Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów
„Co słychać? Stara bieda. Szarzyzna. Życie, nic nowego…” Codzienność jest… no właśnie, codziennie ta sama. A gdyby tak popatrzeć na nią jako na drogę do świętości? I niekoniecznie chodzi o męczeństwo. Wystarczy tylko nieco zmienić perspektywę.
Pranie, gotowanie, sprzątanie.. łatwo się zniechęcić
Kiedy przed ślubem wyobrażałam sobie nasze wspólne życie, wyglądało to jak teledysk. Roześmiane twarze, ważne, wzruszające momenty i obowiązkowy podkład z jakąś sentymentalną muzyką. Tymczasem życie w rodzinie to w większości zwykłe, te same czynności i obowiązki. Sprzątanie, które przy czwórce dzieci powoduje sentymentalną podróż do czasów szkolnych i omawiania mitologii, a dokładniej motywu Syzyfa lub stajni Augiasza. Gotowanie i podawanie posiłków, kiedy podając obiad już trzeba mieć w zanadrzu plan na podwieczorek i kolację. Pranie, inhalacje, wycieranie nosów, czytanie wciąż tych samych książeczek na dobranoc… Można nieźle się zakręcić i niczym w „Dniu świstaka”, każdego dnia zadać sobie pytanie: „przepraszam, czy to już mi się kiedyś nie przytrafiło?”
Patrząc na codzienność z tej strony, łatwo jest popaść w zniechęcenie i rozgoryczenie. Kiedy moje dzieci mówią, że nie chce im się sprzątać, bo nie lubią tego robić, często odpowiadam, że są takie sprawy w życiu, nad którymi nie trzeba się zastanawiać, czy się je lubi czy nie. Trzeba je po prostu zrobić. I jest w tym prawda, chociaż niecała. Mogę wziąć moje życie na tak zwane „przetrzymanie”. Jakoś to wytrzymam, przemęczę, ale czy o to chodzi? Może warto odwrócić swoje myślenie o obowiązkach i o codzienności?
Włącz wdzięczność!
Tym, co na pewno pomaga, jest wdzięczność. Jestem wdzięczna za to, że mogę gotować, bo to znaczy, że moje dzieci są zdrowe i mają dobre apetyty. Jestem wdzięczna za to, że mogę prać, bo to znaczy, że biegają, doświadczają świata, uprawiają sporty. Jestem wdzięczna za to, że mogę umyć podłogę, bo to znaczy, że mamy gdzie mieszkać. To nie przychodzi samo. Łatwiej jest narzekać, a wdzięczność to pewien nawyk, który trzeba po prostu zacząć praktykować. Na początku, jak to bywa z nawykami, może wydawać się nienaturalny i niepasujący, ale potem przyjmuje się na dobre. Ważne jest też ustawienie odpowiedniej optyki – przeniesienie ciężaru z „co robię” na „dla kogo to robię”. Ja niespecjalnie lubię gotować, ale lubię karmić ludzi. Nie lubię sprzątać, ale lubię, kiedy w domu panuje ład, bo wtedy jest spokojniejsza atmosfera.
A może jednak nie taka szara?
Tym, co ostatnio odmienia moją codzienność, jest włączenie w nudne, monotonne obowiązki muzyki uwielbienia. Składanie prania dla Pana Jezusa? Sprzątanie kuchni z modlitwą? Właśnie tak! W Liście do Kolosan czytamy (Kol 3,23a):
Cokolwiek czynicie, z serca wykonujcie, jak dla Pana.
Czasami marzą nam się wielkie zadania, poważne przedsięwzięcia, głębokie duchowe przeżycia, kamienie milowe w drodze do nieba… A trzeba zacząć od wierności tym małym, niepozornym punktom, które odhaczamy każdego dnia. Codzienność jest trudem, ale też darem i jednocześnie zadaniem, w które trzeba włożyć dużo miłości. Wtedy na pewno nie będzie już taka szara.