Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów
Krystyna i Maciej Łobosowie doskonale wiedzą o tym, że bycie razem to nie tylko miłosna sielanka. Sakrament małżeństwa zawarli 28 lat temu. Choć charakterami przypominają ogień i wodę, są dla siebie prawdziwymi przyjaciółmi i nie wyobrażają sobie, że ich związek mógłby wyglądać inaczej.
Nie pamiętamy tego, co złe
Joanna i Mirosław Haładyjowie: Pamiętacie waszą pierwszą poważniejszą kłótnię? Co było jej przyczyną?
Krystyna: Najgorsze kłótnie wybuchają zwykle z błahych powodów, a może raczej z nagromadzenia wielu błahych powodów. Jeśli na bieżąco z sobą nie rozmawiamy i nie wyjaśniamy sobie motywów postępowania, nie wiemy o sobie wystarczająco dużo, by zrozumieć powody zachowania. Szczególnie kobiety lubią pisać różne scenariusze i domyślać się powodów, nie sięgając do źródła, czyli tego, co czuje mąż.
Maciej: Ja nie pamiętam samej kłótni ani przyczyny, pamiętam środkowe stadium. To było jeszcze przed ślubem – na studiach. Z jakiegoś powodu się wściekłem i moja późniejsza żona goniła mnie autobusami przez kilka przystanków. Dzisiaj się z tego śmiejemy i wspominamy z rozrzewnieniem, jakie to mieliśmy kiedyś problemy.
Wiele par początkowy związek i narzeczeństwo przechodzi bez większych konfliktów. Inni wręcz przeciwnie, od początku muszą zmagać się z różnicami. Jak było w waszym przypadku?
Krystyna: Nasz 3-letni związek i samo narzeczeństwo były upstrzone wielorakimi kłótniami i awanturami. Podobnie było przez dwa pierwsze lata małżeństwa. Te kłótnie może nie były przyjemne, ale nas do siebie za każdym razem coraz bardziej zbliżały.
Maciej: Nie wiem, jak jest u innych, ale faktycznie przez 3 lata przed ślubem często darliśmy koty. Jestem 3 lata młodszy od żony i sporo było w tym walki o pozycję, a charakter mam wyjątkowo niezależny.
Uczymy się siebie
A czy, waszym zdaniem, jest jakiś „pakiet” zagadnień do przepracowania przed ślubem, który pomoże potem w kryzysowej sytuacji?
Krystyna: Pakiet zagadnień… Chyba podstawowe kwestie dotyczące ról męsko-damskich w rodzinie, zagadnienia – czy druga osoba chce mieć i wychowywać dzieci… Tak! Znam takie pary, które wzięły ślub i okazało się, że żona nie ma ochoty rodzić potomstwa!
Czy kłótnia może być rozwiązaniem problemu w małżeństwie?
Krystyna: Kłótnia to nie rozwiązanie, to efekt nagromadzonych emocji, które nagle biorą górę. Tak postrzegam kłótnię – jako podniesiony głos, wrogość, zaciętość, zawziętość i niepotrzebne słowa. Ludzie, doprowadzając do kłótni, nie potrafią już w pewnym momencie wyhamować i nakręcają swoje negatywne emocje, wśród których jest też bezradność. W kłótni często wychodzą ukryte kompleksy, zranienia, „powtórka z rozrywki”, czyli powrót do dawnych kłótni i rozdrapywanie starych, zabliźnionych ran. Jeśli można, trzeba jej zapobiegać.
Maciej: Z drugiej strony czasem fala emocji przerywa tamę konwenansów i dobrego wychowania. Kłótnia to taki przeciek – wszyscy jesteśmy grzesznikami i czasem „szambo” wybije, rozleje się, pośmierdzi, a potem trzeba posprzątać. Anglicy mówią „shit happens” i tak czasem właśnie jest. Miłość to przede wszystkim troska, w pierwszej kolejności o tą druga osobę, a potem dopiero o siebie, ale czasem człowiek z różnych powodów nie wytrzyma. Zdarzyło się nam strasznie pokłócić, bo moja żona nie mogła zrozumieć, że JA PRZED ZAKUPAMI NIE MOGĘ BYĆ GŁODNY. Od tamtej pory akceptuje (chociaż kompletnie nie rozumie samego zjawiska), że na głodno ze mną lepiej niczego nie załatwiać.
Kłótnia – lepiej na siedząco
Jak się kłócić? Może to dziwne pytanie, ale samo słowo jest pejoratywne i nie bez powodu źle się nam kojarzy. Czasami w emocjach padają mocne słowa, powstają zranienia…
Maciej: Kłótnia, to niekontrolowany wybuch i trudno go zaaranżować. Trzeba pamiętać o tym, że pod wpływem emocji różne rzeczy człowiek mówi oraz myśli i zazwyczaj nie jest to prawda. Często wyolbrzymiamy własne cierpienia i chcemy dokuczyć drugiej stronie.
Krystyna: Dobrą praktyką jest prośba osoby, która ma jeszcze wpływ na przebieg sytuacji, czyli jest w stanie się kontrolować, by ta druga osoba usiadła. Postawa stojąca, pochylona, jest postawą ataku. Postawa siedząca jest bardziej przyjazna dla rozmowy.
Kolejną rzeczą jest mówienie o swoich odczuciach i uczuciach. Jak wiemy – z uczuciami się nie dyskutuje, więc, gdy powiesz: „znowu nie sprzątnąłeś brudnego talerza po śniadaniu!!!”, wywołujesz wrogość. Lepiej powiedzieć: „smuci mnie, że zapominasz o sprzątaniu swoich naczyń po zjedzeniu śniadania”. Tak jest też z poważniejszymi tematami.
Trzeba umieć przeżyć kryzys
Pamiętacie ze swojego doświadczenia sytuacje mocno kryzysowe?
Krystyna. Staram się nie pielęgnować w pamięci sytuacji kryzysowych i nie wracać do tych wspomnień. Szybko zacierają mi się w pamięci. Oczywiście trzeba odróżnić krótkie spięcia, burzliwą wymianę zdań, po której, jak po gwałtownej burzy, wracamy do porządku dziennego, od kryzysowych sytuacji, które trwają dłużej, ponieważ trzeba sobie problem przemyśleć, ułożyć w głowie, poszukać źródła, omodlić i pozwolić dojrzeć drugiej osobie do rozmowy. Tak, dojrzeć, bo nie każdy funkcjonuje w ten sam sposób. Jedni działają szybko i gotowi są do rozmowy od razu, ale inni potrzebują czasu. Wtedy małżonek musi zaczekać na drugiego cierpliwie, z miłością, bez ponaglania, otaczając go modlitwą, aż druga połówka ostudzi emocje i ułoży sobie temat w głowie. Jak wiemy, najgorsze decyzje to te, które podejmuje się w emocjach, bez udziału rozumu. Najbardziej ranią i pozostają w pamięci słowa powiedziane w afekcie.
Maciej: Pamiętam, jak robiłem fochy, nie odzywałem się po kilka dni, spałem w drugim pokoju itp. Pamiętam scenę zazdrości (z perspektywy czasu to nawet miłe doświadczenie). Pamiętam te zranienia, które sam zadałem. Jest mi przykro z tego powodu i za żadne skarby nie chcę tego zrobić ponownie.
Czy zgodzicie się z powiedzeniem, że z kryzysu małżeńskiego wychodzimy silniejsi?
Krystyna: Zależy od tego, jak podejdziemy do kryzysu i jak go poprowadzimy. Możemy wyjść z niego poranieni i zniszczeni, ale możemy wyjść poobijani, ale bardziej scaleni i umocnieni.
Maciej: Czasem kryzys niesie tyle gorzkich słów i zranień, że przez lata zatruwa ludziom życie. To nie jest coś, co z automatu przynosi oczyszczenie i wzmacnia.
Co robić, by się nie kłócić?
A czy dziś, po 28 latach wspólnego życia, często się kłócicie?
Maciej: Trzeba się zapytać, co to jest kłótnia. Zdarzają nam się różnice zdań, a i to niezbyt chyba często. Mam wrażenie, że oboje staramy się wtedy grzecznie przekonywać, a jak nie pomaga, to ustępować. To działa cuda, szczególnie kiedy jesteśmy absolutnie przekonani o własnej nieomylności. Z wiekiem człowiek dostrzega, jak niewiele jest w życiu spraw, które wymagają stawiania wszystkiego na ostrzu noża. Jeśli mamy wspólne zasady i pryncypia, to kolor płytek w łazience ma czwartorzędne znaczenie.
Krystyna: Poza tym, gdy musimy obgadać ważne sprawy, problemy dorosłych dzieci, podzielić się dniem, jak kromką chleba, wychodzimy wieczorem z psem na spacer. Modlimy się wtedy na różańcu i rozmawiamy. To są spokojne, dobre i ciepłe rozmowy. Codzienna rozmowa rozładowuje napięcia i ustrzega od konfliktów. Zauważyłam, że im bardziej jesteśmy zakotwiczeni w Jezusie, im częściej przystępujemy do spowiedzi i przyjmujemy Komunię Św., im bardziej kochamy Boga i ufamy Mu, tym bardziej czujemy miłość do współmałżonka.
Co powiedzielibyście sobie samym sprzed lat, np. w dniu ślubu z perspektywy czasu i przepracowanych kryzysów?
Maciej: Że to najmądrzejsza decyzja w życiu, że małżeństwo to cudowna sprawa, a żona/mąż to najlepszy przyjaciel. Ktoś kto będzie cię wspierał i pomagał nieść codzienny krzyż, Ktoś, kto, póki żyje, zawsze będzie przy tobie i po twojej stronie.
Krystyna: Tylko krzyżowe starania obojga o siebie nawzajem karmią świętość miłości i tylko wtedy ona się prawidłowo rozwija i kwitnie.
Fot. Archiwum prywatne