Przejdź do treści

Mają 6 synów i czas na wiele małżeńskich pasji. W czym tkwi ich sekret?

← Wróć do artykułów

Monika i Marcin Krąglakowie są małżeństwem z sześcioma synami i … (chwileczkę, liczę) trzynastoma pasjami! (Choć jestem przekonana, że tak naprawdę jest ich jeszcze więcej.) Jak to robią, że znajdują czas na wszystko, co najważniejsze i jeszcze trochę?

Nasze pasje są po prostu życiowe

Małgorzata Trawka: Co jest waszą największą pasją?

Monika Krąglak: Przede wszystkim nasza relacja małżeńska, a potem wychowywanie dzieci. Na tym się bardzo mocno skupiamy. Ale mamy też swoje hobby i pomniejsze pasje. One się z biegiem lat zmieniały. Na początku były bardziej dostosowane do lat młodzieńczych, a teraz do sytuacji z szóstką dzieci. Marcin w ostatnim czasie pokochał ogrodnictwo, co wiąże się z faktem zamieszkania w nowym domu.

Marcin Krąglak: Jakkolwiek by to nie brzmiało, uprawa warzyw jest dla mnie totalnym odkryciem. Stała się dla mnie w ostatnich miesiącach pasją, której chętnie poświęcam czas i zarażam nią nasze dzieci.

Monika (śmiech): Ja studiowałam ogrodnictwo, więc nie wiem, kto kogo zaraża… Ale Marcin ma z tego dużo radości. Ja mam wiele pomniejszych pasji. Bardzo lubię spacerować, chodzić po lesie – w zasadzie to jest dla nas wspólne zamiłowanie. Czasami uda nam się nazbierać grzybów. Lubię piec, a mam dużo okazji do pieczenia tortów urodzinowych chłopakom. Myślę, że dostosowuję pasje do naszej sytuacji życiowej, czyli dobieram momenty, kiedy mogę, i rzeczy, które są możliwe. Bo na przykład uwielbiam tańczyć, ale od wielu lat nie miałam możliwości pójść na żadne zajęcia.

Pasje i dzieci… nie zniechęcamy się

Ale jak w rodzinie wielodzietnej znaleźć czas na pasje, zwłaszcza kiedy są to rzeczy, w które ciężko włączyć dzieci? Z tego, co wiem, Moniko, szyjesz. Podejrzewam, że może być trudno zainteresować tym chłopaków.

Monika: Teraz już szyję mniej. Ale jak mnie nieraz nachodziło na szycie, to nie bardzo przejmowałam się faktem, że dzieci będą musiały jakoś sobie poradzić. Było też tak, że dostawały swoją igłę i nitkę, dopasowywały materiały albo siedziały i patrzyły, jak szyje maszyna – to też jest ciekawe dla dziecka. Korzystałam z drzemek dziecięcych, wieczorów, chociaż to nie zawsze było najlepsze rozwiązanie, bo pracująca maszyna budzi dzieci. Ale chłopcy do tej pory przychodzą i pytają, czy mogą coś uszyć. Jak jest odpowiednia determinacja, to da się. Zdarzało mi się szyć z dzieckiem w chuście na plecach. Było to łatwiejsze niż z zabierającym wszystko dwulatkiem.

A nie brakuje Wam cierpliwości, gdy chcecie coś zrobić, a tu jeszcze trzeba zużyć dodatkową energię, by wytłumaczyć dzieciom, co i jak, oraz pilnować, żeby ich entuzjastyczna pomoc nie przyniosła efektów ubocznych?

Monika: Zdarzało się, że Marcin zabierał dzieci na spacer, kiedy musiałam coś zrobić. Ale wydaje mi się, że nasze dzieci łatwo wchodzą w nasze pasje i odnajdują się w nich.

Marcin: Czasami może się coś nie udać. Marchewkę sialiśmy tak, że po pół roku miała 5 cm, bo była posiana za gęsto.

Monika: Naszą wspólną pasją są też rowery i nasze dzieci przejęły ją od nas i są już nawet bardziej w nią zaangażowane niż my. Z Marcinem poznaliśmy się w harcerstwie. Teraz nasze chłopaki są w harcerstwie i jak na nich patrzymy, to trochę im zazdrościmy.

Marcin: Ale to właśnie stąd wziął się w naszych pasjach las i ten las nam towarzyszy zawsze. W lesie czujemy się trochę jak w domu.

Elastyczność jest kluczowa

A jest coś, co macie tylko dla siebie?

Marcin: Kiedyś sklejałem modele. Teraz nie widzę na to przestrzeni, choć jak sklejałem, to dzieci gromadziły się obok i mi pomagały. Ale modelarstwo po pewnym czasie odeszło w kąt, bo rzadko jest na to czas.

Monika: Dopasowujemy pasje do momentu życia. Kiedy wykańczaliśmy dom, ja się realizowałam w planowaniu, jak go urządzić, w szukaniu nowych rzeczy do domu. Wszystko wymyślałam sama w konsultacji z Marcinem. Nie korzystaliśmy z żadnej pomocy z zewnątrz i to było w tym momencie pasją, która idealnie zgrywała się z potrzebami naszej rodziny. Mając tyle dzieci, przyzwyczajasz się, że one naturalnie ci towarzyszą. Kiedy mam natchnienie, to piszę post na bloga, usypiając Stefana lub gdy dzieci się bawią. Wykorzystuję te momenty, które są.

Marcin: Stoimy przed dylematem: albo uprzemy się na rzeczy, które nas interesują, ale będzie to obciążenie dla rodziny, albo znajdziemy coś, co nas interesuje, a jest możliwość zaangażowania w to dzieci. My preferujemy tę drugą, elastyczną drogę i zamiast modelarstwa, próbuję te śmieszne warzywa. Przy szóstce dzieci wiele rzeczy jest łatwych do przełknięcia.

Jesteśmy ze sobą szczerzy

Przeżywacie czasem irytację, gdy współmałżonek zamiast zajmować się ważniejszymi sprawami, oddaje się – nawet z dziećmi – swoim zainteresowaniom?

Monika: Kiedy Marcin składał szklarnię z chłopakami, to okazało się, że nie można tego przerwać, bo wiatr zginał elementy. A był Wielki Piątek i przeżywałam wielką frustrację, że on siedzi z chłopakami w tej szklarni zamiast ogarniać ze mną przygotowania do Świąt i przeżywać Triduum. Więc zdarzają się takie momenty. Ale wyciągamy też wnioski i staramy się nad sobą pracować. Ja staram się nie ściągać za szybko Marcina z ogrodu, a Marcin lepiej dobierać czas.

Marcin: Widzimy obopólną korzyść z naszych pasji, zwłaszcza że z ich owoców – czy to jest szycie czy ogród – korzystamy wszyscy.

A Ty, Marcinie, kiedy widzisz Monikę odpisującą na komentarze pod postem na blogu, nie myślisz, kiedy będzie obiad?

Marcin: Wydaje mi się, że jestem wyrozumiały.

Monika: Jest wyrozumiały! A ja się staram robić to w takim czasie, kiedy nie ma chłopaków w domu.

Marcin: Monika widzi, że to może być dla mnie trudne i za każdym razem pyta mnie, co myślę o tym poście albo o danym temacie, więc to nie jest tak…

Monika: …że to jest tylko moje.

Marcin: Ja też czuję się w to zaangażowany. Wiadomo – nie tak jak ona, ale widzę, że to jest dla niej ważne i chce się tym podzielić.

Monika: Poza tym jesteśmy ze sobą szczerzy i zdarza się, że Marcin powie: „Zostaw już ten telefon, potrzeba cię tutaj bardziej”. I dla mnie to nie jest żaden problem. Nie obrażam się, tylko doceniam mojego męża, że potrafi mnie pociągnąć we właściwym kierunku.

Moniko, a dlaczego zdecydowałaś się pisać bloga Manymum i jaki masz w tym cel?

Monika: To jest kilka rzeczy na raz. Zawsze lubiłam pisać. Chciałam kiedyś pójść na polonistykę. Moim dziecięcym marzeniem było napisanie książki. Pomyślałam, że zacznę spisywać, co się u nas dzieje, a najłatwiej to robić w Internecie. Marcin nie miał nic przeciwko. Ale w życiu nie myślałam, że to się tak rozrośnie i pójdzie w takim kierunku – nie taki był zamysł. Kiedy to się stało, doszła wtedy misja pokazania, że życie rodziny wielodzietnej to jest życie normalne. Można mieć dużo dzieci i mieć dobre relacje – tak z nimi, jak w małżeństwie.

Nie lądujmy tak łatwo w ekranach

Co poradzilibyście rodzicom narzekającym na brak czasu na swoje pasje?

Monika: Przestań narzekać, zacznij robić (śmiech). Mój mąż czasami mówi mi: ”Daj mi czas.” A ja odpowiadam: „Nie muszę. Ty go masz. Zostaw to, co teraz robisz i zajmij się tym, co chcesz robić.” Nie ma co czekać dwudziestu lat, żeby przeczytać jakąś książkę. O, to też nasza pasja! Ja lubię czytać i zaraziłam tym dzieci i męża. Teraz muszę mu mówić: ”Przestań, bo chcę z tobą pogadać”.

Marcin: Ale trzeba też dobrać pasję, żeby nie frustrować się, gdy małe dziecko zburzy budowane skrupulatnie domino.

Monika: Ja mam taką refleksję, że bardzo dużo czasu w życiu marnujemy, chociażby na media społecznościowe, filmy czy zakupy w Internecie, kiedy próbujemy wybrać najlepszy produkt. Gdyby z każdej tej sytuacji podebrać pięć minut i zrobić coś, co da nam satysfakcję, to złoży się z tego bardzo dużo czasu.

Marcin: Najgorsze jest wpaść w pułapkę: ja nie mam czasu dla siebie, bo mi go nie dałaś, to tobie też nie dam czasu i możliwości. I będziemy ten czas marnować razem.

Monika: Druga pułapka to odkładanie naszych zainteresowań do momentu, kiedy odchowamy dzieci. Nie ma co czekać na to, co będzie za kilka lat, ani marzyć o tym, co już było.

Marcin: Sfrustrowany rodzic to nie jest dobry rodzic.

Ale – siłą rzeczy – żeby tyle robić, z czegoś musicie zrezygnować.

Marcin: Z porządku! (śmiech)

Monika: Nie wiem, czy z czegoś rezygnujemy…

Marcin: Z lenistwa.

Monika: Tak, z lenistwa na pewno…

A gdybyście mieli dodatkową godzinę doby, to na co byście ją przeznaczyli?

Monika: Nasza doba jest tak wypełniona, że chyba byłabym już bardzo zmęczona, gdybym miała jeszcze godzinę.

Marcin: A ja bym sobie poczytał. Albo spędzilibyśmy ten czas razem.

Monika: Tak, jeżeli za jakimś czasem tęsknimy, to za wspólnym, bo czasu tylko we dwoje nigdy nie jest nam dość.

Czy wiedziałeś, że…

Zobacz także