Kościół mówi o radosnych prawdach i powinien być radosnym miejscem, a z reguły w każdej świątyni najlepiej wyeksponowanym elementem jest krzyż. Jak więc w nastroju radości przeżywać tajemnicę okrutnej męki i śmierci Jezusa? Tego i dorośli do końca nie potrafią – a dzieci patrzą przecież na nas.
Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów
„Na serio przebili Mu ręce i nogi? Gwoździami?!”
Rysuję krzyż z kropelką krwi i z jedną dużą łzą
– dzieci śpiewają tę piosenkę niekiedy w kościele lub na lekcji religii. Czasami zabieram moich najmłodszych uczniów do świątyni, żeby w spokoju zobaczyć wszystkie stacje drogi krzyżowej. Większość z nich ze szczerym zdumieniem poznaje tę historię i widzę, jak zaczynają dostrzegać zależność między opisem tego, co zrobiono Jezusowi, a krzyżem, wiszącym na ścianie w szkole lub w domu – wreszcie ze znakiem krzyża, który czasami niestety niedbale wykonujemy na sobie. Swoją drogą bezcenne są pytania: „Ale to wszystko prawda?”, „Naprawdę ten krzyż był taki ciężki?”, „Na serio przebili Mu ręce i nogi? Gwoździami?!”.
Sam się zastanawiam, jak pokazywać dzieciom Kościół, który jest miejscem największego szczęścia, jakie może spotkać człowieka na ziemi – i przedsmakiem naprawdę niewyobrażalnego dobra i radości, jakie Pan Bóg nam szykuje w niebie – a jednocześnie w centrum tego wszystkiego stoi krzyż, symbol okrutnego bólu i cierpienia, zła i przemocy, tego wszystkiego, co pokazujemy dzieciom jako zakazane (nie poniżaj, nie bij, nie krzycz, nie wyśmiewaj, nie kłam…). Czy wystarczy powiedzieć, że niewinny Jezus przyjął na siebie nasze cierpienie, aby nam otworzyć drogę do nieba? Że zrobił to, przyjmując na siebie naszą karę za grzech?
Lecz z tej śmierci życie tryska
Wydaje mi się, że trzeba o tym wszystkim mówić dzieciom z jednej strony w prawdzie, nie ukrywając przed nimi tego, co naprawdę zrobiono Jezusowi – ale koncentrując się na wielkiej miłości Zbawiciela, na przyjęciu przez Niego woli Ojca, a nie na fizycznych aspektach tortur, niewyobrażalnych dla przeciętnego człowieka. Przecież kontemplujemy i wpatrujemy się w Ukrzyżowanego nie dlatego, że jesteśmy miłośnikami bólu lub fascynuje nas sadystyczna przemoc – ale dlatego, że krzyż jest dla nas źródłem życia i wyrazem tryumfu Króla.
Nie ma więc nic złego w tym, że dzieci śpiewają o „kropelce krwi”, a jednocześnie chronimy je na co dzień przed filmami i obrazami pełnymi przemocy czy brutalnych obrazów. Wydaje się to paradoksalne – ale przecież to jest treścią, wręcz istotą naszej wiary, że żyjemy prawdziwie i na wieki wtedy, gdy spożywamy Ciało i pijemy Krew Syna Bożego; prawdziwe Ciało i prawdziwą Krew, nie symbole.
Pytania dzieci o cierpienie
Krzyż to lekcja cierpienia – przeżywanego w pełni człowieczeństwa. Dzieci nieraz pytają: Skąd jest cierpienie? Po co ono się przytrafia? Czemu w rodzinie ktoś ciężko choruje? Skąd się biorą nagłe wypadki i katastrofy? Dlaczego bywa, że i dzieci zapadają na nieuleczalne choroby, umierają w młodym wieku, albo są przykute do łóżka, borykają się z niepełnosprawnością? Takie pytania są okazją do ćwiczenia się przez nas, dorosłych, w cnocie pokory. My nie wiemy wszystkiego, i możemy bez przeszkód przyznać się przed naszymi dziećmi, że są w życiu takie zdarzenia i sytuacje, które nas po ludzku przerastają. Nie rozumiemy ich, szukamy odpowiedzi w Bogu i Jego słowie, ale wcale nie jest tak, że On nam daje – tu i teraz – pełne zrozumienie.
Kilka lat temu, w Wielki Piątek właśnie, Benedykt XVI odpowiadał w telewizji na pytania ludzi z kilku krajów. Mała Japonka spytała go o niedawny kataklizm tsunami w jej kraju, o cierpienie i strach, jakie ono wywołało. Odpowiedź papieża może być dla nas skondensowaną wskazówką, jak odpowiadać dzieciom na tego typu pytania:
Nie mamy odpowiedzi, ale wiemy, że Jezus cierpiał tak, jak wy, niewinny, że prawdziwy Bóg, który objawia się w Jezusie, jest po waszej stronie. To wydaje mi się bardzo ważne, chociaż nie mamy odpowiedzi, choć pozostaje smutek: Bóg jest po waszej stronie i bądźcie pewni, że to wam pomoże. I pewnego dnia może zrozumiemy też, dlaczego tak jest. W tym momencie wydaje mi się ważne, byście wiedzieli: Bóg mnie kocha, chociaż wydaje się, że mnie nie zna. Nie, kocha mnie, jest po mojej stronie (…) I miejcie świadomość tego, że pewnego dnia zrozumiecie, że to cierpienie nie było na próżno, nie było nadaremne, ale że za nim jest dobry plan, plan miłości.
Wygadaj się Mu – nie jesteś sam!
W szkole, gdy moi uczniowie dzielą się bólem i cierpieniem, najczęściej jest to spowodowane śmiercią lub ciężką chorobą bliskiej osoby. Jednemu chłopcu zmarł tata. Dwie siostry były na pogrzebie dziadka. Teraz odwiedzają często babcię i starają się ją pocieszyć. Mama dziewczynki z drugiej klasy cudem uszła z życiem po nagłym udarze, ale teraz jest przykuta do łóżka i całe dotychczasowe życie domowe zupełnie się jej zmieniło. Chłopiec, przygotowujący się do I Komunii, dowiedział się, że długo wyczekiwany braciszek, który za kilka miesięcy miał się urodzić, niestety nie przeżył kolejnego tygodnia pod sercem mamy…
Co wtedy powiedzieć? Czy są jakieś proste sposoby pocieszenia? Staram się w takich sytuacjach pamiętać o trzech prawdach:
- oszukiwanie, że „wszystko będzie dobrze” i że to nic wielkiego, jest bez sensu (Prawda jest taka, że boli i będzie smutno, teraz jest czas na łzy);
- spojrzenie na krzyż nie sprawi, że cierpienie minie, ale przypomni nam, że Pan Jezus też cierpiał i jest teraz z nami, że Jego mama też cierpiała, widząc Jego mękę, i też jest z nami, można się im wygadać i poprosić o umocnienie;
- po to mamy siebie nawzajem – rodziców, nauczycieli, bliskich i przyjaciół – żeby móc z nimi porozmawiać, posiedzieć obok, przytulić się, nie być z tym bólem samemu.
Niedobrze będzie, jeśli nasze dzieci, przez nasze zaniedbanie, nauczą się, że cierpienie ma sens samo w sobie, że ono jest dobre i, jak mówi przysłowie, „uszlachetnia”. Nie, cierpienie ma sens nadany mu przez Zbawiciela, bo Bóg nawet z największego bólu i łez potrafi wyprowadzić dużo większe szczęście, dobro i radość. Cierpienie nie jest dobre. Jest skutkiem grzechu pierworodnego i w Bożym planie nie ma na nie miejsca. W niebie nie będzie cierpienia i bólu i każda łza zostanie otarta. Skrawki, przedsmaki tej rzeczywistości są nam dostępne już tu, na ziemi – a sprawienie, że dzieci będą za nią tęsknić i jej pragnąć, będzie naszym największym „sukcesem wychowawczym”.