Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów
Rano, gdy wychodziłam na studia, pytał, czy wzięłam kanapkę na drogę, zimą – czy mam ciepłe ubranie. Przy stole nigdy nie nałożył sobie porcji, zanim wszystkich nie poczęstował – opowiada Iwona Czarcińska, członkini Instytutu Prymasowskiego Stefana Kardynała Wyszyńskiego w rozmowie o codziennym życiu i pracy u boku Prymasa Tysiąclecia.
Prymas Wyszyński – dostojny i całujący stopy
Agata Głażewska: Kiedy poznała pani prymasa Stefana Wyszyńskiego?
Iwona Czarcińska: Było to w siódmej klasie. Nasza katechetka zachęciła nas, byśmy w Wielki Czwartek poszli do katedry warszawskiej, a uroczystościom przewodniczył właśnie prymas Wyszyński.
Jakie wywarł na pani wrażenie?
Kiedy szedł w procesji do ołtarza za ministrantami, klerykami, księżmi, zobaczyłam dostojnego, wyprostowanego, pełnego powagi człowieka. W wielkim skupieniu zaczął sprawować Mszę świętą. Przyszedł czas kazania. Kardynał Wyszyński zwrócił moją uwagę piękną polszczyzną, a także szczególną mocą, jaką miały jego słowa. Dzisiaj niewiele pamiętam z treści, ale tę moc czuję do teraz.
Jednak największym zaskoczeniem było dla mnie umywanie nóg. Prymas zdjął ornat, przepasał się prześcieradłem i podszedł do wejścia katedry, gdzie na podwyższeniu siedziało dwunastu starszych panów. Patrzyłam, jak umywa im nogi i całuje stopy. Długo zastanawiałam się nad znaczeniem tych gestów. Myślałam: „Pewnie to taki zwyczaj. A może jest to jego prawda życiowa? Może rzeczywiście tak szanuje każdego człowieka, że jest gotowy uklęknąć i ucałować mu stopy?”.
Miał szacunek do każdego człowieka
Mogła się pani o tym przekonać, patrząc z bliska na księdza prymasa i poznając go osobiście?
Tak. Kiedy dowiedziałam się o istnieniu i działalności Instytutu Prymasa Wyszyńskiego, postanowiłam pójść tą drogą. Dzięki temu mogłam spotykać księdza prymasa na co dzień, a i on znał mnie po imieniu. Widziałam ten ogromny szacunek, jakim darzył każdego człowieka. Umiał każdemu okazywać wdzięczność. Po obiedzie prawie zawsze przychodził do kuchni podziękować osobom, które przygotowywały posiłek. Uczył nas odpowiadać na każdy list, dziękować za każdy dar.
Kiedyś zostałyśmy z koleżanką poproszone o wysłanie podziękowań osobom z Ameryki, które składały ofiary na budujące się w Warszawie seminarium. Adresowanie kopert, naklejanie znaczków, wkładanie kartek z prymasowskim błogosławieństwem. Tych podziękowań było kilka tysięcy. Ośmieliłam się powiedzieć, że trud i koszty związane z wysłaniem podziękowań przewyższają złożone ofiary, bo niektórzy dawali niewielkie datki. Usłyszałam odpowiedź kardynała: „Nic się nie martw. Ludzie dali tyle, ile mogli. Naszym obowiązkiem jest im podziękować, a Pan Bóg sobie ze wszystkim poradzi”.
Ponoć dzięki takiej postawie księdza prymasa pewien chłopiec z Kanady, wychowany w rodzinie metodystów, przeszedł na katolicyzm, a nawet został księdzem.
Miałam okazję go spotkać. Przyjechał do Polski, już jako kapłan, na Światowe Dni Młodzieży. Przyszedł do Instytutu i opowiedział swoją historię. Pochodził z rodziny protestanckiej. Jako młody chłopak usłyszał, że kard. Wyszyński był w więzieniu i właśnie został uwolniony. Zapragnął napisać do niego list. Na odwrocie koperty zamieścił adres zwrotny. Nie spodziewał się, że otrzyma odpowiedź. Nie był to długi list – krótkie podziękowanie za dobre słowa i błogosławieństwo. Dla tego młodego chłopca był to moment przełomowy. Kiedy osiągnął pełnoletniość, przeszedł na katolicyzm, a ciąg dalszy znamy.
Troszczył się o nas. Tak po ludzku…
Szacunek i zauważanie drugiego człowieka przez prymasa Wyszyńskiego można było obserwować na każdym kroku. Czy jako osoba, która znała go osobiście, również pani tego doświadczała?
Mieszkałam w domu wspólnym Instytutu w Choszczówce, gdzie ksiądz prymas lubił przyjeżdżać, aby trochę odpocząć albo w ciszy popracować, zwłaszcza gdy miał do napisania list pasterski lub jakiś ważny list do władz państwowych. Nie nosił wtedy czerwonej sutanny kardynalskiej, ale zwykłą, czarną, a spotykając nas na korytarzu, często chwilę rozmawiał, okazywał każdej z nas taką zwyczajną, codzienną troskę.
Rano, gdy wychodziłam na studia, pytał, czy wzięłam kanapkę na drogę, zimą – czy mam ciepłe ubranie. Przy stole nigdy nie nałożył sobie porcji, zanim wszystkich nie poczęstował. Troszczył się, żeby nikomu nic nie zabrakło. Przy tym był bardzo skromny. Pytany, czy przygotować coś, co specjalnie lubi, mówił: „Ja wszystko lubię, a jeśli już chcecie, to dajcie ziemniaki ze zsiadłym mlekiem albo placki ziemniaczane, bo to mi przypomina dom rodzinny. Takie obiady robiła moja mama”.
Ponoć jedną z ulubionych potraw z dzieciństwa prymasa były zacierki na wodzie.
Nie wiem, czy były ulubione, ale nauczył mnie je przygotowywać. Pewnego razu, w czasie pobytu księdza prymasa w Choszczówce, miałam zrobić obiad. Westchnęłam głośno, że przecież nie umiem ugotować żadnej zupy. Nie wiedziałam, że za mną stoi prymas i słyszy, co mówię. Delikatnie wziął mnie na bok i powiedział: „Nic się nie martw. Ja ci powiem, jak moja mama robiła zacierki na wodzie”. I wszystko mi objaśnił: jak mama gniotła ciasto, jak skubała zacierki, jak tylko w wielkie święta zupa była okraszona skwarkami.
Od tamtej pory był to mój numer popisowy – gdy trzeba było ugotować zupę, robiłam zacierki na wodzie według przepisu kard. Wyszyńskiego.
Balans pracy i odpoczynku
Jakie inne cechy księdza prymasa robiły na pani wrażenie?
Ksiądz prymas był zawsze bardzo pogodny. Zachowywał pogodę ducha, mimo że – jak sam mówił – jego życie było jednym Wielkim Piątkiem – tyle w tej odpowiedzialności za Kościół w Polsce było udręk i cierpienia. Kardynał też nigdy nie okazywał wyższości. Kiedyś przyszłam do niego ze swoim problemem. Bardzo uważnie mnie słuchał (miał niesamowitą umiejętność słuchania drugiego człowieka), zadawał pomocnicze pytania, podprowadzał pod rozwiązanie, tak że ostatecznie miałam wrażenie, jakbym sama je znalazła. Umiał podnieść na duchu, nigdy nie dawał odczuć, że jest mądrzejszy czy więcej wie. Zawsze zachowywał się prosto i zwyczajnie.
W Choszczówce lubił odpoczywać i spacerować. Potrafił znaleźć czas na wyciszenie. Jak to wyglądało w praktyce?
Wspominałam już, że ksiądz prymas przyjeżdżał do nas, aby w ciszy pracować lub trochę odpocząć. Spacerował wtedy po lesie. Zachwycał się przyrodą – tak mu bliską, bo przecież wychował się na wsi, nad Bugiem, na łonie przyrody. Może to obcowanie od dziecka z piękną łąką, z kwiatami, z lasem, sprawiło, że bardzo lubił zielony kolor. Mówił, że zielony koi zmęczone oczy i że Pan Bóg dał go ludziom, aby mogli w nim odpoczywać. Nie tylko uczył, ale swoim postępowaniem pokazywał, jak ważne jest, żeby człowiek potrafił zachować równowagę między pracą i odpoczynkiem, który jest konieczny, abyśmy mogli owocnie pracować.
Przesadzona maryjność? “Co my mamy do powiedzenia?”
Kardynał Wyszyński znany jest też z pobożności maryjnej. Pamiętamy słynne powiedzenie: „Wszystko postawiłem na Maryję”. A warto w tym kontekście wiedzieć, że wcześnie osierociła go rodzona mama. Jak wyglądała jego codzienność z Maryją?
O maryjności kard. Wyszyńskiego można opowiadać bardzo długo i na różne sposoby. Niech wystarczy taki epizod: Na piętnastolecie sakry biskupiej ksiądz prymas dostał od wspólnoty Instytutu piękny obraz Matki Bożej. Była to kopia obrazu jasnogórskiego, ale tylko sama głowa Matki Bożej, bez Dzieciątka. Od tego momentu kard. Wyszyński postanowił nigdy się nie rozstawać z tym obrazem, a właściwie nie tyle z obrazem, co z Matką Bożą, której obraz był znakiem. Kiedy jechał gdzieś na wizytację, pakował obraz do futerału, kładł go na pierwszym miejscu przy kierowcy, tak jakby Matka Boża jechała z przodu, a sam siadał z tyłu.
Obraz był z księdzem prymasem na Soborze Watykańskim II i na konklawe w 1978 r. Kardynałowie z całego świata przychodzili do pokoju prymasa pokłonić się Matce Bożej jako Królowej Polski. Może to ona szeptała im wtedy do serca, że najlepszym wyborem będzie kard. Karol Wojtyła?
Czasami zarzucano prymasowi, że jest za bardzo maryjny. Odpowiadał wtedy:
Ja tylko pokornie naśladuję Trójcę Świętą. To Bóg wybrał Maryję na Matkę Swego Syna, Duch Święty Ją ocienił. Co my mamy do powiedzenia?
Foto: Instytut Prymasowski Stefana Kardynała Wyszyńskiego / wyszynskiprymas.pl