Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów
Parę wspólnych lat nauczyło nas, że konflikt to nic strasznego. Udało nam się wypracować parę prostych recept i wypisać sobie krótką listę słów, dzięki którym łatwiej sobie radzimy – zarówno w konfliktach małżeńskich, jak w tych z dziećmi.
Emocjonalne więzienie
Na co dzień, jako rodzina, doświadczamy trudnych emocji, budzących nieraz strach, niepewność, lęk. Są to uczucia, które w momencie niezgody sami sobie fundujemy. W książce „Krokodyl dla ukochanej” Jacka Pulikowskiego, która zasila naszą rodzinną biblioteczkę, przeczytaliśmy:
Powierzchowne i zarazem dość powszechne rozumienie konfliktu jest mniej więcej takie: w czasie konfliktu ludzie się ranią, obrażają wzajemnie, są agresywni, używają przemocy. (…) Tymczasem konflikt jest sprawą jak najbardziej ludzką, a jedynie nieludzkie mogą być sposoby jego rozwiązania. Konflikt jest zderzeniem przeciwstawnych, wykluczających się dążeń.
To jest fragment, dzięki któremu wiemy, że nie jesteśmy więźniami własnych emocji. Oboje wyszliśmy z różnych domów, mamy za sobą różne szkoły, znajomości, przyjaźnie i doświadczenia. Śmiejemy się nieraz, że nasze pierwsze trzy lata znajomości były nieustannym konfliktem! Z perspektywy czasu, twierdzimy, że tylko Bóg tak trzymał ten związek, bo po ludzku już dawno powinniśmy tkwić w innych miejscach i życiowych rolach.
Czytaj także: O konfliktach między dziećmi w Rozmowie Siewcy
Konflikt nie oznacza dramatu
Konflikty w naszym domu pojawiają się ciągle, jednak – w zależności od sposobu reagowania na nie – części praktycznie nie zauważamy lub nie wkładamy w definicję słowa „konflikt”. Dlatego, choć jest ich wiele, to nie zawsze boleśnie odbijają się na członkach rodziny. Chyba tylko raz odwróciliśmy się w łóżku do siebie plecami i z niewyjaśnionym fochem poszliśmy spać. Jak zatem staramy się radzić sobie z wybuchami? Jak do tego docieramy i co za tym stoi?
Prochu nie wymyślisz… Po prostu rozmowa
– Jestem na siebie zła, wiesz Emil?
– A czemu? Co się stało?
– Znowu dziś krzyknęłam na Idę. Znowu zdenerwowało mnie to, gdy Mimi zabrała jej zabawkę, a ona w odwecie ją przewróciła. Gdy słyszę płacz małej to się we mnie gotuje, że znowu za coś oberwała.
– Rozumiem. Ja też tego nie lubię i tak samo reaguję wobec Idy, a potem jest mi głupio.
Ten dialog pojawia się często w naszym domu. Rozmawiamy ze sobą, by próbować odmienić taki sposób reagowania wobec dzieci. Chcemy, by te trudne emocje miały troskliwy upust. Bez nagłego, pochopnego reagowania. Zawiłe sytuacje, niosące lawinę, zwykle we dwoje opanowujemy w kontakcie słownym. Rozmowa jest naszym antidotum i pozwala zapobiegać dalszej eksplozji.
Inaczej jest w przypadku maluchów. Tu widzimy, że istotne jest zrozumienie ich emocji. Z kolei rozmowa nie zawsze załatwia konflikty.
Uwaga! Tykająca bomba!
Kiedy w domu pada hasło „ubieramy buty i wychodzimy”, na ogół wzbudza to ogromną ekscytację i falę pytań: „a gdzie?”, „a czy mogę sandały?” i inne ważne dla maluchów sprawy.
– Idusia, Mimi, jedziemy zaraz autem, ubierzcie proszę buty.
– O! A gdzie jedziemy? – pyta starsza.
– Załatwić parę spraw i na zakupy. Ida, załóż czapkę i zostaw proszę te zabawki, bo ich nie zabieramy.
(krzyk)
– Idusia, no proszę, musimy już wyjść.
– (płacz) Nieee! Nie założę, nie chcę czapki, nie jadę.
Zaczyna w nas buzować. Oboje spoglądamy na zegarek, na siebie, znowu na zegarek i już wiemy, że starszak jest dziś bez drzemki. Mamy godzinę 17:00 i wyjazd będzie totalną klapą. Podstawowa potrzeba naszego dziecka nie została zaspokojona, więc na próżno zda się tu rozmowa z nim. Tykająca bomba wybucha – jest krzyk, płacz, kopanie, bicie i rzucanie wszystkim, co na drodze. Pozostaje nam przeczekać te trudne emocje i mocno przytulić dziecko, choć finalnie wiemy, że nasz plan popołudnia i tak już legł w gruzach.
Rozumienie potrzeb maluchów, szczególnie tych podstawowych, daje nam kolejny krok ku lepszej, bezkonfliktowej komunikacji i – jak widać – skutkuje czasami weryfikacją pochopnie podjętych planów.
Czytaj także: Różnice w małżeństwie – nasz sposób to… listy!
Zażegnanie konfliktu
– Wiesz kochanie, przepraszam, że tak naskoczyłam na ciebie. Natłok spraw i myśli w mojej głowie mnie przerósł, a jeszcze zapytałeś o taką błahostkę, która wybiła mnie z rytmu.
(przytulenie) – Wiem, naprawdę rozumiem.
(Nagle czujemy małe rączki obejmujące nasze nogi.)
Kiedy już emocje w kimś z nas niekontrolowanie wybuchną, staramy się po uspokojeniu przeprosić oraz wyjaśnić, czym to było spowodowane. Widzimy, że słowo „przepraszam” oraz takie gesty, jak przytulenie czy buziak, są szczególnie wyłapywane przez dzieciaki. Z reguły tak kończy się ten gest, że obie stoją przy nas i przytulamy się wszyscy razem.
To ma swoje przełożenie również w konfliktach z dziewczynkami. Szczególnie starsza rozumie ten mechanizm i sama po wybuchu potrafi przeprosić i wyjaśnić po dziecięcemu, czemu coś się wydarzyło. Jesteśmy świadomi, że przykład naprawdę idzie z góry, a dzieci to chodzące kopie swoich rodziców.
Niełatwopalna broń na konflikty
Oto kilka słów, które są dla nas kluczowe w radzeniu sobie z konfliktami: rozmowa, okazanie zrozumienia, przewidywanie, słowa, gesty.
- Rozmowa daje nam dotarcie do sedna problemu, który wystąpił, daje opamiętanie i pozwala kolejnym razem przemyśleć własne działania bez pochopnych emocji.
- Okazanie zrozumienia daje bezpieczeństwo i akceptację.
- Przewidywanie pozwala zażegnać konflikt jeszcze przed jego rozwojem – tu najczęściej w grę wchodzą niezaspokojone podstawowe potrzeby – i nasze i dzieci.
- Słowa, a raczej słowo „przepraszam”, uczy skruchy i żalu za własne postępowanie, które zraniło bliską osobę.
- Gesty są wzmocnieniem przeprosin lub wzmocnieniem przyjęcia skruchy.
Te oręża pomagają nam walczyć o rozwiązywanie mniejszych i większych konfliktów, z którymi mierzymy się każdego dnia.