Przejdź do treści

Randki, które ratują małżeństwa! „To jest przepis na nową jakość w relacji”

← Wróć do artykułów

Coraz więcej małżeństw odkrywa na nowo znaczenie randek, które przynoszą nie tylko odprężenie, ale i głębokie zbliżenie. Spotkania w restauracjach, których pomysłodawcą jest ks. Radosław Mielczarek z diecezji świdnickiej, łączą to, co duchowe, z codziennością. To przestrzeń, gdzie Kościół wychodzi do par, oferując im czas na dialog i refleksję nad ich relacją. Czy taka inicjatywa może wpłynąć na trwałość i jakość małżeństw?

Randki dla małżeństw – połączenie odpoczynku i formacji

O randkach małżeńskich mówi się coraz częściej i głośniej. Potrzebne, wzmacniające, jednoczące, pozwalające złapać oddech, dystans, zachwyt, świeżość… Tymczasem dzień za dniem mija, miesiąc goni miesiąc i okazuje się, że wielu małżonkom znów nie udało się zorganizować wspólnego wyjścia. Stąd poniższy „gotowiec”: przepis na randkę – do próbowania i powielania we własnych środowiskach.

– Pomysł zrodził się, jak byłem diakonem, sześć lat temu – mówi ks. Radosław Mielczarek. – Zapisywałem sobie, co chciałbym zrobić jako ksiądz. Jednym z pomysłów były randki dla małżeństw, ale w restauracji. Małżeństwo to jest ogródek, którego dawno nikt w naszej diecezji nie podlewał. Są wspólnoty (Domowy Kościół, Equipes Notre-Dame) i to jest realna, bardzo konkretna formacja, ale pojawia się inny problem: ludzie dzisiaj nie chcą wchodzić we wspólnoty. Chcą dostać dobrą dawkę formacji bez wiązania się na stałe. Dlatego randka. Można przyjść jeden raz. Zobaczyć, spróbować, bez zobowiązań. I ludzie chętnie przychodzą – opowiada kapłan.

Doświadczanie miłości… w restauracji – Kościół wychodzi do par

Wśród tych, którzy przyszli, są Karolina i Wojciech Szczepańscy z Dzierżoniowa. Zobaczyli i dali się wciągnąć. Nie ominęli żadnej z dotychczasowych randek. – Lubimy ze sobą randkować – mówią zgodnie. – To nas łączy. Szukamy aktywności, które pomagają nam się rozwijać w naszej relacji, ale też w relacji z Bogiem – mówi Karolina, a Wojtek dodaje: – Ale to jest forma, w której nie my idziemy do kościoła, ale Kościół do nas. Idziemy do restauracji, gdzie czujemy się swobodnie, dobrze, wyjątkowo.

W restauracji Karolina i Wojciech witani są przez Iwonę i Pawła Sowy (odmiana nazwiska Sowa, jakiej zażyczyli sobie bohaterowie). Stolik dla nich już czeka. Inne pary zajęły swoje miejsca, częstują się ciastem i kawą. Jeszcze chwila, a usłyszą świadectwo małżeństwa, które zostało poproszone o krótką konferencję na podany temat. A tematy są różne, ale zawsze ważne, jak chociażby wierność, uczciwość, relacje w domu czy w pracy. 

Organizatorzy randek: Andrzej i Anna Wieliczko, ks. Radosław Mielczarek, Iwona i Paweł Sowy

– Świadectwo innego małżeństwa mocno do nas przemawia – mówią Karolina i Wojtek. – To nas umacnia. Również obecność innych par, które z różnym stażem, w różnych okolicznościach życiowych, z różną liczbą dzieci, swoim udziałem w randce pokazują, że chcą walczyć o swoją relację. Ale chyba najważniejszy punkt to czas dialogu, kiedy możemy porozmawiać. Zawsze są do tego przygotowane warsztaty, konkretne pytania i aktywności – to jest bardzo ułatwiające. Ten konkret prowadzi nas przez nasz dialog.

Gdy małżonkowie zapoznają się z zadaniami i pytaniami, kelnerzy roznoszą ciepłą kolację. Iwona znów wychodzi, by sprawdzić, czy każdy dostał to, co zamówił. Rozmowom towarzyszą dźwięki fortepianu lub skrzypiec wydobywane z instrumentów przez profesjonalnych wykonawców. 

– Jesteśmy wdzięczni tym, którzy się w to angażują – podkreślają Szczepańscy – bo człowiek czuje się zadbany. Te osoby znajdują nam czas i przestrzeń, ale i konkretny temat, materiały, warsztat, bo często są to zagadnienia, które umykają nam w codziennym życiu.

Organizatorzy: “jesteśmy w szoku”

Iwona i Paweł Sowy jeżdżą po restauracjach, wybierając te, które spełnią wymagania, a głównym z nich jest możliwość zapewnienia miejsca dla kilkudziesięciu par jednocześnie. Wykorzystują ten czas na własne randki, bo gdy przyjdzie ta właściwa, będą bardzo zajęci dbaniem o każdą parę. 

Restauracje często znajdują się poza dużymi miastami. Lasocin czy Dziećmorowice nie są wszak metropoliami. Ale właśnie taka lokalizacja ułatwia udział w randce małżonkom mieszkającym dalej od centrów duszpasterskich.

Jak to się stało, że Iwona i Paweł – pracujący małżonkowie czwórki dzieci, zaangażowani w ruch duchowości małżeńskiej – postanowili jeszcze dać coś od siebie innym małżeństwom? 

Chcieli pomóc księdzu Radkowi, żeby jego pomysł z czasów seminarium nie pozostał tylko na papierze. Do organizacyjnego teamu szybko dołączyli Anna i Andrzej Wieliczko, którzy widzieli problemy komunikacyjne wśród małżeństw i mieli pragnienie, by tworzyć małżonkom okazje i dobre warunki do dialogu.

– To jest chyba wola Boża, że tu jestem – mówi Iwona. – Nigdy bym nie pomyślała, że coś takiego będę robić: organizować, witać, rozmawiać, bo to nie w mojej – introwertycznej – naturze. Na koniec żegnamy te pary i część z nich na gorąco mówi, co im się podobało. Wychodzą uśmiechnięci, bije od nich radość i miłość. Otrzymujemy zwrotną informację, że robimy świetną robotę. 

– Ale też nie wszystkim małżeństwom jest łatwo – dopowiada Paweł. – Czasem, mimo próby, nie udaje im się dogadać i rezygnują z tej formy dialogu. Tak też może być. Można przyjść jeden raz, drugi, w zależności od tematu, miejsca czy czasu, którym dysponujemy.

Tematy poruszane na randkach

– Na początku myślałem, że to będzie klika księdza Radka, że przyjdzie dziesięć małżeństw – śmieje się ksiądz Radosław. – Przychodzi czasem ponad pięćdziesiąt. Są ze stażem dwutygodniowym albo tacy, którzy świętują w ten sposób 50-lecie ślubu, bo zaproszenie na randkę otrzymali od bliskich w prezencie. I tacy, którzy mówią: „Nie byliśmy na randce 40 lat!”. Bo to jest drugi powód, dla którego to robimy. Dostrzegam to po kolędzie. Jak się rozmawia ze starszymi ludźmi, to mówią: „Idę na emeryturę, wreszcie zrobię coś dla siebie, bo ciągle dom, praca, dzieci.” Ale ta triada jest za mała! Tam brakuje „my”. Dom, praca, dzieci, MY. Ta relacja jest najbliższa, ale najbardziej zaniedbana, mimo że małżonkowie są ze sobą wiele godzin w ciągu dnia.

Okazuje się, że część z pytań warsztatowych żony i mężowie zadają sobie po raz pierwszy od początku małżeństwa. 

Pierwszy cykl koncentrował się wokół przysięgi małżeńskiej. – Uważam, że to jest lekarstwo: powtarzać słowa przysięgi małżeńskiej – zauważa ks. Radek – i często to zadaję za pokutę. Jak sobie człowiek przypomni, jakie miał wtedy wzniosłe myśli i pragnienia, to jest często w stanie ruszyć od nowa. Teraz wzięliśmy na warsztat relacje.

“To nie jest spotkanie religijne”

Panuje bardzo przyjazna atmosfera, wszak małżonkowie właśnie świętują swój sakrament. Ale to nie jest spotkanie religijne i z zasady nie ma nim być. To taka forma służby małżonków dla małżonków pod opieką księdza. W ankiecie po randce okazuje się, że 100 procent uczestników poleciłoby ją kolejnym zainteresowanym. Zamiast kliki księdza Radka powstało dzieło otwarte i ciągle interesujące, jak zauważa sam duszpasterz. 

– Nasze randki to jest najlepsza wersja dla panów, bo nie muszą nic robić – śmieje się ks. Radek. – My im to zorganizujemy, tylko niech zechcą przyjść.

Karolina i Wojciech Szczepańscy w trakcie randki

Wizja rozwoju spotkań

Organizatorzy dzielą się swoim pomysłem i zachęcają do kopiowania. – Chcemy, żeby więcej małżeństw z tego skorzystało – mówi Iwona – a my nie jesteśmy w stanie zorganizować więcej spotkań niż raz w miesiącu. Chcemy się tym dzielić, żeby inni mogli czerpać, bo to przynosi dużą satysfakcję i odpowiada na potrzeby małżonków. To po nich widać.

– Czekamy na więcej randek – mówi Wojtek Szczepański, oczekując piątej randki. – Dobrze by było, gdyby to się nie skończyło. 

A może dobrze by było, gdyby to się zaczęło w kolejnych miejscowościach?

Czy wiedziałeś, że…

Zobacz także