Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów
Gdybyś mnie zapytał, jaką jedną książkę o rodzinie mógłbym ci polecić, to byłaby to książka „Najlepsze miejsce pod słońcem”.
Wiedzieliśmy, czego chcemy
Kiedy byłem dużo młodszy, jakoś pod koniec studiów, wiedziałem już, z którą kobietą chcę spędzić resztę życia. Dzięki Bogu ona podzielała mój entuzjazm co do wspólnej przyszłości. Podziela go zresztą do dziś. Jesteśmy szczęśliwym małżeństwem i już wtedy mieliśmy wspólne pragnienie posiadania dzieci.
Nie wiem, na ile jest to powszechne wśród ludzi na 4. czy 5. roku studiów, że chcą mieć dzieci, ale my chcieliśmy. Long story short – mamy trójkę dzieci.
Zatem: wiedzieliśmy, że będziemy razem, wiedzieliśmy, że chcemy mieć dzieci, wiedzieliśmy mniej więcej, co chcemy w życiu robić. O ile w kwestii drogi zawodowej pomagały studia – uczyliśmy się, co mamy robić, to w przypadku wiedzy o małżeństwie i rodzicielstwie, było „tak se”.
Nie chciałem „rzucać się na wiedzę” i czytać czegokolwiek od kogokolwiek. Chciałem być wybredny i nie zaśmiecać sobie głowy i serca ideami, które mogą być szkodliwe i mogą namieszać. Nie chciałem chaosu. Pytałem więc wierzących znajomych, co polecają. Ale tak z ręką na sercu.
W tej książce po prostu jest miłość
Po pierwsze – oczywiście – Biblia. Skupienie się na ojcowskiej stronie Boga, relacjach, o jakich nauczał Jezus. To jest fundament. Została mi też polecona książka „Najlepsze miejsce pod słońcem” Gordona MacDonalda, a dziś ja chcę polecić tę książkę tobie.
Nie jest to typowy podręcznik. Nie ma tu rozdziałów, które systematyzują rodzicielstwo jak instrukcje systematyzują np. obsługę pralki. Nie ma punktów, krok po kroku, zrób to i to. Co zatem jest?
Jest ciepło domu rodzinnego, domu chrześcijańskiego. Są rodzice pełni miłości do siebie nawzajem, do swoich dzieci i do Boga. Są zwykłe ludzkie wyzwania, są wzloty i są upadki. Jest miłość. A jaka jest miłość? Cierpliwa, łaskawa, nie szukająca swego, znosząca wszystko, nieustająca… Znamy to, prawda? Jestem głęboko przekonany, że Bóg właśnie w Hymnie o Miłości pokazał, jakich chce domów i rodzin.
Pokój za pokojem
Gordon MacDonald opisuje swój dom. Dwójka jego dzieci bierze ślub, zakłada swoje własne rodziny i się wyprowadza. Autor z żoną też postanawiają się przenieść do innego miasta. Sprzedają więc dom, w którym mieszkali przez ostatnie dwadzieścia lat.
Meble są już wyniesione i spakowane przez firmę przeprowadzkową. Został pusty budynek. Zostały ściany będące świadkami tworzenia się rodziny: nocnego wstawania do noworodków, zabaw z przedszkolakami, odrabiania lekcji z uczniami, okresu dojrzewania, buntu, pierwszych randek, śmiechów, płaczu, radości i smutku, porażek i zwycięstw, celebrowania świąt i zwykłych dni prozy życia.
Autor wchodzi do tego pustego już domu i zaczyna wspominać. Każde pomieszczenie to osobne historie. Pokój syna z wgnieceniami w ścianie po szalonym meczu koszykówki (w pokoju) z kolegami z liceum. Pokój córki i wspomnienie korowodu maskotek w bardzo szczegółowo ustalonej i skwapliwie przestrzeganej kolejności ustawienia przed snem. Łazienka i bitwy o dostęp do prysznica. Kuchnia – miejsce rodzinnych spotkań i wielu, wielu poważnych rozmów, żartów i wspólnych posiłków.
Bóg nie ma wnuków
Bez ceregieli – jestem zachwycony tą książką. Trafiła do mnie niesamowicie. Opisała dom, jaki chcę mieć i jaki staram się mieć każdego dnia. Gordon MacDonald zwraca uwagę na rolę rodziców jako strażników rodziny. Opisuje różne przypadki swojej rodziny i sposoby radzenia sobie z nimi. Opisuje też szczerze, czy się udało czy nie. Wskazuje na pewne zasady, którymi się kierują i których mocno się trzymają.
Pokazuje, że lata konsekwencji i budowania szczerej i ciepłej relacji z dziećmi, przynoszą efekty. Zwraca uwagę na to, że dzieci to nie są nasze roboty, które możemy zaprogramować. To ludzie, tacy jak my, którzy, tak samo jak my, mają wolną wolę i podejmują swoje decyzje – tak samo jak my – czasami błędne. To jest oczywiste. Ale prawdziwym wyzwaniem jest to, jak my w konkretnych sytuacjach się zachowamy. Jaką będziemy mieć postawę? Czy będziemy budować tych młodych ludzi, czy będziemy ich niszczyć, deptając ich poczucie własnej wartości i bezpieczeństwa?
Koniec końców, co dla mnie jest szalenie ważne, czy uda nam się przekazać dzieciom naszą wiarę, naszą miłość do Boga? Bo trzeba pamiętać, że Bóg nie ma wnuków. Ma tylko dzieci. To, że ktoś się urodził w chrześcijańskiej rodzinie, nie czyni z niego chrześcijanina.
Oczywiście, każdy z nas ma swoją własną sytuację i swoje własne przekonania i oczekiwania. Ale gdybyś mnie zapytał, jaką jedną książkę o rodzinie mógłbym ci polecić, to byłaby to książka „Najlepsze miejsce pod słońcem”.