Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów
Jak towarzyszyć młodym ludziom w ich dojrzewaniu? Jak być z nimi, mimo ich pozornej niedostępności? Na te tematy rozmawiamy z s. Sarą od Słowa Bożego ze Zgromadzenia Sióstr Niepokalanego Poczęcia NMP, wychowawczynią oraz nauczycielką religii i wychowania do życia w rodzinie w Liceum Sióstr Niepokalanek w Szymanowie.
“Potrzebują więzi, ale nie potrafią tego wyrazić”
Agata Głażewska: Wiem, że siostra przed wstąpieniem do zgromadzenia pracowała w przedszkolu, ale też w szkole publicznej: podstawowej i gimnazjum. Liceum w Szymanowie to inne realia. Czy to miejsce wniosło wiele nowego w pracę siostry z młodzieżą? Na czym polega zasadnicza różnica?
S. Sara: Szymanów daje więcej możliwości, jeśli chodzi o nawiązywanie relacji i wzajemne poznawanie się. Tworzy przestrzeń do budowania przyjaźni. Jesteśmy tu bowiem ze sobą dłużej i na innych poziomach niż w szkołach publicznych. Nasi uczniowie uczą się tu, ale też spędzają swój wolny czas, mieszkają w internacie. Szkoła łączy się więc bardzo ściśle z życiem prywatnym, co nie zawsze jest proste dla przebywających u nas młodych osób.
Jakie problemy młodych ludzi najbardziej rzucają się siostrze w oczy?
Większość młodzieży, z którą mam do czynienia, ma ogromny problem z komunikacją, tzn. wydaje mi się, że wszyscy oni potrzebują więzi, ale nie potrafią tego wyrazić, nie potrafią zaangażować się w budowanie relacji. Mam wrażenie, że większość rozmów i jakiegoś dobrego kontaktu wynika tylko z mojej inicjatywy. Oni nie wychodzą z tym pierwsi. Czasem ktoś się w to zaangażuje, czasem chce skorzystać, ale w większości jest z tym jakiś kłopot. Wydaje mi się, że ta ogromna potrzeba jest w nich niezaspokojona. Żyją w izolacji, a rozmawianie z drugą osobą, budowanie relacji, jest ogromnym wysiłkiem. Czymś, z czym nie potrafią sobie poradzić.
Siostra jest z kolei osobą, dla której budowanie relacji, wspólnoty, jest ważne. Jak uczniowie reagują na takie próby?
Na moje pytania, jak się mają, czego potrzebują, jak się czują, dają często zdawkowe odpowiedzi, wzruszają ramionami… Jest to trudne. Widzę, że bardzo ich wciąga świat wirtualny, a taka naturalna komunikacja w słowach, w gestach, jest z ich strony bardzo uboga.
Lęk paraliżuje młodych
Zapewne jest to kwestia lęku, który ich blokuje i ogranicza.
Tak, to jest ich bieda, z którą sobie nie radzą. Oni się bardzo boją opinii koleżanek czy kolegów, więc tym samym boją się wyrazić siebie, boją się być sobą. Boją się być prawdziwymi. Towarzyszy im też lęk w relacjach z dorosłymi. Boją się, kiedy mają coś załatwić, poprosić o pomoc. Łączy się to z ogromnym zmaganiem. I w ogóle dość silny lęk egzystencjalny utrudnia im zwyczajną codzienność. Oczywiście nie mówią o tym, ale daje się odczuć, że ten lęk po prostu jest. On jest też pewnie związany z niskim poczuciem własnej wartości.
Jak siostra myśli, z czym wiąże się takie niskie poczucie własnej wartości?
Są to na pewno kwestie związane z dojrzewaniem, ale i kwestie emocjonalne, rodzinne, niezaspokojenia jakichś potrzeb. Pokolenie rodziców dzisiejszej młodzieży w bardzo wielu przypadkach nie umie z nią być, nie umie słuchać.
“Wejście w świat młodego człowieka wymaga mojej zmiany”
Pewnie sami nie doświadczyli tego, że ktoś ich wysłuchał, że był. Nie można dać, czego samemu się nie dostało…. Siostra jest, często bardziej niż rodzice, przygotowana do pracy z młodzieżą. Co, w świetle powyższych wniosków, jest dla siostry priorytetowe?
Uczenie się słuchania uczniów. Takiego empatycznego bycia przy nich, trochę wejścia w ich świat, wejścia w ich przeżycia, w ich serce. Tego nie da się zrobić przemocowo albo natychmiast. Tu trzeba dużo cierpliwości, łagodności, czasu – takiego bardziej towarzyszenia, niż prowadzenia albo narzucania. Więcej słuchania i przyglądania się.
To wymaga ode mnie porzucenia własnych schematów myślowych dotyczących danej osoby czy generalnie młodzieży. To mi pozwala słuchać z zaciekawieniem, obserwować, przede wszystkim pytać. Pokazywać młodemu człowiekowi, że jestem zainteresowana jego światem, jego pasjami, tym, co on na dany temat myśli, jak postrzega rzeczywistość.
To rzeczywiście bardzo ważne, ale też pewnie niełatwe, bo przecież różnice pokoleniowe, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, są bardzo duże. Jak zatem w praktyce wygląda to wchodzenie siostry w świat młodych ludzi?
Nie chcę być zbyt inwazyjna, nachalna. Jest to trudne, żeby mieć w sobie delikatność i poczekać, aż ktoś się zechce otworzyć, czy zechce współpracować. Wymaga to czasu i cierpliwości. Myślę, że życzliwa obecność to klucz, żeby budować dzisiaj relacje z młodymi. Trzeba tworzyć atmosferę zaufania. Jeśli chcę poznać świat wewnętrzny nastolatka, to on musi mnie poprowadzić do siebie. Dzieje się to poprzez próby nawiązywania z nim kontaktu. Próby zrozumienia jego wewnętrznego spojrzenia na życie.
Przekaz wiary w liceum – co jest kluczem?
Trudne też jest pewnie przekazywanie wiary, pomaganie w drodze do spotkania z Bogiem. Jak siostra to widzi, zwłaszcza jako katechetka?
Na pewno dobre relacje międzyludzkie otwierają na kontakt z Panem Bogiem. Nie można prowadzić do Boga bez takiego ludzkiego przyjęcia, życzliwości, zrozumienia osoby młodej. To jest baza. I to dla mnie jako katechetki jest też ważne, żeby ukazywać Boga, który jest po prostu Miłością, który jest Dobrocią.
Da się to zrobić na samych lekcjach religii?
To dość trudny temat, bo przecież są oceny, jest jakaś wiedza, której wymagam, żeby być uczciwą i żeby też dać możliwość dążenia do ogólnego rozwoju. A z drugiej strony – dobrze, żeby katecheza nie była tylko przekazywaniem wiedzy, ale przede wszystkim przestrzenią doświadczenia wiary, no i to jest najtrudniejsze. Tutaj – w Szymanowie – mamy o tyle dobre warunki, że często organizujemy rekolekcje. Dobieramy osoby prowadzące, podpowiadamy rozwiązania, czasami gdzieś wyjeżdżamy. Wykorzystujemy to, co związane jest z rokiem liturgicznym. A przy tym wszystkim pamiętamy, że podstawą jest oczywiście przekaz wiary w rodzinie.
Nastoletni bunt pewnie nie ułatwia takiej pracy.
Zdecydowanie, choć prawdą jest, że rozwój wiary zakłada potrzebę wyrażania buntu przez młodzież. Dla nas jest to trudne, ale dojrzałość zakłada zgodę na to, że pozwalam osobie młodej zanegować to, w co wierzę. Musi być przestrzeń na to, że ktoś nie będzie się zgadzał, będzie odrzucał. Zgoda na bunt sprawia, że ten ktoś ma szansę wcześniej czy później wrócić. Bo cały proces wiary polega na tym, żeby przejść drogę od wiary rodziców do wiary swojej, indywidualnej, osobistej.
Niektóre dziewczyny przychodzą z dobrych, pobożnych domów, wymagających pewnego poziomu życia religijnego i nie mogą powiedzieć swoim rodzicom, że coś im się nie podoba. Często dopiero u nas wyrażają sprzeciw na przykład wobec pacierza porannego czy modlitwy przed posiłkiem. To nie jest łatwe dla nas, wychowawców, ale to jest dobra okazja do rozmawiania.
Powiedziała siostra, że podstawą do pracy siostry z młodymi w przestrzeni wiary jest przekaz tej wiary w rodzinie. Co wg siostry jest w tym procesie kluczowe?
Myślę, że bardzo ważna jest spójność między wyznawaną wiarą a życiem, autentyczność. Wymagania religijne i moralne, mówienie o Panu Bogu w sposób umoralniający czy zniechęcający, bez doświadczenia życzliwości, dobrej obecności – to się jakoś mija ze sobą. Młodzi są bardzo czujni, jeśli chodzi o kwestię autentyczności – czy tym żyjesz, czy to jest tylko coś zewnętrznego.
Dla mnie zawsze kluczowe będzie budowanie więzi, dobrych relacji i dobra obecność. Nic nie zastąpi obecności – żaden smartfon czy szeroko pojęta rzeczywistość wirtualna. Każdy jej potrzebuje w realu.
(Fot. archiwum s. Sary)