Przejdź do treści

Synek zapytał mnie o tragedię 5-latka z Poznania. “Jak to możliwe i gdzie był Bóg?”

← Wróć do artykułów

Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów

Nie mamy w domu telewizora, nie oglądamy programów informacyjnych. Nie karmimy się złymi wiadomościami. Jednak nie żyjemy też w bańce. Docierają do nas informacje o wojnach, niezawinionym cierpieniu, śmierci. Do naszych dzieci też. Ostatnie dni to m.in. bolesna i tragiczna historia ataku nożownika i śmierci pięcioletniego Maurycego w Poznaniu. Jak wyglądała nasza rozmowa, gdy syn zapytał, jak to możliwe i gdzie był Bóg?

Konfrontacja z trudnymi pytaniami

Każdy rodzic zna swoje dziecko najlepiej i wie jaką ma wrażliwość – o czym można z nim rozmawiać, a przed czym lepiej jest je chronić oraz które rozmowy trzeba odłożyć w czasie. Myślę, że absolutną podstawą jest towarzyszenie, nie zostawianie dziecka z pytaniami, wątpliwościami, potraktowanie go serio. Jeśli dziecko usłyszało w telewizji czy szkole coś, co je zaniepokoiło, dobrze, jeśli przychodzi do nas, rodziców. Ale jeśli poczuje się zlekceważone, słysząc: „nie martw się, nie myśl o tym”, „kto ci o tym naopowiadał?”, istnieje duże prawdopodobieństwo, że na drugi raz nie przyjdzie ze swoimi pytaniami do nas, tylko będzie szukać gdzie indziej… 

Dzieci dojrzewają poprzez konfrontacje z trudnymi pytaniami. Stają się coraz bardziej świadome siebie, swojego istnienia, zaczynają przetwarzać świat bardziej refleksyjnie. Prędzej czy później przyjdzie im zmierzyć się z pytaniami najważniejszymi: Czy Bóg istnieje? Czy istnieje życie po śmierci? Dlaczego Bóg pozwala na zło i cierpienie? Czy Bóg nie mógł wymyślić świata inaczej, lepiej stworzyć ludzi, żeby nie krzywdzili innych? 

To ostatnie pytanie zadał mi nasz 11-letni syn, kiedy dowiedział się o śmierci 5-letniego Maurycego ugodzonego nożem na poznańskiej ulicy. Kiedyś myślałam, że muszę wiedzieć, muszę stać obok gotowa udzielić satysfakcjonującej odpowiedzi, która pomoże uporządkować świat. To była trudna rozmowa. Na wiele pytań musiałam odpowiedzieć po prostu: “nie wiem”. Nie wiem, dlaczego cierpią dzieci, nie wiem, dlaczego ktoś zabija i dlaczego w wojnach muszą umierać niewinni ludzie. Nie wiem. Ale jestem obok, możemy razem odczuć z tego powodu smutek i złość.

Szczególnie w kontekście ostatnich wydarzeń dotyka mnie scena z Ewangelii św. Łukasza, kiedy Pan Jezus, widząc Jerozolimę, zapłakał. Tak się zastanawiam czy nie widział wtedy Holokaustu, wojen domowych, zniszczonych domów, zabitych niewinnych, również małego Maurycego… Jezus, Bóg, już nad tym zapłakał…

Mamy lekarstwo

Moje „nie wiem” prowadzi prostą drogą do Tego, który wie wszystko. Na szczęście nie jesteśmy bezradni wobec zła i cierpienia. Nasze życie jest w ręku Tego, który nas kocha, którego zamiary są „pełne pokoju” (por. Jr 29,11). Mamy lekarstwo w osobie Jezusa. I to jest odpowiedź i nadzieja, którą mamy nieść naszym dzieciom i innym ludziom. Może świat przypomina krajobraz po bitwie, ale trzeba pamiętać, że to jest już bitwa wygrana. Jezus pokonał śmierć, grzech i szatana. A my mamy udział w Jego zwycięstwie. Mamy więc żyć jak zwycięzcy, bez lęku. Tymczasem często zamartwiamy się, boimy, patrzymy z obawą w przyszłość. Żyjemy tak, jakby losy świata ciągle się ważyły, jakby Jezus nie zmartwychwstał.

Nasza postawa buduje poczucie bezpieczeństwa

Chciałam, żeby – w tej trudnej rozmowie z moim synem – wybrzmiało: nie jesteśmy bezradni, nie jesteśmy sami, nie musimy się bać. Myślę, że nasza pewność i wiara daje dzieciom poczucie bezpieczeństwa. Jest siła wyższa, do której możemy się odwołać. Nie zawsze rozumiem, nie zawsze potrafię odpowiedzieć na pytania, ale mam pewność, że mamy Boga, którego wolą nie jest nasze cierpienie. On nie zsyła chorób, nieszczęść jako kary za grzechy. Ale potrafi ze zła wyciągnąć dobro. Z najciemniejszego grobu może przywrócić do życia. Taki jest nasz Bóg i chcę, żeby nasze dzieci takiego Go znały. A to będzie możliwe, jeśli zobaczą, że my, dorośli, naprawdę tym żyjemy – bez lęku. 

Czy to jest w ogóle możliwe w dzisiejszych czasach? Myślę, że tu sprawdza się zasada: „jesteś tym, czym się karmisz”. Jeśli z upodobaniem czytamy o wypadkach, zabójstwach, skandalach, inteligentny algorytm sam będzie nam podsyłał takie treści. To może dać wrażenie, że zło otacza nas z każdej strony, a niebezpieczeństwo czai się za każdym zakrętem. 

Zła nie jest więcej niż dawniej. Ma może inną formę, a pewno ma lepszą reklamę i lepszych specjalistów od PR-u. Nie uczmy jednak dzieci, że to cała prawda o świecie, bo tak nie jest.

„Zło dobrem zwyciężaj”

Wobec zła nie musimy być bierni. Jasne, nie zbawimy świata, ale też nie musimy już tego robić. Zrobił to Jezus, umierając na krzyżu. Ale możemy codziennie, małymi kroczkami się przeciwstawiać. W jaki sposób? Bliskie są mi słowa wypowiedziane przez bohatera trylogii Tolkiena, Gandalfa: „Im jestem starszy widzę, że wielkie zło najbardziej nienawidzi i boi się małego dobra, codziennych uczynków zwykłych ludzi. Najprostszej życzliwości i miłości”. 

Nic wielkiego – nasza codzienność przeżywana z uśmiechem i miłością. Warto przekuć lęki i pytania dzieci na działanie – wspólnie przygotować paczkę dla potrzebujących, odwiedzić kogoś, włączyć się w wolontariat, dać okazję do czynienia dobra. Jak powiedział bł. Piotr Frassati, “prawdziwe dobro czyni się niepostrzeżenie, powoli, codziennie, w zwykłych sprawach”. A to przecież nie przerasta naszych możliwości.

Czy wiedziałeś, że…

Zobacz także