Nieduże mieszkanie w bloku w Gdańsku, małżeństwo, dwójka dzieci, trzecie w drodze. Decyzja: budujemy dom. Oczekiwania: bardzo konkretne. Proces inwestycyjny zaczęli od… napisania listu do św. Józefa. O niezwykłości takiej praktyki modlitwy za wstawiennictwem męża Maryi opowiada nam Alicja Kwiecińska, żona Dawida, mama Gabriela, Lilianny i Kaliny – 13 lat w małżeństwie i 12 lat w Domowym Kościele.
List miał być konkretny
Joanna i Mirosław Haładyjowie: Jak i kiedy dowiedziałaś się o praktyce pisania listów do św. Józefa?
Alicja Kwiecińska: W 2019 roku dołączyłam do grupy rozwojowej dla kobiet chrześcijańskich na Facebooku „Niewiastę dzielną któż znajdzie…” Tam pierwszy raz trafiłam na świadectwo o wysłuchanych prośbach opisanych w liście.
A jak to się stało, że postanowiłaś napisać list do św. Józefa w sprawie domu?
Na wspomnianej grupie co jakiś czas pojawiały się świadectwa dotyczące „skuteczności” listów. Spodobała mi się ta forma zawierzenia i poniekąd modlitwy. Pisanie pomaga mi uporządkować myśli, które podczas tradycyjnej modlitwy mają tendencję do uciekania, odpływania w pobocznych kierunkach. W czytanych świadectwach intrygowało mnie to, że autorki zwracały uwagę na to, by list był konkretny i opisujący realne potrzeby (bez samoograniczania ich przez wzgląd na nasze ludzkie możliwości).
Na początku 2020 roku dojrzała w naszej rodzinie decyzja o tym, że chcemy dokonać zmiany miejsca zamieszkania. Mieliśmy wówczas stabilną sytuację mieszkaniową, z miesiąca na miesiąc finansowo dawaliśmy radę, ale nie posiadaliśmy zaplecza na jakiekolwiek inwestycje. A w sercach pragnienie domu i to takiego, w którym każdy będzie miał swój pokój. Do tego przestrzeń w bryle budynku, która będzie możliwa do zagospodarowania jako senioratka (odrębne mieszkanie dla mojej mamy). Jako że pracuję w centrum miasta i podróżuję głównie transportem publicznym, ważna była dla mnie dobrze skomunikowana lokalizacja (w liście napisałam wprost – 30 minut do pracy w jedną stronę).
A co zrobiłaś z tak napisanym listem?
Czytałam, że praktyka jest taka, że list można zostawić pod figurą św. Józefa, za ikoną lub obrazem. Ja zostawiłam swój w moim Piśmie Świętym, przy fragmencie, w którym pojawiał się św. Józef.
„To było jak pisanie do przyjaciela”
Skąd wiedziałaś, jak się do tego zabrać?
Praktyka pisania listów jest mi bliska. Lubię tę formę komunikacji. To było jak pisanie listu do przyjaciela, którego darzy się szacunkiem i zaufaniem.
Wspomniałaś, że twój list był konkretny. Dlaczego?
Trafiłam kiedyś na taki opis, że św. Józef to mężczyzna – woli konkrety. Jeśli prosisz o samochód, napisz, jaka marka, rocznik, kolor, liczba miejsc i wszystko, co jest dla ciebie ważne. Żeby potem nie było, że owszem, pojawiło się auto, ale w sumie to nie takie, jak potrzeba. Pan Bóg lubi obficie i skutecznie błogosławić. A skoro wybieramy św. Józefa na orędownika w naszej sprawie, to ułatwmy mu zadanie, żeby wiedział, co nosimy w sercu.
„Św. Józef od dawna był dla nas ważny”
Dlaczego postanowiłaś prosić o pomoc akurat św. Józefa? Czy zdarzało ci się do niego wcześniej zwracać?
Ze św. Józefem jesteśmy związani już od pierwszego dnia naszego małżeństwa – ślub braliśmy 1 maja, kiedy Kościół katolicki czci św. Józefa jako patrona ludzi pracujących. Kiedy pojawiały się w naszej rodzinie tematy związane z pracą, w aktach strzelistych uciekałam się do tego świętego z prośbą o pomoc w podjęciu właściwej decyzji, czy o pokazanie rozwiązań, których nie dostrzegam.
Dla wielu milczący w Biblii św. Józef jest postacią nieodkrytą. Czym ci on imponuje?
Nie jestem biblijnym ekspertem ani też znawcą teologii, który mógłby wykazać całą pełnię zalet tego świętego. Kiedy zaczęłam z większą świadomością słuchać Słowa Bożego oraz rozważać sytuacje, które opisuje, zaczęłam odkrywać to, co wcześniej nie zwracało mojej uwagi.
Św. Józef został postawiony w sytuacji, w której mężczyźni dość często rejterują. A on nie dość, że najpierw myśli, jak kobietę uchronić przed kłopotami i po cichu odprawić, to jeszcze potem ufa Bożemu natchnieniu i podejmuje opiekę nad Maryją i Jezusem. My znamy już tę historię. Wiemy, Kim jest to Dzieciątko, które jego żona nosiła pod sercem.
Kiedy w naszym życiu coś idzie nie po naszej myśli, to buntujemy się, próbujemy kombinować, żeby wyjść na swoje, a jak coś totalnie nam nie wyjdzie – boimy się opinii otoczenia, poczucia porażki, upokorzenia. Myślę, że św. Józef nie był pozbawiony takiego czysto ludzkiego doświadczenia. A mimo to jego całe działanie ukazane w Ewangelii to zaufanie Bogu, podjęcie decyzji i wierność temu wyborowi.
“A dom wybudował nam stolarz Józef”
Wracając do waszego domu, jak to się stało, że dziś w nim mieszkacie?
2020 rok rozpoczęliśmy jako 4-osobowa rodzina mieszkająca na 53 m kw. w bloku i na kredyt. Nie są to złe warunki i niejedna osoba by nam zazdrościła. Jednak niebawem zaszłam w ciążę i wizja 3 dzieci w mieszkaniu (różnice wieku między dzieciakami to 4 i 5 lat) nie była optymistyczna. Do tego pod nami mieszkał wrażliwy dźwiękowo sąsiad, który walił w rury jeśli po 22:00 myliśmy naczynia, spuszczaliśmy wodę w toalecie lub braliśmy 3-minutowy prysznic. W dzień też wyrażał swoje niezadowolenie, uderzając w kaloryfer. Tak więc zapewne rozumiecie moje obawy.
Dodatkowo przede mną wizja długotrwałego zwolnienia i urlopu macierzyńskiego.
List do św. Józefa napisałam w pierwszym kwartale 2020 roku, wskazując w nim nasze potrzeby i pragnienia. Wszystko konkretnie. W drugim kwartale 2020 r. znaleźliśmy dom w stanie surowym otwartym (z przestrzenią, w której możemy zrobić dla mamy mieszkanie bez ani jednego schodka). 8.09.2020 r. kupiliśmy ten dom na kredyt. W listopadzie przyszła na świat nasza córeczka. W maju 2021 r. roku sprzedaliśmy mieszkanie i środki pozostałe po spłaceniu kredytu mieszkaniowego przeznaczyliśmy na wykończenie domu. To był czas horrendalnych podwyżek cen.
Przygarnęli nas do siebie teściowie, żebyśmy nie tracili funduszy na wynajem. Ruszyliśmy więc z kończeniem budowy – a na temacie nie znamy się wcale. Mimo to mój mąż zdobył wiedzę, nabył nowych umiejętności i co tylko mógł, robił własnymi siłami. Ja organizowałam kolejnych fachowców. I tak ogarnęliśmy kolejne etapy.
W styczniu 2022 r. wróciłam do pracy. Było ciężko – fizycznie, finansowo i organizacyjnie. Mimo naszych wysiłków nie udało nam się domknąć budowy i na kolejną zimę musieliśmy zostać u teściów. W grudniu zmieniłam pracę – na zdecydowanie lepszych warunkach. Wraz z nastaniem wiosny wykończyliśmy jedno z pięter w domu do stanu, w którym można funkcjonować.
Przed upływem 3 lat od zakupu, w dniu 4 września 2023 r. nasz dom został dopuszczony do użytkowania, a budowa formalnie zamknięta. Od wyjścia z domu do pracy w centrum Gdańska jestem w stanie dojechać z wykorzystaniem pociągu w 30 minut.
A kto w zasadzie wybudował ten dom? Teść poprzedniej właścicielki. Budował go dla syna i synowej, ale oni ostatecznie zmienili plany co do miejsca zamieszkania. Teść ma na imię Józef i na co dzień zajmuje się stolarką.
W naszej historii nie było nagłych zwrotów akcji, niespodziewanego spadku ani odnalezionego skarbu. Było za to dużo ciężkiej pracy, trudnych decyzji i przede wszystkim zaufania Bogu, który nie zostawił nas w tym bałaganie. Przed nami całe lata zanim wykończymy ten dom do finalnego stanu. Ale już możemy w nim żyć.
Józefie, a może totolotek?
Co poradziłabyś osobom, które być może czytając naszą rozmowę, dojdą do wniosku, że warto napisać taki list?
Przede wszystkim myślę, że warto podejść do takiego pisania jak do modlitwy. Żeby nie myśleć o tym w kategoriach magicznych: napiszę i się spełni, a jak nie, to znaczy, że użyłam złego długopisu, albo że nie zrobiłam akapitów. Siadając do pisania listu, trzeba wygospodarować trochę czasu, trzeba przemyśleć, o co chcesz prosić i właściwie dlaczego.
Pisząc mój list miałam wyobrażenie, że trafia on do swojego adresata. Do tego ten adresat zna mnie całkiem dobrze, więc nie będę upiększać rzeczywistości ani też jej przedstawiać w innym świetle. Z całkowitą prostotą: mam taki plan, chciałabym zrobić tak i tak, potrzebuję tego i tego. Jeśli będzie to z korzyścią dla mnie i mojej rodziny – pomóż i wstawiaj się u Boga w mojej sprawie. I dopiero po napisaniu listu zaczyna się według mnie najtrudniejszy etap – zaufanie i działanie. Właśnie na wzór tego świętego, do którego napisaliśmy. On zaufał Bogu i robił swoje.
Św. Józef nie uratował cudownie Jezusa przed Herodem. On zorganizował przeprowadzkę, nowe miejsce zamieszkania, utrzymanie itd.
Jako anegdotkę mogę powiedzieć, że w momencie, kiedy ceny materiałów budowlanych szybowały w górę w zastraszającym tempie i zapowiadało się, że zabraknie funduszy nawet na prowizoryczne domknięcie, w moich aktach strzelistych wykrzyczałam św. Józefowi: “Czy to naprawdę taki problem, żeby starczyło nam pieniędzy? Nie mógłbyś sprawić, żebym wygrała w Lotto?” (Na co dzień nie gram, ale w ramach buntu kupiłam 1 los przez internet). Wyobraźcie sobie, co się działo w moim wnętrzu, kiedy wpadł z Lotto mail z powiadomieniem o wygranej… Otwieram maila i czytam: “Wygrałeś… 5 zł”. Myśl, która pojawiła mi się w głowie brzmiała tak: „Pewnie, że mogę sprawić, żebyś wygrała. Ale to nie wasza droga”.
Trudno tu nie dostrzec poczucia humoru – jakże ludzkiego. I w tej sytuacji poczułam się ukochana przez Boga i bezpieczna pod opieką orędownika, który czuwa, chociaż ja czasem tego nie dostrzegam.
Pieniędzy na domknięcie budowy wystarczyło. Co prawda tylko część domu jest wykończona, senioratka pełni jeszcze funkcję piwnicy, ale nie wątpię, że z każdym kolejnym miesiącem będziemy coraz bliżej końca prac. I że zakończą się one wtedy, kiedy będzie to potrzebne.