Przejdź do treści

“Dzieci czytające to dzieci uskrzydlone”. Ale… bez przykładu ani rusz!

← Wróć do artykułów

Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów

Jej sześcioro dzieci kocha książki. Najstarsze pociechy nauczyły się czytać same, z kolei młodsze póki co w tej czynności są wyręczane przez rodziców i starsze rodzeństwo. O tym, jak zachęcić dzieci do czytania i czym się kierować, wybierając książki, w rozmowie z Siewcą opowiada pisarka Natalia Przeździk.

Czytanie ma same zalety

Joanna i Mirosław Haładyjowie: Dlaczego książki są tak ważne w życiu małego człowieka?

Natalia Przeździk: Kształtują wrażliwość, wyobraźnię… Uczą radzenia sobie w nowych sytuacjach. Przeżycia bohaterów i podejmowane przez nich decyzje zostają w pamięci małego czytelnika i mają duży wpływ na całe jego życie. Dzięki książkom wzrasta empatia, zdolność rozumienia innego człowieka i nieosądzania jego sposobu myślenia czy zachowania. Czytanie ma same zalety.

Kiedy rozpocząć przygodę ze słowem pisanym?

Jak najwcześniej. Warto zaopatrzyć się w kilka książeczek, które będziemy czytać naszemu małemu dziecku. Nie musi ich być wiele. Choć może rodziców frustruje czytanie w kółko tej samej opowieści, dla dzieci właśnie powracanie do dobrze znanej książki jest największą frajdą. Myślę, że w tym wypadku radość dziecka jest ważniejsza, niż dobre samopoczucie rodzica i jednak warto się dostosować. Są takie książeczki, które znamy z mężem na pamięć i moglibyśmy je wyrecytować wyrwani ze snu w środku nocy… Ale to dobrze, takie wspólne czytanie bardzo zbliża.

Trzeba umieć znaleźć umiar 

Rynek wydawniczy pęka w szwach. Rodzicom proponowane są najróżniejsze treści. Ciężko się w tym nie pogubić.

To prawda. Sytuacja na rynku wydawniczym jest zupełnie inna niż te trzydzieści lat temu, kiedy moi rodzice kupowali książki dla mnie i mojego brata. Wybór był o wiele mniejszy, sięgało się po dziecięcą klasykę. Potem, między innymi dzięki sukcesowi „Harry’ego Pottera”, pisanie dla dzieci stało się modne. Obecnie książka niestety stała się produktem, który ma się dobrze sprzedać i być zastąpiony kolejnym, nowym… Wydawnictwa prześcigają się w produkowaniu nowych pozycji. Bardzo popularne są serie wydawnicze. Pytanie tylko, czy naprawdę potrzebujemy kupić pięćdziesiątą część serii, choćby najbardziej udanej. Trzeba umieć znaleźć umiar. 

Poza tym wiele książek kusi pięknymi okładkami i ilustracjami – ciężko się powstrzymać przed kupieniem tak ślicznie wydanej pozycji. A zawarte w niej treści mogą nas zaskoczyć, i to niekoniecznie pozytywnie. Dlatego, patrząc z punktu widzenia rodzica, ważne jest po prostu zachowanie zdrowego rozsądku. Muszę przyznać, że jako mól książkowy, mam ochotę wyjść z księgarni z torbami pełnymi książek. Ale już nauczyłam się powstrzymywać. Między innymi dlatego, że dzieci posiadające zbyt dużą biblioteczkę nie są w stanie docenić tego, co mają i się nią nacieszyć. O wiele lepiej mieć mniejszą liczbę książek dobrze dobranych, do których dziecko lubi wracać. Ta zasada zresztą sprawdza się nie tylko w przypadku książek. 

Ludziom wychowanym w szarej epoce komunizmu obecne czasy, w których półki uginają się pod ciężarem produktów, wydają się cudowne. A jednak, gdy obserwuję moje dzieci, widzę, że nadmiar zabawek, ubrań, różnych gadżetów wcale im nie służy. Są wtedy przebodźcowane, rozdrażnione. O wiele trudniej jest im uczyć się wdzięczności za to, co się ma oraz szacunku do posiadanych rzeczy.

Dzieci nasiąkają tym, co czytają 

Na co zatem zwracać uwagę, wybierając książkę dla dziecka?

Przede wszystkim na treści. Piękne ilustracje są ważne, ale po przeczytaniu powieści zostaje w nas przede wszystkim tekst, słowo. Książka może być bardzo ładnie wydana i chwalona w mediach, ale jeśli promuje wartości niezgodne z tymi, które staramy się na co dzień przekazać dzieciom, lepiej z niej zrezygnować. Dla mnie istotne jest, by książka dla dziecka nie stała w sprzeczności z naszą wiarą, nie pokazywała wypaczonego obrazu rodziny… Poza tym ważny jest język, styl, bogate słownictwo – dzieci nasiąkają tym, co czytają i później naśladują to w mowie i podczas pisania.

Zachęć dzieci do czytania, czytając

Jest pani mamą sześciorga dzieci. Jak zachęciła pani własne pociechy do czytania? 

Przede wszystkim czytając. Nasz dom jest pełen książek. Są wszędzie, w każdym pomieszczeniu – nawet w łazience. Nie mamy za to telewizora, zrezygnowaliśmy z niego z mężem świadomie na początku naszej wspólnej drogi. Nasz najstarszy syn nauczył się czytać sam w wieku pięciu lat. Czytaliśmy na głos „Opowieści z Narnii” Lewisa, a on zerkał nam przez ramię na tekst i pewnego dnia okazało się, że umie przeczytać następny rozdział samodzielnie… 

Kolejne dzieci też uczyły się tego same, zachęcone widokiem zaczytanych członków rodziny. Czytanie jest w naszym domu równie naturalne jak oddychanie. Nawet najmłodsza dwuletnia córeczka cały dzień biega za mną ze swoimi książeczkami i dopomina się: „cytaj, cytaj!”. Lubi to o wiele bardziej niż zabawę klockami czy oglądanie bajek. I bardzo dobrze! Poza tym teraz nie jesteśmy z mężem jedynymi osobami czytającymi maluchom. Starsze rodzeństwo chętnie wyręcza nas w tym zadaniu. Korzyści są podwójne. Starsi ćwiczą głośne czytanie, a młodsi słuchają i się uczą. Poza tym wzmacnia to więź między rodzeństwem.

A co się dzieje, jeżeli zachęcamy dzieci do czytania, ale na co dzień nie widzą nas z książką?

Po prostu zaczną wątpić w to, że czytanie jest ważne. Natomiast gdy na przykład dziecko bawi się w salonie, a obok rodzice na kanapie siedzą z nosami utkwionymi w książkach i co jakiś czas czytają sobie zabawne lub mądre fragmenty – to jest najpiękniejsza lekcja!

Książka powinna odpowiadać na pytania

Jest pani polonistką, autorką serii „Rodzina z niebieskiego domu”. Ostatnio oddała pani kolejną książkę. Tym razem dla dziewczynek. Dlaczego to ważne, aby dzieci mogły zaczytywać się również w literaturze dedykowanej płci?

„Skrzydła Hani” to rzeczywiście powieść typowo dziewczęca, inspirowana nieco twórczością Lucy Maud Montgomery i Frances Hodgson Burnett. Oczywiście pisanie takiej książki jest nieco ryzykowne z punktu widzenia autora, bo wiadomo, że można liczyć tylko na czytelników płci pięknej. Natomiast mam nadzieję, że książkę chętnie przeczytają nie tylko małe dziewczynki, ale także ich mamy i babcie. Świat kobiet jest bardzo bogaty i dobrze jest móc sięgnąć po powieść, w której mała lub większa czytelniczka będzie mogła odnaleźć odpowiedź na dręczące ją pytania. Powieść dopasowaną do jej wrażliwości i sposobu myślenia. 

Główną bohaterką „Skrzydeł Hani” jest nieśmiała, chorowita ośmiolatka. Oprócz niej poznajemy również jej mamę, zmagającą się z trudami samotnego rodzicielstwa, a także apodyktyczną babcię. To opowieść o skomplikowanych rodzinnych relacjach, ale też o nadziei na lepsze jutro. Wrażliwa dziewczynka marząca o tym, by mieć skrzydła, które uniosą ją i jej mamę do domu, w którym odnajdą szczęście, ostatecznie spełnia swoje pragnienia… w sposób zupełnie nieoczekiwany nawet dla niej samej. Więcej nie zdradzę, zachęcam do sięgnięcia po książkę.

Patrzmy z miłością na nasze wewnętrzne dziecko 

Książka jest adresowana zarówno dla małych kobiet, jak i tych nieco starszych. Ile tytułowa Hania ma z pani, a ile z pani pociech?

Moje dzieci były dla mnie (i są nadal – kolejne części są w przygotowaniu) inspiracją podczas pisania serii o „Rodzinie z niebieskiego domu”. Mam trzech synów i trzy córki. Najmłodsze dziecko ma dwa lata, najstarsze trzynaście. Każde z nich jest wyjątkowe. To dzięki nim wiem, jak wyglądają relacje w dużej rodzinie, jak funkcjonuje się z gromadką dzieci o skrajnie różnych charakterach i głowach pełnych zwariowanych pomysłów. Natomiast wycofana, niepewna siebie Hania ma bardzo wiele ze mnie. Pisanie tej książki było formą autoterapii. I trochę pogłaskaniem tej dziewczynki, którą byłam. To ważne, żeby umieć patrzeć z miłością na to dziecko, które cały czas jest w nas. Z czym sobie nie radziło? Za czym tęskniło? Jakie miało zranienia? Czy czuło się chciane? Czasami jesteśmy jedynymi osobami, które mogą sprawić, że ono wreszcie przestanie się bać. 

Pozostali bohaterowie „Skrzydeł Hani” zostali przeze mnie wymyśleni, ale główna bohaterka ma bardzo wiele z małej Tusi, czyli mnie. Poza tym w książce opisałam szczególnie drogie mi miejsce, czyli małą wieś znajdującą się w pobliżu pięknego miasteczka Biecz, w której spędzałam najlepsze wakacje w życiu. Mieszkałam w drewnianym domu pod lasem (choć zupełnie innym, niż ten z książki) i wędrowałam leśnymi ścieżkami zupełnie tak, jak Hania. Wspinałam się po drzewach, bawiłam z zaprzyjaźnionym psem i uczyłam życia zupełnie innego od tego, jakie prowadziłam w mieście. Bliskość natury i przestrzeń nieograniczona murami bloków czy kamienic – to dla dziecka ogromne skarby.

Czy to właśnie książki mogą stać się dla dziecka skrzydłami, o których marzyła tytułowa Hania?

Oczywiście, że tak. Dlatego „Skrzydła Hani” są dedykowane wszystkim tym, którzy boją się je rozwinąć. Takimi skrzydłami może też być miejsce na ziemi, w którym dziecko czuje się dobrze… Choć najlepiej byłoby, gdyby skrzydła pomogła rozwinąć bliska osoba. W idealnej wersji – rodzic. W mniej idealnej – ktokolwiek, kto jest obok dziecka… Nic nie pomaga rozwinąć skrzydeł i uwierzyć w swoją wartość tak bardzo, jak czyjaś akceptacja, dobre słowo (przeciwieństwem tego są krytyka i wyśmiewanie się z dziecka, ciągłe stawianie wymagań i okazywanie niezadowolenia). 

W dorosłym życiu możemy czerpać tę siłę z największej miłości, jaką jest miłość Boga, bo nikt nie kocha tak, jak On. Nikt oprócz Niego nie jest w stanie całkowicie wypełnić pustki w naszym sercu. Ale małe dziecko może doświadczyć tego tylko za pośrednictwem swoich bliskich. Ono potrzebuje gestów, trzymania za rękę, słów. W przeciwnym razie marnieje. 

Nie uważam się za mamę idealną i popełniam mnóstwo błędów (mam bardzo wybuchowy charakter), ale bardzo chciałabym przekazać swoim dzieciom to, że są kochane i wartościowe, takie jakie są. Pod tym względem przypominam nieco zwariowaną mamę z „Niebieskiego domu”, która nie lubi sprzątać i ma bałagan w domu, ale uwielbia bawić się z dziećmi, przytulać je i wybierać się z nimi na szalone wyprawy. Akceptacja i wsparcie obojga rodziców – bo każde z nas robi to inaczej – to najpiękniejsze skrzydła. To właśnie je odnajduje Hania…

Czy wiedziałeś, że…

Zobacz także