiedziałeś, że…

Zobacz także