Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów
Długo miałam problem ze Świętą Rodziną. Niby bliska, a jednak daleka. Niby też rodzina, a jednak nie umiałam przyłożyć ich życia do moich problemów i zawirowań. Bo ja tu tracę cierpliwość do dzieci, a tam Maryja bez grzechu, Jezus tak samo, a Józef wobec tego profilaktycznie wolał milczeć…
Rodzina w stopklatce
Coraz większą popularnością cieszą się rodzinne sesje zdjęciowe. Z okazji Bożego Narodzenia, narodzin kolejnego członka rodziny, wiosenne, letnie, jesienne czy zimowe. Rodzinka w komplecie, wszyscy w spójnych, estetycznych stylizacjach, dzieci w białych koszulkach, tata w nienagannie wyprasowanej koszuli, mama w makijażu i po wizycie u fryzjera.
Obrazu dopełnia piękne otoczenie – przygotowana sceneria w studio lub na łonie natury. Rodzina jak z obrazka. Piękne zdjęcie w sam raz do albumu, do ramki czy na facebooka – tylko czekać aż spłyną gratulacje, lajki i komentarze… I zasadniczo to może być dobra pamiątka. Nie ma w tym nic złego. Tylko… to nie jest prawdziwe życie.
Zawsze zastanawia mnie, co było chwilę przed tą sesją lub chwilę po. Jak długo te białe koszulki pozostają białe, jak długo trwają uśmiechy, czułe spojrzenia… Takie zdjęcie to tylko stopklatka, próba zatrzymania chwili – trochę jednak sztucznej.
Święta Rodzina – bliska, a jednak daleka…
Ostatnio patrząc na ikonę Świętej Rodziny pomyślałam, że ten obraz to taka trochę sesja rodzinna. Maryja w majestatycznych szatach, mały Jezus siedzący spokojnie na kolanach ze złożonymi rączkami i św. Józef zamyślony, nieco z boku, podparty laską. Stopklatka z ich życia.
Muszę przyznać, że długo miałam problem ze Świętą Rodziną. Niby bliska, a jednak daleka. Niby też rodzina, a jednak nie umiałam przyłożyć ich życia do moich problemów i zawirowań. Bo ja tu tracę cierpliwość do dzieci, a tam Maryja bez grzechu, Jezus tak samo, a Józef wobec tego profilaktycznie wolał milczeć.
Czego nie napisano w Piśmie Świętym?
Odmawiając ostatnio nowennę pompejańską, odkryłam na nowo życie Świętej Rodziny. Rozważając codziennie tyle razy wszystkie tajemnice różańca, zaczęłam czytać Pismo Święte między wierszami. Jak czuła się Maryja przemierzając – wg ewangelisty – 150 kilometrów z Nazaretu do Betlejem w dziewiątym miesiącu ciąży? Przeżyłam trud trzeciego trymestru i trudno jest mi to sobie wyobrazić.
Podejrzewam, że mężowie, którzy towarzyszyli swoim żonom przy porodzie, nie czuliby się komfortowo, gdyby mieli przeżywać poród rodzinny bez lekarza, położnej, w grocie dla zwierząt. A to przecież – wg ewangelisty – było doświadczeniem św. Józefa. Ktoś powie: to sytuacje wyjątkowe, odległe od nas kulturowo i historycznie. Dlatego też ja najbardziej lubię myśleć o Świętej Rodzinie w kontekście codzienności. Myślę o Maryi, która wstawała w nocy do płaczącego Jezusa. Może też płakała ze zmęczenia? Myślę o Maryi, która codziennie wykonywała te same, żmudne czynności. Tak jak każda mama.
Zastanawiałam się kiedyś, czemu życie Pana Jezusa nie zostało opisane dokładniej, z większą dbałością o szczegóły. Jakim był dzieckiem, co robił, jak wyglądało ich życie rodzinne? Dostajemy tylko krótkie opisy, a pierwsze dwanaście lat życia Jezusa zamyka się w kilku słowach:
Dziecię zaś rosło i nabierało mocy, napełniając się mądrością, a łaska Boża spoczywała na Nim.
(Łk 2, 40)
Łatwiej jest mi się odnaleźć w tym, czego nie napisano. Przyłożyć to do mojego życia. Może też tak mieli? Też się zmagali? Nie chodzi tu o wielkie teologiczne rozważania. Bardziej o poczucie, że mogę przyjść do Maryi, jak do mamy i powiedzieć: „znowu wszystkie dzieci chore, nie mam siły, a one wręcz przeciwnie”. Wtedy wiem, że Maryja może potrzymać mnie za rękę i powiedzieć: „rozumiem”.
Bardzo mnie porusza to, że Bóg zechciał przez trzydzieści lat prowadzić życie ukryte właśnie w rodzinie. Właśnie to uświęca naszą, rodzinną codzienność.
„Z bólem serca”
Moją ulubioną tajemnicą różańca jest ostatnio znaleznienie Pana Jezusa w świątyni. Może dlatego, że nasz najstarszy syn jest w podobnym wieku i jestem w stanie wyobrazić sobie, co wtedy czuli Józef i Maryja. Ale są w tym fragmencie słowa, które dają mi wielką pociechę.
Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: «Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie».
(Łk 2, 48)
Maryja po trzech dniach wyrzuca Jezusowi swój ból, zdenerwowanie i strach. W słowach „z bólem serca” zawiera się cały nasz ból związany z wychowaniem dzieci. To jest ten ból, kiedy martwimy się o ich zdrowie, czuwamy w nocy z niepokojem patrząc na termometr. Kiedy słyszymy niepomyślną diagnozę lekarską. Kiedy prowadzimy trudne rozmowy z dziećmi. Kiedy czekamy wieczorami, aż wrócą, martwiąc się, czy są bezpieczne. Kiedy troszczymy się o dorosłe już dzieci, widząc, że zeszły na złą drogę.
Maryja zbiera cały ten „ból serca” rodzicielskiego i przynosi Jezusowi. W Psalmie 56 czytamy: “Ty przechowałeś łzy moje w swoim bukłaku”. Wierzę, że te wszystkie łzy spowodowane wychowywaniem dzieci, trudnymi słowami, które nieraz od nich słyszymy, Bóg przechowuje, żeby kiedyś otrzeć każdą jedną.
Dzisiaj modlę się do Świętej Rodziny, ale nie tej z obrazka, żeby pomagała nam z miłością nieść codzienność, tę dobrą i zwyczajną.