Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów
Na jednym biegunie żona, która nigdy nie zhańbiła się dresami w domu. Na drugim taka, która uważa, że już nie musi się starać, by ładnie wyglądać. Od jednej i drugiej łatwo się emocjonalnie zdystansować. A małżeńska normalność w sprawie naszego wyglądu leży gdzieś pośrodku i służy relacji.
Domowy outfit – nie dajmy się zwariować
Być może wpadły ci kiedyś w oko porady z lat dwudziestych ubiegłego wieku, które mówiły o tym, jak powinna się zachowywać przykładna żona i matka. Mowa w nich była również o tym, by przed powrotem męża z pracy poprawić fryzurę, ubrać czysty fartuszek i zadbać o to, by dzieci wyglądały schludnie i czysto. Powinnaś ponadto być uśmiechnięta i z uwagą wysłuchać opowieści męża o tym, jak mu minął dzień. Po prostu sielanka! Nawet nie chcę dociekać, jakie wtedy było zadowolenie z małżeństwa wśród kobiet, a jakie wśród mężczyzn.
Podobnie jest, gdy oglądam skecze kabaretowe lub stand-up. Jedno, co przewija się we wszystkich żartach o małżeństwach, to że każdy mąż marzy, by żona w domu ubierała się jak dama – rozkloszowane spódnice, biała bluzeczka, buty na obcasie. Na przeciwnym biegunie są te, które w przetłuszczonych włosach, w upaćkanych ciuchach witają swojego męża z wałkiem w dłoni u drzwi.
Kocham męża ciągle tak samo
A przecież wiemy, że rzeczywistość leży gdzieś pośrodku. Uwielbiam ładnie się ubrać. Lubię nawet buty na obcasie, ale nie w kuchni i nie codziennie. Bywa też, że w rozczłapanych laczkach (jak nazywam obuwie domowe) pomykam między sypialnią a salonem, gdy jestem chora i mam swój wygląd w nosie. Nie znaczy to, że kocham mojego męża bardziej, gdy wyglądam jak milion dolarów, a mniej, gdy w kaloszach, w kapelutku na głowie wyrywam chwasty z grządek rzodkiewek.
Mam wrażenie, że popkultura zapędza nas w kozi róg. Albo jestem super elegancka cały czas, albo jestem zaniedbana cały czas. I to podejście dotyczy zarówno mężczyzn, jak i kobiet.
Skrajności nas gubią. Grunt to UMIAR
Kobiety wkładają sobie do głów (czasem czytając jakieś „mądre” poradniki), że kiedy będą zawsze wyglądały elegancko, to mąż nigdy nie spojrzy na inną. W tym upatrują swojego sukcesu małżeńskiego. Na drugim biegunie są te, które uważają, że nie muszą się już starać o nikogo, więc elegancja jest im już do niczego niepotrzebna. Od jednych i drugich mężowie uciekają. Jeśli nie dosłownie, to na pewno emocjonalnie.
Trudno wyglądać elegancko w trakcie choroby (nie wyobrażam sobie biegania do toalety w czasie jelitówki w pełnym makijażu, w butach na obcasie i garsonce), czy pieląc grządki. Nie znaczy to, że mam wtedy wyglądać jak, nie przymierzając, ktoś, kto spędził ostatnie miesiące na bezludnej wyspie. UMIAR – to słowo klucz.
Wygląd świadczy o relacji
Nie chciałabym, żeby mój mąż po dwudziestu latach małżeństwa zaniedbał się na tyle, że nie będę chciała się do niego zbliżyć. Żeby ubierał się w byle co, tygodniami nie dawał spodni do prania, żeby miał tłuste, nieobcięte włosy. To by świadczyło, że ma w nosie to, czy mi się podoba, czy nie. Kiedy trzeba, zakłada garnitur, elegancką koszulę… ale widzę go też w spodniach dresowych i koszulce, jak z synami gra w piłkę lub w ogrodniczkach i kaloszach, gdy kopie grządki. On też widzi mnie wystrojoną w sukienkę, buty na obcasie, z ułożonymi włosami dość często. Z kolei w domu ubieram się schludnie, lecz nie tak elegancko.
Kto wierzy, że w jego małżeństwie będzie inaczej, prawdopodobnie ma mnóstwo pieniędzy i wszystkie prace domowo-ogródkowe robi za niego ktoś inny, a on/ona będzie się ubierać jak Cristal Carrington z serialu „Dynastia”.
Być klejnotem… nawet w dresach
Zdaję sobie sprawę, że dla większości z was piszę o sprawach oczywistych. Jednak z doświadczenia wiem, że są małżeństwa, w których kobiety czują presję ze strony męża, żeby codziennie wyglądać elegancko, bo on by sobie tego życzył. Albo koleżanki w pracy opowiadają, że one nigdy nie zhańbiły się w domu spodniami dresowymi. Czujemy się wtedy, jak jakaś głupiutka gęś, która nie dość, że robi coś w domu, to jeszcze jest rysą na krystalicznym wizerunku żony idealnej.
Dbajmy o nasz wygląd, dbajmy o strój, o elegancję, ale nie róbmy sobie wyrzutów, że w czasie choroby snujemy się po domu w piżamie. Przecież dobrze wiemy, że żadna z nas nie poszłaby tak ubrana do opery.
Bądźcie drogocennym klejnotem w oczach waszego męża i przystojnym księciem w oczach swojej żony. W sukni wieczorowej i w koszulce z Myszką Miki, w smokingu i w krótkich spodenkach. Zawsze.