Przejdź do treści

Maja Sowińska: “Moje bycie mamą to nie bohaterstwo, ale praca zespołowa”

← Wróć do artykułów

Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów

Maja Sowińska jest żoną Krzyśka i mamą trójki dzieci. Pisze teksty piosenek i muzykę. Współprowadzi fundację Sowinsky, prowadzi spotkania dla kobiet, ewangelizuje. Jest również konsultantką aromaterapii. Sporo, prawda? Ale w tak wielu jej działaniach na pierwszym planie jest rodzina.

(Rozmowa z Mają Sowińską to pierwszy odcinek serii rozmów Karoliny Guzik z mamami artystkami – kobietami, które wyrażają siebie i ewangelizują poprzez szeroko pojętą sztukę – śpiewanie, malowanie czy rękodzieło.)

Kreatywność była ze mną od dziecka

Jesteś artystką, żoną, mamą, ewangelizatorką. Czy to dobra kolejność?

Tak, to jest dobra kolejność, ponieważ zaczyna się od określenia tego, kim jestem bardzo osobiście. Zanim jestem żoną i mamą, jestem dzieckiem Boga, a relacja z Nim jest dla mnie najbardziej tożsamościowo ustanawiającą i wprost z niej wynika artystyczna dusza. Zawsze chciałam twórczo żyć i wiele robić. 

To jaka była mała Maja? 

Pamiętam w sobie taki głód życia i pewność, że nie będę umiała zamknąć się w jednym zawodzie. Podoba mi się to, że codzienność może być twórcza i realizować się w różnych obszarach – bycia kreatywną mamą, żoną, ewangelizatorką. Gotowość do takiego życia miałam od dziecka. I myślę, że nie chodzi o to, która rola ma być na pierwszym miejscu, ale o to, żeby na pierwszym miejscu był Bóg, a reszta będzie poukładana. W momentach, kiedy się gubię, ale kierunek jest wciąż ustawiony na Niego, On szybko znajduje sposób, bym się odnalazła.

“Poszłam na terapię”

Jak zmieniło cię macierzyństwo? Coś ci zabrało, czy więcej dało?

Macierzyństwo jest mocno transformujące. Po urodzeniu dziecka nic nie jest już takie samo. Pomijam tutaj kwestie ciała, które po ciąży i porodzie jest inne, ale zmienia się też kobieca psychika. Dziecko prowokuje do przyjrzenia się sobie, które w moim przypadku poskutkowało terapią. Zauważyłam w sobie mechanizmy i zachowania, których nie rozumiałam i nie wiedziałam, skąd się biorą. Nie chciałam, żeby stały się one “niefajnym” dziedzictwem dla naszego dziecka.

Czyli twoja misja jako rodzica to stawanie się lepszą wersją siebie dla dzieci?

Tak – po to, żeby dziecko mogło mieć lepsze życie. To, co jest dotkliwe w rodzicielstwie, co zauważa pewnie każdy rodzic, to brak czasu. Dzieci są potężną czasową inwestycją, nie mówiąc o siłach psychicznych i fizycznych. Szukam tego czasu, zbudowania lepszej organizacji. 

Jestem pewna tego, że macierzyństwo nie zostawiło we mnie ani jednego niezmienionego włókna. To kosztowny, ale bardzo dobry proces. A cena, którą się za niego płaci, jest ogromna, ale jednocześnie bardzo słodka i życiodajna.

Wybraliśmy taki model życia

Jesteś artystką, więc potrzebujesz przestrzeni do tworzenia. Razem z mężem ewangelizujesz, prowadzisz Kręgi Estery czyli warsztaty dla kobiet – masz masę różnych aktywności. Wspomniałaś już o organizacji czasu. Jak zatem w tym wszystkim znajdujesz miejsce, czas i przestrzeń dla dzieci?

Nasze dzieci nie chodzą do placówek. Taki model życia wybraliśmy. To sprawia, że są przy nas, dzielą z nami czas i przestrzeń. Są w naszych działaniach, podróżach, w ewangelizacji. Ten sposób życia pozwala nam na funkcjonowanie poza konkretnymi blokami czasowymi. Mamy długie śniadania z przytulaniem, bez przymusu spieszenia się. Teraz, kiedy nasze dzieci podrosły (mają ponad 5 lat i ponad 2 lata), widzimy potrzebę czasu jeden na jeden i to wymaga od nas większej organizacji.

“Nie chcę być bohaterką”

A co z rutyną? 

Nie ma jej. Każdy tydzień, a w zasadzie każdy dzień jest inny. Widzimy pewne minusy takiego stylu życia. Taki elastyczny tryb wymaga trochę więcej woli, chęci i wszystko da się zorganizować. 

Mam swoje sposoby na to wynajdowanie ułamków czasu. Gotuje się ryż? To mamy kwadrans na przeczytanie wspólne komiksu lub namalowanie czegoś. Mamy zresztą podejście montessoriańskie – angażujemy dzieci do pomocy, do działania w domu, do ogarniania wspólnej przestrzeni. Dla nich wszystko może być zabawą. Nie są to żmudne obowiązki. 

Bardzo lubię też zdanie, które przeczytałam w książce amerykańskiej pisarki Jean Liedloff „W głębi kontinuum”, że potrzeba całej wioski, żeby wychować dziecko.

To twoje motto?

Raczej jest to zdanie, które uchroniło mnie od skrupułów, że ja powinnam być „matką polką” – idealną na każdym polu, co tak naprawdę jest narzuceniem ról niemożliwych do spełnienia. Dlatego korzystam z pomocy, kiedy mogę – bez wstydu.  Babcia, przyjaciele, ludzie ze wspólnoty – to są osoby, które nam bardzo pomagają. Moje macierzyństwo to nie samotne bohaterstwo, ale praca zespołowa.

Fot: facebook.com/krzysowinsky

Czy wiedziałeś, że…

Zobacz także