Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów
Słowo aktor, z łaciny agere, oznacza działać. I to nie tylko przed kamerami czy na scenie. Jak mówi aktor Sylwester Różycki, prowadzący zajęcia teatralne dla młodych ludzi, aktorskie szlify pomagają zidentyfikować samego siebie. A to kluczowe w czasie dojrzewania.
“Trudno powiedzieć, kiedy mam wolne”
Wanda Mokrzycka: Czym zajmuje się aktor, gdy schodzi ze sceny?
Sylwester Różycki: Ojej, to pytanie mnie zaskoczyło. Powiem tak: nie należę do takich aktorów-celebrytów, którzy rozdzielają to granie na scenie i… granie poza sceną. Można powiedzieć, że jak schodzę ze sceny to dalej pracuję, dlatego że moja praca jest moją pasją. Ja nie oddzielam życia od pracy, bo kończąc zajęcia z jedną z grup teatralnych, które prowadzę, jadę na zajęcia kolejnej, i już myślę o rozwiązaniach, które mogłyby się pojawić w poszczególnych scenach projektu, na który podążam.
A po próbach z moimi aktorami, w domowym zaciszu, siadam do komputera i piszę czasem nawet do drugiej w nocy, bo akurat przyszło mi coś do głowy. I tak to u mnie wygląda. Oczywiście, następnego dnia bywam niewyspany, bo muszę wstać wcześnie. A jak mogę spać do dziewiątej, to chętnie to wykorzystuję. Taki jest właśnie charakter mojej pracy. Jej czas jest nienormowany i trudno mi powiedzieć, kiedy mam wolne. Ja bardzo kocham to, co robię.
Gra pan w teatrach, wciela się w role filmowe, jest pan scenarzystą i reżyserem, który pracuje z niejedną trupą (najczęściej nastoletnich) aktorów miejskich domów i centrów kultury, choreografem, rekwizytorem, scenografem, a w dniu przedstawienia pewnie i suflerem…
Scenarzystą nie jestem. Uczono mnie, że scenariusze pisze się do filmów, a teatr ma dramaturgów, którzy piszą teksty i na ich podstawie powstaje sztuka teatralna. Rzeczywiście, piszę autorskie teksty lub robię adaptacje utworów innych artystów.
W tym roku, prócz swoich autorskich projektów, zrealizuję z grupą moich najmłodszych artystów adaptację znanej powieści dla dzieci znamienitego autora. Ale na razie to tajemnica.
Zajęcia teatralne – mnóstwo zalet
Po co dzieciom bawić się w teatr?
Myślę, że to jest bardzo ważna dyscyplina, która pomaga rozwijać się młodemu człowiekowi wszechstronnie. Obcowanie ze sztuką i drugim człowiekiem uczy wrażliwości, otwierania się na człowieka, umiejętności współpracy w grupie, szacunku dla indywidualności, cierpliwości i uważności.
Zajęcia teatralne to kontakt z żywym słowem, z kulturą języka oraz nabywanie pewnej ogłady w formułowaniu myśli oraz ciekawym, ale i odważnym ich wygłaszaniu. Na scenie właściwie każdy pracuje nad czymś innym, szlifuje swój charakter – w zależności od tego, kim jest. No i właśnie, teatr pomaga zidentyfikować samego siebie. A to kluczowe w czasie dojrzewania.
Mam takie doświadczenie, że w piętnastoosobowej grupie znajdzie się może jedna czy dwie osoby, które zapałają miłością do aktorstwa i pójdą do szkoły teatralnej. Ale wielu spośród nich odwiedza mnie po latach jako np. prezesi firm i niestraszne im wystąpienia przed setkami ludzi. Albo wiedzą jak kierować grupą, bo doświadczali tego na moich zajęciach. I to jest dla mnie najpiękniejszy prezent – wiedzieć, że to, co tworzę z innymi, przydaje się im w życiu.
Zajęcia dla elity?
Mówi się, że dzisiejsza młodzież jest zapatrzona w ekrany, mało twórcza. Pan jako dramaturg porusza ich wyobraźnię, tłumacząc im świat przedstawiony w dziele. Jako reżyser pracuje nad dykcją i pilnuje, by rola była wykuta na pamięć. Słucha ich interpretacji, lecz także wymaga. Nie buntują się?
Zapytajmy siebie szczerze: kto docenia sztukę? Do mnie przychodzi elita. To dzieci zadbane, w których rozwój rodzice inwestują swój czas, zainteresowanie i pieniądze. Przez 20 lat pracy nie zdarzyło mi się doświadczyć tzw. trudnej młodzieży, która stałaby w kontrze do tego, co robimy, buntowała innych czy przeszkadzała w prowadzeniu prób.
Ja lubię wyzwania i nie odkładam niczego na potem. Każda forma teatralna – czy to jest taniec, czy pisanie tekstu, nauka poprawnego języka, odpowiedniej wymowy i impostacji głosu – są to rzeczy podstawowe na scenie. Staram się zarażać młodych entuzjazmem do wszelkiego rodzaju pracy na deskach teatru. Staram się również wsłuchiwać w to, o czym mówią dzieci i wykorzystywać ich umiejętności w przedstawieniach: wokalne, muzyczne, akrobatyczne i wiele innych.
Prócz tego rozpoznaję z nimi emocje postaci, rozmawiamy o postawach bohaterów i ich wyborach.
Na zajęciach czują się jak w rodzinie
Jak smakują owoce pana pracy?
One przede wszystkim są z roku na rok coraz liczniejsze. Z tego powodu jest mi niezmiernie miło. Widocznie tzw. pocztą pantoflową rozchodzą się informacje o moich zajęciach. Wnioskuję z tego, że nasza sztuka podoba się odbiorcom do tego stopnia, że pragną być częścią zespołu. Ta wysoka frekwencja nobilituje mnie i mobilizuje do pracy.
Miałem możliwość spotkać się z moimi podopiecznymi jeszcze w czasie wakacji. Siedliśmy sobie razem i rozmawialiśmy. W pewnej chwili poczułem się, jak na spotkaniu wspólnoty chrześcijańskiej, bo dzieciaki zaczęły opowiadać, jak ważne są dla nich zajęcia teatralne. Mówiły, że czują się tu jak w rodzinie i że nie mogą się doczekać naszych regularnych spotkań. Zatkało mnie. Autentycznie się wzruszyłem. Zrozumiałem, że oni tu przychodzą również po przyjaźń i akceptację.
To piękne… A co z sukcesami sensu stricto?
Jeździmy na festiwale do dużych ośrodków – Krakowa, Warszawy, Poznania. Z grupą Decem Toys, z którą spotykam się już dziewiąty sezon, kilka razy z rzędu byliśmy docenieni na festiwalach. To nie skutkowało jednak dotychczas konkretnymi nagrodami czy wyróżnieniami, więc moi aktorzy bywają rozczarowani i pytają, dlaczego nie wygrywamy. A ja im na to odpowiadam: “kochani, po prostu ktoś był lepszy i bardziej spodobał się jury!”.
Roztkliwiam się jednak, bo widzę, że oni czują się silnym, dobrze prowadzonym zespołem. Czują, że stać ich na więcej. Doceniają też fakt, że mamy szansę grywać w profesjonalnych teatrach. To też owoce naszej wspólnej pracy.
Co do innych sukcesów, na pewno są nimi działania moich podopiecznych, którzy zaczynali u mnie przygodę z aktorstwem. Np. Ania jest wykładowczynią w szkole filmowo-teatralnej w Buffalo w USA, a Maciek, który ze strachu odmówił udziału w „Igraszkach z Diabłem” Jana Dyrdy, mówiąc, że to nie jego droga, jednak skończył studia w Szkole Filmowej w Łodzi. Dziś jest w stałym zespole aktorów jednego z największych wrocławskich teatrów.
Z miłości rodzą się dorodne owoce…
Najsłodsze!