Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów
Kacper „Kacu” Gudzikowski to z wykształcenia pedagog, po szkole edukacji kreatywno-medialnej. Studiował wiedzę o Biblii oraz resocjalizację z socjoterapią. Po co? By odpowiadać na potrzeby, przed którymi stawia go Bóg.
Hip-hop to uniwersalne narzędzie
Małgorzata Trawka: Rap – jak się w to wkręciłeś?
Kacper “Kacu” Gudzikowski: Od dziecka tworzyłem jakieś teksty, wierszyki, przemyślenia. Nie robiłem tego do muzyki. Dopiero gdy byłem w podstawówce, usłyszałem rap. I próbowałem te swoje teksty zapisywać do bitów. Później poznałem kulturę hip-hopową, zobaczyłem, że rap to tak naprawdę jeden z elementów tej kultury, jedna z kilku hip-hopowych form ekspresji jak breaking, DJing, graffiti.
Dla mnie rap stał się czymś w rodzaju wentyla bezpieczeństwa. Jak nie czułem się najlepiej, coś się ze mną działo, to pisałem o tym i… robiło mi się lepiej. W późniejszym okresie zacząłem prowadzić zajęcia, na które przychodzili młodzi ludzie. Dobrze się bawiliśmy, mieliśmy fajną “zajawę”. Hip-hop mi się spodobał, bo to takie uniwersalne narzędzie. Ma wiele zastosowań. Przede wszystkim pozwala być twórczym.
Musiałeś być zbuntowany, by go tworzyć?
Jak byłem dzieckiem, małolatem, to po prostu opisywałem różne doświadczenia. Mój kolega brał ślub i napisał tekst dla żony. Ja też napisałem dużo tekstów dla mojej żony. Byłem szczęśliwy – pisałem o tym, że jestem szczęśliwy. Byłem smutny – pisałem o tym, że jestem smutny. Myślę, że nie musiałem być zbuntowany, żeby tworzyć rap.
A który Twój tekst jest najbardziej osobisty?
Niedawno moje utwory pojawiły się u ks. Jakuba Bartczaka na kanale YouTube. Najbardziej osobiste to Talent i Spotkanie. Jest bardzo dużo kawałków niepublikowanych, myślę, że niedługo pojawi się więcej utworów. Jeśli ktoś ma czas, zapraszam do sprawdzenia.
“Przekazuję wartości”
Czy można powiedzieć, że zacząłeś wykorzystywać rap do ewangelizacji?
Nie mam misji ewangelizacji przez rap. Staram się być prawdziwy. Jeżeli mówię o Jezusie, opisuję rzeczy związane z Ewangelią, to po prostu jestem szczery.
W swoich kawałkach zwracasz uwagę na miłość rodziców do dzieci czy wykorzystanie osobistego potencjału. Prowadziłeś zajęcia hip-hopowe w ośrodkach wychowawczych. Próbujesz wychowywać przez muzykę?
Nie biorę na siebie odpowiedzialności wychowywania młodzieży przez te teksty. Mam czwórkę swoich dzieci. Najstarsze ma 8 lat, a najmłodsze 9 miesięcy. Zdaję sobie sprawę, że wychowanie to proces, który wymaga obecności i wielu różnych czynników. To nie jest proces na zasadzie: “pstryk – i młodzież wychowana”.
Wiadomo, że rap ma duży wpływ na młodzież i to jest głos pokolenia. Ludzie identyfikują się z tymi tekstami, potrafią one dużo w człowieku zmienić. Ale nie mam w zamierzeniu wychowywać poprzez te teksty, raczej staram się przekazywać wartości.
Młodzi są samotni
Jaki jest obraz młodzieży, którą ty znasz? Parafrazując twój tekst, są „wykluczeni jak gluten”?
Myślę, że młodzież jest wspaniała, ale musi mierzyć się z wieloma problemami, które mogą na nią wpływać.
Młodzież jest często nieobecna w świecie realnym. Telefony, nowe technologie, media społecznościowe sprawiają, że nie jesteśmy tu i teraz. Żyjemy w świecie wykreowanym. Siedzimy przy obiedzie z rodziną i myślimy o czymś innym. Idziemy gdzieś na spacer i nie skupiamy się na tym, co właśnie się dzieje. Mamy 1000 przyjaciół na Facebooku czy Instagramie, a w rzeczywistości?
Druga rzecz to upatrywanie swojej wartości w przedmiotach, jakichś oryginalnych rzeczach. Jak nie masz konkretnej metki, jakiegoś produktu, to nie masz wartości, często jesteś wykluczony z grupy. To sprawia, że wspaniali ludzie nie mają poczucia swojej wartości.
Młodzi są samotni. Nawet jak rodzic jest dużo w domu, nie znaczy jeszcze, że poświęca czas dziecku. Można być w domu, a w rzeczywistości twój umysł jest zupełnie gdzieś indziej, bo zajmuje cię komputer, telefon. Na pewno brakuje tym dzieciom obecności rodziców, ale takiej, że są oni z nimi głową i sercem. Bywa, że nawet jak poświęcają dziecku czas, to dalej z telefonem w ręku. Mówię to z perspektywy osoby, która sama też walczy o to, by w domu być głową i sercem.
Młodzi ludzie często nie potrafią utrzymać dłużej koncentracji. Jesteśmy przebodźcowani, cały czas musi się coś dziać, jakieś fajerwerki, efekty. Teraz jest dużo shortów, stories itd., które w ciągu 15 sekund dają bardzo wiele płytkich komunikatów. Jeżeli chcemy utrzymać uwagę na długo, to musimy ciągle taką osobę bombardować obrazami, muzyką, zmianą tempa. To kształtuje młodego człowieka.
Kształtuje, czyli w tym przypadku uzależnia. Jak to widzisz?
Na spotkaniach profilaktycznych, prelekcjach, na które jeżdżę, dużo mówi się o alkoholu, narkotykach, a często młodzi ludzie mają problemy – właśnie – z Internetem, z pornografią, z tym, że nie mogą przestać się masturbować. I tego się wstydzą. W taki sposób rozładowują to napięcie.
Z drugiej strony młodzi ludzie mają dzisiaj dostęp do wiedzy całego świata na kliknięcie, mogą podróżować, zarabiać, bawić się, świat otwiera przed nimi nowe perspektywy. Ważne, żeby zbudować w młodym człowieku poczucie własnej wartości i mechanizmy, które pozwolą mu podejmować wyzwania i odnaleźć się w tym bogactwie.
Chodzi o dawanie miłości
Zdarza się, że młodzi przychodzą właśnie do ciebie, bo jesteś “fajny” i ich rozumiesz?
Sam wiele doświadczyłem, więc często potrafię ich zrozumieć. Jak mówiłem, hip-hop był dla mnie wentylem bezpieczeństwa, ale mnie nie uleczył. Osobą, która mnie uleczyła, jest Jezus i tylko On potrafi sięgnąć tak głęboko, jak żadna muzyka.
Jak widzę tych młodych ludzi w kapturach, wytatuowanych, to ich nie oceniam. Zaczynam z nimi rozmowę i po prostu jestem. Kiedy jesteśmy razem, budowane jest zaufanie i ktoś sam dochodzi do wniosku, że pewne rzeczy nie mają sensu. A jak ma większy problem, to zaufanie pozwala tej osobie pójść do specjalisty, którego mu polecę.
Miałem taką sytuację, że przyszedł do mnie człowiek na zajęcia, żeby pogadać. Nawet nie “skumałem”, że on tak naprawdę chciał się pożegnać, bo planował samobójstwo. Wystarczyła rozmowa, obecność, żeby zmienił plany. Nie chodzi mi o dawanie rad. Możemy razem pośmiać się, pójść pograć w kosza, być z tą osobą. Natomiast wiadomo, że w sytuacjach trudnych potrzebna jest interwencja specjalistów.
Czyli masz ten argument, że jesteś z ich świata. A taki rodzic to dla nich dinozaur, który siedzi w swoim biznesie. Co zrobić, żeby zaufali właśnie swoim rodzicom?
Mnie czasami rodzice pytają, czy mogliby nauczyć się rapować. To jest fajne, bo zależy im na tym, żeby być blisko dzieci. Ale to może też ich narazić na śmieszność w ich oczach. Tu chodzi o miłość. Dawanie swojej miłości, obecności, poświęcenia. Nawet jeśli teraz tego nie rozumieją, kiedyś to do nich wróci. I nie wymagajmy tego, czego samemu nie robimy. Nie można mówić: „nie pal”, a samemu chodzić za winkiel i palić szlugi.
Czyli co mówisz rodzicom, którzy chcą rapować dla swoich dzieci? Bierzesz ich na lekcje, czy nie?
Jasne, że biorę. Jak ktoś ma “zajawę”, to siadamy i robimy. Ale – odpowiedz sama – czy jak ktoś na przykład ma problem z komunikacją ze swoim dzieckiem, to dlatego że nie potrafi rapować, czy tu chodzi o coś innego? Ja nie prowadzę na zajęciach terapii, mimo że skończyłem taką szkołę. Odsyłam na specjalistyczną terapię do profesjonalistów, gdzie znajdą kompleksową pomoc.
Będą robić na odwrót
Prowadziłeś zajęcia biblijne w ramach katechezy w ośrodkach wychowawczych. Czy wg ciebie zmuszanie młodych do chodzenia na religię ma sens?
Rok temu prowadziliśmy rekolekcje dla jednej ze szkół. I mój kolega dawał świadectwo. Pochodzi z religijnej rodziny. I on mówi, że był jedną z pierwszych osób w swojej klasie, które zrezygnowały z lekcji religii.
Ostro jak na rekolekcje w szkole.
No, ostro, ja też się zdziwiłem, ale z drugiej strony był szczery. Potem wrócił na lekcje religii, tylko potrzebował czasu. Moim zdaniem, kiedy młodzież jest do czegoś zmuszana, to oni chcą robić na odwrót. Narzucając, możemy o wiele bardziej zniechęcić. Ważne, żeby młody człowiek czuł się kochany i potrzebny. Ważne, żeby miał też konkret od rodzica i jasne zasady.