Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów
Najprostszy i bardzo częsty wytrych do wytłumaczenia sobie rozstania? Niezgodność charakterów… A skoro za charakterem stoi temperament, to najtrwalsze powinny być te związki, w których temperamenty są zgodne – takie same… Jak jest w rzeczywistości?
Konradzie, zainspirowałeś mnie!
Tym felietonem nawiązuję do artykułu Konrada Grzybowskiego „Różnica temperamentów” opublikowanego na Siewca.pl 07.07.2022 r., który został ostatnio na portalu przypomniany. Temat jest na tyle obszerny, że zawsze można coś dodać, ale Autor ujął rzecz najważniejszą: mamy różne temperamenty – te cztery podstawowe są znane już od czasów starożytnych, a w wypadku różnic, zwłaszcza tych skrajnych, mamy gotowy przepis na katastrofę, jeśli pewnych spraw wcześniej sobie nie wyjaśnimy.
Mam tak samo jak ty…
Konrad Grzybowski podzielił się świadectwem o własnym związku, w którym to on jest flegmatycznym melancholikiem, a żona – sangwinicznym cholerykiem. W moim wypadku jest (niemal) tak samo, choć „niemal” robi tu dużą różnicę. Ale faktycznie: ścieramy się często na poziomie charakterów i temperamentów. „Ogień i woda”, przy czym ja mam unikalny dar gaszenia ognia benzyną. Do tego dochodzą różnice w wychowaniu, zupełnie inne historie rodzinne, ale ostatecznie: różnice prędzej czy później wyjdą na światło dzienne.
Po to Pan Bóg dał nam rozum, żeby do problemów podchodzić racjonalnie. Myślę, że pierwszą rzeczą jest dostrzeżenie potencjału różnic. Sam już nie wiem, ile razy ratowała nas przedsiębiorczość i zdolność improwizacji mojej żony, ale też bez fałszywej pokory – kilkukrotnie i moje „spokojnie, nic się nie dzieje” studziło zbędne emocje i chroniło nas przed pochopnymi decyzjami.
A gdyby nasze temperamenty były zgodne?
Zauważcie, że problem mamy raczej z tym, że temperamenty są niezgodne niż zgodne. Ale spróbujmy odwrócić to zagadnienie i zastanowić się, co dzieje się w sytuacji (nawet jeśli w jakiejś mierze umownej) zgodności temperamentów. Choćby dwoje melancholicznych flegmatyków… Bez końca snujący plany i dzielący włos na czworo, odkładający wszelkie decyzje „na wieczne nigdy”. Albo właśnie sangwinicy-cholerycy – oboje o temperamentach ognistych jak hiszpańska tancerka. Czyż nie jest to związek, któremu co miesiąc należałoby fundować nową zastawę? Małżeństwo jest dialogiem. Dialog rodzi się tam, gdzie mamy nić porozumienia, ale potrzebna jest też różnica. Różnica jest dystansem, który pozwala zobaczyć drugiego w jego bogactwie, ale też zobaczyć siebie – siebie samego w całej swojej inności.
Czytaj także: Grzybowskich trzy sposoby na uniknięcie cichych dni
Miłość jest ponad to
Zgadzając się z Konradem i wymową jego artykułu, chciałem jednak zauważyć, że żyjemy w świecie, gdzie hasło „niezgodność charakterów” czy „niezgodność temperamentów” jest wytrychem do stwierdzenia: nie pasujemy do siebie, trudno, rozstańmy się w zgodzie. Jest to tak powszechne, że chyba nawet nie zauważamy, że całkowita zgodność, taka idealna, jest jakimś mitem, utopią. Zgodność czy niezgodność… Wierzę w to, że połączyła nas miłość i ona jest darem, który mamy rozwijać.
Warto poruszyć też kwestię naszych temperamentów i temperamentów naszych dzieci: tu przecież też występują różnice, często drastyczne. I odmienne temperamenty rodziców mogą być w konkretnej sytuacji oparciem dla takiego czy innego zachowania. Flegmatyczne usposobienie mojego starszego syna, często irytujące, da się jednak – czasami – wybronić sentencjonalnym: „no cały tata!”. Podobnie wybuchy złości młodszego, często nieprzemyślane, zamykamy kwestią: „po mamusi to ma…” i dzięki temu udaje się – też czasami – obrócić sytuację w żart.