Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów
Kolejne już, czwarte dziecko uczy nas pokory i tego, co w życiu najważniejsze. To bezcenny skarb. Ale nie będę lukrował. Bywa też ciężko, zwłaszcza w zachowaniu dobrej jakości naszej małżeńskiej relacji. Oto nasze cztery kamienie milowe, dzięki którym to nam się udaje!
Noworodek zmienia wszystko
W naturę małżeństwa wpisane jest zrodzenie potomstwa – to jeden (ale nie jedyny!) z najważniejszych celów związku kobiety i mężczyzny, podniesionego w Kościele do rangi sakramentu. Niby o tym wiemy. Przygotowując się do ślubu, jakoś naturalnie widzimy to w planach najczęściej na pierwsze lata po założeniu obrączek… Ale gdy już to się stanie, gdy po zdaniu egzaminu z cierpliwości na dystansie dziewięciu miesięcy oczekiwania na świecie pojawia się dziecko – wszystko się zmienia. Totalnie!
Umówmy się – przysięga małżeńska nie jest aż tak odczuwalnym przeskokiem w życiu dwojga osób, które znają się od jakiegoś czasu i przygotowują się do wspólnego życia (poza tym, że wreszcie mogą ze sobą zamieszkać). Ale narodziny dziecka to prawdziwa rewolucja, na którą, nie oszukujmy się, nikt nie jest w pełni przygotowany.
Powiększenie rodziny – przewidywania a rzeczywistość
Z tym, jak to jest po narodzinach dziecka, jest trochę jak – uczciwszy proporcje – z poznawaniem Pana Boga. On jest zupełnie inny, niż nam się wydaje. Choćbyśmy nie wiadomo jak próbowali Go opisać, odkryć, odczuć, wyobrazić sobie… zawsze wymyka się naszym schematom i przewidywaniom. Podobnie jest z noworodkiem i później niemowlęciem. Możemy przeczytać mądre książki (to pożyteczne!), pójść do dobrej szkoły rodzenia (polecam!), rozmawiać z bliskimi, przyjaciółmi, innymi rodzicami (warto!), a i tak w pierwszych tygodniach i miesiącach nowego życia jest, po prostu, zupełnie inaczej.
Pisanie lub mówienie na ten temat zawsze jest obarczone brakiem obiektywizmu oraz dużym wpływem osobistych doświadczeń. Piszę to wszystko jako mąż z 11-letnim stażem oraz tata czwórki dzieci, mających dodatkowo troje rodzeństwa w niebie. Te czynniki są istotne i zmienne dla każdej rodziny – jesteśmy różnymi ludźmi, z różnymi charakterami i przeżyciami. Dlatego nie uzurpuję sobie prawa do bycia autorytetem w tej dziedzinie, jednak pewne ogólne zasady i mechanizmy są wspólne i uniwersalne. Pisząc zatem te słowa w pierwszym miesiącu życia naszego najmłodszego syna, chciałbym się z wami podzielić tym, co nam pomaga być dalej razem i tworzyć szczęśliwy dom.
- Dużo nas! Nawet, gdy mamy jedno dziecko
Wszystko jedno, czy przyszło na świat nasze pierwsze czy kolejne dziecko – to nie do końca prawda, że od teraz jesteśmy 2+1, czy 2 plus ileś tam… W gruncie rzeczy nigdy nie byliśmy tylko we dwoje. Sakrament małżeństwa tym się różni od innej formy związku, że zapraszamy do naszego życia – w każdym jego aspekcie – Pana Boga. Oprócz tego wierzymy w świętych obcowanie oraz posłannictwo Aniołów Stróżów. Biorąc to wszystko pod uwagę, nawet przy jednym dziecku tworzy się całkiem spora grupa zainteresowanych. To dlatego m.in. tak ważne jest, jakie imię wybierzemy dla swojego malucha: imię (lub imiona) powinno nie tylko je określać, ale również odsyłać do konkretnego świętego w niebie.
Będąc na Mszy świętej, wierzymy, że gdy kapłan mówi „z aniołami i świętymi ośmielamy się wołać…”, to naprawdę całe niebo jest z nami złączone wokół ołtarza. Podobnie święci i aniołowie są złączeni z nami wokół naszego stołu, kołyski, tych wszystkich miejsc, gdzie się zbieramy. Powinniśmy prosić ich o codzienne wsparcie i wstawiennictwo.
- Małżeńska modlitwa – bądźmy elastyczni!
Jak dobrze się modlić, kiedy, gdzie, w jaki sposób – temat rzeka. Jednak po narodzinach dziecka bywa jeszcze trudniej: nieprzespane noce, czas połogu, emocji, nerwów, huśtawki hormonów, problemy zdrowotne, pielęgnacyjne… O modlitwie nie wolno wówczas zapomnieć, ale trzeba też do niej podejść z pewną elastycznością. Najważniejsze, żeby w ogóle o Panu Bogu pamiętać i dostrzegać Jego obecność wśród pieluch, niekończącego się prania, zmęczenia. Jeśli modlitwa małżeńska w ogóle będzie miała miejsce, to już naprawdę dużo. Może być krótsza, bardziej milcząca, wypełniona gestem, miłością, znakiem krzyża lub świętym obrazkiem nad łóżeczkiem.
Nie wolno nam też zapomnieć o sakramentach, choć może się okazać że przez jakiś czas trudno będzie wspólnie przyjść co niedziela na Eucharystię. Wtedy warto pomyśleć o naprzemiennym pozostaniu z noworodkiem lub niemowlakiem w domu.
- Mąż i żona – najważniejsi dla siebie
Częstą pułapką, w którą wpadają świeżo upieczeni rodzice jest zapomnienie, że nadal na tym świecie to oni nawzajem powinni być dla siebie najważniejsi. Tymczasem zdarza się, że dziecko jest nagle w centrum wszystkiego, przez co relacja małżeńska słabnie. Jest to poniekąd naturalne, bo opieka nad dzieckiem przez kilka pierwszych tygodni i miesięcy zajmuje mnóstwo czasu, sił, uwagi. Narodziny potomstwa są bardzo ważnym wydarzeniem dla całej rodziny, przyjaciół i znajomych… Wszyscy się odzywają z gratulacjami i pytaniami. Możliwe że część kontaktów się przez to odnawia po dłuższej przerwie. Nikt raczej nie pyta „co u was?”, “jak tam między wami?”. Wszyscy zajmują się dzieckiem.
Nic złego w tym nie ma – ale na nas, rodzicach, ciąży wielka odpowiedzialność za siebie nawzajem. Dziecko nie może zastąpić mężowi żony, albo żonie męża. Niczego tak nie potrzeba dziecku, jak miłości taty wobec mamy, i mamy wobec taty. Ono to czuje, bo odbiera spokój i bezpieczeństwo, płynące z takiej relacji. Owszem, zachwycam się moim maluszkiem. On nigdy już nie będzie tak mały, jak teraz. Trzymam go w rękach i tulę – ale jednocześnie zachwycam się moją żoną, tym jak daje sobie radę jako mama. Ona jest dla mnie najważniejsza i o nią muszę zadbać najbardziej – zawsze.
Pewnie, że to trudne i wymagające. Chcemy pielęgnować nasze małżeństwo w sferze bliskości, seksualności, intymności… a tu nagle okazuje się, że nie mamy na to warunków, siły, możliwości. U nas – w takich właśnie momentach – procentuje to, że traktujemy miłość jako decyzję, a nie tymczasowe uczucie. Żywy owoc naszej miłości jest w naszych rękach i jakby wchodzi między nas. Jesteśmy za niego odpowiedzialni, ale nie możemy też zapominać o sobie nawzajem. Tym bardziej, że czas szybko mija i zanim się obejrzymy, znów będziemy na co dzień tylko we dwoje.
- Miłość pomnożona
Gdy pojawiają się kolejne dzieci, każde z nich jest błogosławieństwem. To jest niezwykła tajemnica miłości, że gdy zwiększa się liczba osób do kochania, ta miłość się nie dzieli, ale mnoży. Jest w tym jakiś odblask Bożej natury, bo przecież Pan Bóg kocha każdego człowieka tak, jakby był jedyny we wszechświecie. Rodzice tak samo kochają każde dziecko, co nie oznacza dla żadnego ujmy.
Każde małżeństwo powinno być otwarte na potomstwo. Jednocześnie małżonkowie mają prawo samodzielnie decydować – biorąc pod uwagę różne czynniki – kiedy i ile zamierzają mieć dzieci. To również wymaga od nas szanowania siebie nawzajem, umiejętności dobrej komunikacji i ma to wpływ na nasze życie seksualne…
W naszym małżeństwie mamy za sobą różne doświadczenia. Był smutek i pociecha w żalu za dziećmi utraconymi. Była radość z długo wyczekiwanych narodzin pierwszego dziecka. Przy trójce kolejnych dzieci było i zaskoczenie, i obawy, i staranne planowanie, i spontaniczność… Ale we wszystkich tych doświadczeniach byliśmy zawsze razem, we dwoje, rozumiejąc się i wspierając.
Prawdziwa miłość to potrafi!
Robimy wszystko, co potrafimy i możemy, w wirze codziennego zabiegania, żeby nasze pociechy odczuwały naszą miłość. Chcemy, by widziały jej źródło w naszej wzajemnej miłości, w jej okazywaniu, gestach, czułości… oraz miłości do Pana Boga. A gdy zapominamy o znakach jednej lub drugiej miłości – bywa, że same nam o tym przypominają!
Tak, rodzicielstwo wymaga poświęceń, umiejętności ofiarowania czegoś od siebie, rezygnacji z czegoś… To nie jest dziś popularne, jest pod prąd hasłom w stylu „zadbaj przede wszystkim o siebie”, „rób to, na co masz ochotę”. Przy maluszku jest to po prostu często niemożliwe. Nie możemy jednak z tego powodu traktować siebie, jak jakichś udręczonych męczenników i np. utyskiwać nieustannie na brak czasu czy różnych udogodnień wokół nas (których nigdy w historii nie było tak dużo), bo to zupełnie jałowe. Prawdziwa miłość potrafi zawsze dziękować, dawać z siebie – i z tego czerpać radość, szczęście i siłę. Dziecko uczy nas pokory i tego, co w życiu najważniejsze. To bezcenny skarb.