Przejdź do treści

„Raczej umrę, aniżeli zgrzeszę” – czy to zdanie z katechizmu jest niebezpieczne?

← Wróć do artykułów

Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów

Jakiś czas temu burzę w internecie wywołało zdjęcie z podręcznika do religii (III klasa szkoły podstawowej), w którym umieszczono zdanie przypisywane św. Dominikowi Savio: „wolę umrzeć, niż zgrzeszyć”. Pojawiły się głosy, również wśród katolickich publicystów i komentatorów, że to są słowa niebezpieczne, zwłaszcza w związku ze statystykami samobójstw wśród dzieci i młodzieży.

To nie pierwsze oburzenie

Jakiś czas temu, wśród części tych samych komentatorów, podobne emocje wzbudziło, rzekomo fałszujące przekaz biblijny, katechizmowe stwierdzenie, że „Bóg jest Sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za zło karze”. Wyjaśnienie i swój punkt widzenia na tę kwestię przedstawiłem w jednym z wcześniejszych tekstów. Można się w takim razie zastanawiać – co dalej zostanie nagle „odkryte” w katechizmach lub podręcznikach do religii? Jakie zdanie, niebudzące dotychczas wątpliwości, wnet zostanie zdemaskowane jako błędne, oburzające, niedopuszczalne?

Po pierwsze: kontekst

Przytoczone zdanie (w częstej formie również: „raczej umrę, aniżeli zgrzeszę”) to ostatnie z czterech postanowień, jakie przyszły święty, siedmioletni Włoch Dominik Savio (urodzony w 1842 r.) zapisał w swojej książeczce do nabożeństwa z okazji Pierwszej Komunii Świętej – wcześniej wymieniając częstą spowiedź i komunię, świętowanie niedzieli oraz przyjaźń z Jezusem i Maryją.

Co w tym zdaniu jest alarmujące lub dziwne, patrząc na nie z perspektywy siedmioletniego chłopca wychowanego w rodzinie głęboko religijnej (zresztą jak na owe czasy dopuszczonego do komunii w wyjątkowo wczesnym wieku, co musiało mieć związek z przeświadczeniem o jego dojrzałości w wierze)? Chłopiec ten prawdopodobnie musiał niejednokrotnie słyszeć o tym, że równie ważnym, co zdrowie ciała (a nawet czymś ważniejszym) jest zdrowie duszy – a chorobą duszy jest grzech.

Gorliwość Dominika, a nawet radykalizm wyrażony w tym zdaniu, muszą być widziane jako coś obiektywnie dobrego. A zaznajomienie się dokładniej z biografią tego świętego pozwala zobaczyć, że nie był to chłopiec z patologicznej rodziny czy środowiska, który w swoim skrupulanctwie bał się normalnie żyć, aby tylko nie zgrzeszyć (a gdyby mu się to przydarzyło, to targnąłby się na swoje życie). Wręcz przeciwnie – późniejsze świadectwa jego życia u boku św. Jana Bosko dobitnie pokazują, że nadal współcześnie jest wzorem dla młodych chłopców – szczególnie ministrantów.

Po drugie: rozsądek

Wszystko można pokazać w złym świetle, jeśli ma się taką intencję. Każde zdanie można opleść opisem (im dłuższy, tym bardziej będzie brzmiał jako mądry i oczywisty), który zapali czerwoną lampkę w umyśle czytelnika i zasieje wątpliwość, czy rzeczywiście „coś nie jest na rzeczy”. Jednak postawmy od razu sprawę jasno: wniosek, że zdanie „wolę umrzeć, niż zgrzeszyć” może być impulsem do myśli samobójczej, jest absurdalny i postawiony na kłamliwych założeniach. Przepraszam, jeśli strywializuję nieco ten temat, ale mi osobiście przywodzi to na myśl mechanizm, według którego niektórym osobom „wszystko się kojarzy z wiadomo czym”.

Owszem, jeśli ktoś cierpi na – zdiagnozowaną lub nie – formę zaburzenia lub choroby, prowadzącej do myśli samobójczych, to rzeczywiście takie zdanie może być nieobojętne – tak samo jak mnóstwo innych obrazów, zdań lub stwierdzeń. Nie wylewajmy dziecka z kąpielą, cenzurując tego typu cytaty, bo uruchomimy procesy naprawdę trudne do zatrzymania.

Po trzecie: katecheza

Nie lekceważmy mądrości i zdrowej intuicji dzieci – a gdy w nie wątpimy, zaufajmy nauczycielom i rodzicom. Czy dzieci, przygotowujące się do Pierwszej Komunii Świętej, nie muszą poukładać w sobie takiego pojęcia, jak np. grzech? Oczywiście, że tak – i jest to pewien proces (którego ukończenie jest jednym z warunków przystąpienia do sakramentu). Dziecko musi nauczyć się, jak pogodzić stwierdzenia typu: “życie ludzkie jest święte i nienaruszalne”, “nie można zadawać bólu i śmierci ani sobie, ani innym”, a z drugiej strony: “Pan Jezus uczy, żeby bardziej się bać tych, którzy zabijają duszę, a nie ciało”, “grzech ciężki jest nazywany śmiertelnym”. Tylko że… jako nauczyciel religii widzę, że dzieci nie mają problemu ze zrozumieniem, jak to wszystko poukładać i uporządkować. Tymczasem niektórzy dorośli – owszem, mają.

Podobnie można by alarmowo zareagować na takie treści nauczania na lekcji religii, jak np. to, że Pan Bóg jest najważniejszy i nikt inny nie może być ważniejszy od Niego. Nikogo nie możemy kochać bardziej, ale… co z rodzicami? Naturalnie niektóre dzieci protestują, że przecież mama i tata są najważniejsi i nikt nas nie kocha bardziej, niż oni. I tu na scenę wkracza właściwy przekaz katechetyczny (ze strony nauczyciela oraz rodziców), który pomoże dziecku dobrze to rozumieć i ani nie wykrzywi obrazu Boga, ani nie umniejszy miłości czy szacunku w rodzinie.

Dobry nauczyciel wyjaśni więc uczniom, którzy natkną się w podręczniku na postanowienia św. Dominika Savio, że można je porównać do swoistego challenge’u ich świętego rówieśnika – do ambitnego wyzwania, jakie człowiek sobie nieraz stawia. Co w istocie mówi to zdanie? Że chcę być zawsze z Bogiem – a ponieważ tym, co mnie od Niego oddala, jest grzech śmiertelny, nie ma w tym życiu gorszej rzeczy od popadnięcia w taki stan. 

Jeśli dla kogoś z rodziców takie stwierdzenie jest szokujące lub oburzające, to może warto się zastanowić nad swoją wiarą i tym, na ile jesteśmy w niej konsekwentni? Bo tym, co faktycznie „miesza w głowach” dzieciom, które przyswajają nauczanie na lekcjach religii, jest sytuacja, gdy po powrocie do domu okazuje się, że jedno z drugim się nie łączy. Niby Bóg jest najważniejszy, a grzech to śmiertelna choroba duszy – ale przecież bez przesady, i nie traktujmy wszystkiego tak dosłownie…

Po czwarte: wolność

Ani Pan Bóg nie chce nikogo zmusić do miłości wobec Niego (bo nie byłaby to prawdziwa miłość), ani Kościół nie ma zamiaru wychowywać swoich wyznawców do ślepego posłuszeństwa jego wymogom i życia w ciągłym drżeniu przed przekroczeniem cienkiej granicy pomiędzy grzechem a świętością. To byłoby środowisko sekciarskie. Pewnie, że trzecioklasiści często pytają o tę cienką granicę, patrząc na grzech w perspektywie zerojedynkowej, szukając łatwych wskazówek i prostych granic – bo tak jest w pewnym sensie łatwiej i pozornie bezpieczniej. Jednak chrześcijaństwo to wolność, a nie skrupulanctwo. Nikt z nas nie jest bezgrzeszny – wiedział też o tym św. Dominik Savio. I choćby z tego powodu dosłowne odczytywanie jego postanowień, w perspektywie tylko ludzkiej, byłoby bez sensu.

Ogromna odpowiedzialność spoczywa tu na rodzicach i katechetach, szczególnie w okresie przygotowania do spowiedzi. Pokazujmy piękno tego wydarzenia, dającego prawdziwą wolność i szczęście, otwierającego na spotkanie z Bogiem w komunii świętej. Św. Dominik Savio jest bez wątpienia dobrym towarzyszem na tej drodze.

Czy wiedziałeś, że…

Zobacz także