Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów
Media trąbią, że na rynek pracy wchodzi pokolenie tzw. płatków śniegu. To podobno młodzi ludzie, którzy nie radzą sobie z rzeczywistością. Na widok najmniejszej przeszkody reagują bardzo emocjonalnie. W Polsce określenie „płatki śniegu” dotyczy pokolenia urodzonego po roku 2000, a za ich zachowaniami bardzo często stoją tzw. rodzice helikoptery. Kim oni są i skąd się biorą?
Rodzic – szofer
Z zaciekawieniem obserwowałam w zeszłym roku szkolnym jedną z mam, która regularnie o godz. 13:30, kiedy ja odbierałam młodsze dziecko, przychodziła pod szkołę, by przynieść swojemu synowi obiad w specjalnym termosie. Mówiła: “Wiesz, on nie chce jeść obiadów w szkole, bo żaden catering nie jest tak smaczny, jak moje kotleciki”.
Chłopak – siódmoklasista – za każdym razem witał się z nią wylewnie. Zastanawiałam się, gdzie popełniłam błąd, że mój 11-latek na powitanie rzuca mi tylko suche “siema”… Zastanawiałam się też, dlaczego jej syn nie może wziąć tego obiadu od razu rano z domu. Po co ta kobieta codziennie przybywa pod szkołę i czeka na przerwę, aż chłopak pojawi się w drzwiach wejściowych, by odebrać przesyłkę? Zdziwiona odpowiedziała: “no przecież ten obiad nie będzie już świeży!”. Ta sama mama, ale i wiele innych, każdego dnia dowozi do szkół zapomniane przez dzieci podręczniki, stroje na WF, prace plastyczne, herbatki, jabłka itp…
Kiedyś mój syn stwierdził z wyrzutem, że tylko ja jestem taką mamą, na którą nie można liczyć. Długo zajęło mi tłumaczenie, że jego szkoła jest jego obowiązkiem, a nie moim. Wyjaśniliśmy sobie też, co to znaczy „móc na kogoś liczyć”.
Książki do szkoły pakuje mama
Okazuje się, że wielu rodziców uważa za swój obowiązek nieustanne czuwanie nad dziećmi. Sprowadza się to nie tylko do zwykłej rodzicielskiej opieki czy też wsparcia, ale również do odrabiania za dzieci lekcji, wyręczania ich we wszystkim i poniekąd ubezwłasnowolnienia. Jaka przyświeca im idea? Niektórzy uważają, że oni mieli trudno w życiu, więc chcą, by ich dzieci nie doświadczyły tych trudności. Inni po prostu boją się o przyszłość swoich pociech w tym – jak mówią – zwariowanym świecie. O ile zrozumiała jest pomoc w obowiązkach szkolnych tym najmłodszym dzieciom, o tyle wykonywanie prac, także tych projektowych, których jest coraz więcej, za starsze – to już nieporozumienie.
“Ja wiem, że mój Karol (Karol jest w VI klasie) nie będzie pamiętał, że ma do przygotowania projekt z geografii. Dlatego wolę sama wszystko zorganizować i mieć z głowy” – mówi Monika, mama Karola. Karol jest zawsze przygotowany na lekcje. Nie to, co mój syn, który ciągle czegoś zapomina. Ale Karola do szkoły pakuje mama, a mój w tornistrze nosi wszystko albo nic.
Karol nie jest jedynym dzieckiem Moniki i Michała. Mają jeszcze starszą córkę, ale to właśnie młodszy chłopiec jest oczkiem w głowie – przede wszystkim mamy. Jako maluch często chorował, więc Monika zawsze starała się pilnować, by Karol był odpowiednio ubrany, by nie przemęczał się zbyt mocno. Tak w sumie zostało do dziś. Chłopak w wielu sprawach potrzebuje pomocy mamy i nie bardzo wie, jak się zachować, gdy jej nie ma.
A życie niesie frustracje
Monika zdaje się być książkowym przykładem tzw. rodzica helikoptera. To taki rodzic, który stale krąży nad swoim dzieckiem, czujnie wypatrując wszelkich – nawet najdrobniejszych – trudności, jakie mogłyby spotkać jego pociechę. W przypadku potencjalnego „zagrożenia” reaguje on natychmiast, jak bojowy śmigłowiec ratunkowy. Choć intencje ma zapewne dobre i chce dać dziecku jak najlepsze życie, skutki takiego rodzicielstwa są opłakane.
Istnieją też rodzice, którzy działają jeszcze prężniej, jak kosiarki, niszcząc wszelkie przeszkody i zagrożenia na drodze swoich dzieci. Nie pozwalają na doświadczanie żadnych trudnych emocji.
Pedagog Katarzyna Sawicka podkreśla, że najgorsze w byciu rodzicem helikopterem jest chowanie dzieci pod kloszem. „Staramy się od nich odsunąć wszelkie frustracje i rozczarowania. Jednak każdy rodzic wie, że życie niesie frustracje i rozczarowania i jest absolutną iluzją, że od czegoś nasze dzieci uchronimy. Możemy je tylko na to przygotować” – mówi Sawicka.
Jak nie wychować płatków śniegu?
Psychologowie twierdzą, że dzieci, które nie zdobywają odpowiednich umiejętności i elastyczności psychicznej w okresie dzieciństwa, nie mają dostępu do niezbędnej wiedzy, aby skutecznie radzić sobie w dorosłym życiu. Często stają się emocjonalnie zależne od rodziców na całe życie. Jest nawet taki dowcip, w którym Jasio prosi mamę, by nie przychodziła do jego pokoju w nocy i nie przykrywała go kołdrą. Mama za zdziwieniem pyta: “dlaczego?”. Syn odpowiada: “Bo wtedy ściągasz tę kołdrę z mojej żony”.
Niestety, bardzo często wyręczamy nasze dzieci – także nastolatków – w najprostszych czynnościach. Nie potrafią zrobić sobie nawet kanapki, kiedy rodzica nie ma w domu, nie mówiąc o obsłudze żelazka czy pralki. Jak więc będą funkcjonować bez mamy czy taty w dorosłym życiu? Zapewne długo będą zwlekać z wyprowadzką z domu, bo nigdzie nie będzie tak dobrze.
Dziś często słychać narzekania na młodych ludzi, których określa się płatkami śniegu, czyli innymi słowy – delikatnymi indywidualnościami. Ta młodzież wyszła jednak z domów, gdzie rodzice mówili: “nie ruszaj, bo się poparzysz”, “nie dotykaj, bo się skaleczysz”.
Jedną z głównych potrzeb dziecka – jak mówi Katarzyna Sawicka – jest nabycie pewnych kompetencji i autonomii, a rodzic nadopiekuńczy wszystko to zawłaszcza. I nie chodzi o to, by serwować dziecku specjalnie poparzenie czy skaleczenie, ale by pozwolić doświadczać tego, z czym i tak przyjdzie mu się kiedyś zmierzyć. A zdecydowanie lepiej doświadczać pierwszych trudności na gruncie rodzinnym ze wspierającym rodzicem u boku, niż wśród obcych, którzy będą czyhać na każde potknięcie.