Nasza czterolatka na kolejne zaczepki brata, zamiast oddać tym samym, mówi: „nie mów tak do mnie, to rani moje serce”. Potem słyszę, że w pokoju obok zaczyna się konflikt, ale nie dochodzi do rękoczynów, nikt nie rzuca inwektywami, zamiast tego słychać „może jakoś się dogadamy?”. I wiem, że coś dobrego wzrasta. W niełatwej codzienności, pełnej konfliktów między dziećmi, pojawiają się perełki, które skrupulatnie zbieram.
Uwaga slogan: słowa naprawdę mają moc!
Bardzo często w naszym domu używam komunikatu: „użyj innych słów”. Powtarzam już jak zdarta płyta, tłumaczę, podpowiadam zamienniki: „możesz powiedzieć, że siostra cię zdenerwowała”, „powiedz, że jest ci przykro, kiedy tak mówi” itd.
Często mam wrażenie, że to wszystko idzie w piach. Setki rozmów o ważności słów, o tym, że słowa mają moc – mogą dawać życie lub zadawać ból. Wiadomo, że szybciej, łatwiej jest odparować: „jesteś głupia”, niż opowiedzieć o swoich emocjach. Ale ja uparcie mówię, przypominam, zwracam uwagę na słowa.
Bardzo staram się pilnować, dawać dobry przykład, mówić, co mnie denerwuje, zamiast przyklejać „łatki”, które trudno potem odkleić. Jednak są takie momenty, kiedy słucham naszych dzieci i przybijam sobie mentalną „piątkę” za dobrze wykonaną robotę.
Nasza czterolatka na kolejne zaczepki brata, zamiast oddać tym samym, mówi: „nie mów tak do mnie, to rani moje serce”. Potem słyszę, że w pokoju obok zaczyna się konflikt, ale nie dochodzi do rękoczynów, nikt nie rzuca inwektywami, zamiast tego słychać „może jakoś się dogadamy?”. I wiem, że coś dobrego wzrasta. Oczywiście, że 99 razy będę musiała interweniować, bo dojdzie do niemiłej wymiany zdań, ale wszyscy się uczymy, a kiedy trzeba, potrafimy powiedzieć „przepraszam” – my, dorośli, także.
Wyłowiłam perłę!
Byłam ostatnio świadkiem wyjątkowej rozmowy między naszymi synami. Starszy, już nastolatek, rzucił młodszemu, który właśnie zaczął przygodę w zerówce, pytanie: „i jak było w szkole?”. „No… nie płakałem” – odpowiedział młodszy posępnie. „Eee, nie o to pytam, bo płakać może każdy, pytam czy było tak źle, jak myślałeś?”. „W sumie było fajnie, dzięki”. Słuchałam ich z niemałym wzruszeniem. Wiem, że to zdanie: „każdy może płakać” wypowiedziane przez męski autorytet starszego brata ma wielką moc.
Chwyciłam tę perełkę, którą wyłowiłam z mułu ich codziennych kłótni i trzymam jako skarb. Bo czasami wydaje mi się, że nasi synowie zgodnie to mogliby napisać jedynie poradnik pt. „1001 sposobów, jak perfidnie dokuczyć swojemu bratu”.
Wiem, że konflikty w rodzeństwie były, są i będą, ale jednak trudno to obserwować. Chciałoby się, żeby mieli dobre relacje, a tymczasem bracia (i siostry też) potrafią sobie dokuczyć każdym słowem, a nawet spojrzeniem. Dlatego sytuacje, kiedy widzę jak się wspierają, są dla mnie światełkiem w tunelu, że jednak nasz trud wychowawczy nie idzie całkowicie na marne.
„Mamo, oddychaj”
Emocje są jednym z moich priorytetów w wychowaniu. Bardo zależy mi, żeby nasze dzieci potrafiły się odnaleźć w tym, co czują, nazwać to i dobrze przeżyć. Na tym polu często widzę, jak nasze rozmowy przynoszą dobre owoce – choć czasami dla mnie zaskakujące.
Pewnego dnia, byłam sama z dziećmi cały dzień, moje zasoby były już na wyczerpaniu i odpowiedziałam któremuś dziecku w niezbyt miły sposób. Wtedy nasz sześcioletni syn podszedł do mnie, przytulił i powiedział: „mamo, oddychaj, spróbuj zapanować nad złością. A czy w ogóle jadłaś dzisiaj śniadanie?”. Te słowa od razu mnie ostudziły i dodatkowo zdałam sobie sprawę, że tego dnia rzeczywiście mało jadłam i piłam, co pewnie spotęgowało moje zdenerwowanie.
Patrzę na nasze dzieci i widzę coraz bardziej świadomych siebie ludzi, którzy wykonują konkretną pracę nad sobą i jestem z nich dumna.
„Dzieci są dobre i potrzebują to słyszeć„
Wszystkie te przytoczone dobre sytuacje próbuję wychwycić i podlewać. Takim wyjątkowym czasem jest wieczór. Staram się podejść jeszcze do każdego dziecka i zauważyć, docenić, zapytać, wysłuchać.
Jasne, że łatwiej jest „strzelić” kazanie na temat niewłaściwego zachowania. Większą sztuką jest zauważyć codziennie przynajmniej jeden dobry moment. Nawet jeżeli to był trudny dzień.
„Jestem z ciebie dumna”, „doceniam to, co zrobiłeś”, „widziałam, że było ci trudno nad sobą zapanować, ale się udało”. Podlewajmy dobro. Wzmacniajmy dobre momenty, budujmy na tych małych perełkach. Dzieci zachowują się najlepiej jak potrafią, są dobre i potrzebują to słyszeć.
Hojny Siewca
W ewangelicznej przypowieści Siewca nie sieje tylko na żyzną glebę. Sieje także tam, gdzie wie, że nic nie urośnie. Nie przekreśla, zasiewa z hojnością. Myślę, że tego chcę się uczyć. Hojności, zasiewania nawet tam, gdzie – jak mi się wydaje – nie ma perspektyw. Bo Bóg widzi inaczej. Ja mogę dawać tyle, ile mam, podlewać, dbać o rozwój. Ale Bóg zna czas i daje wzrost.
Dlatego, jak potrafię, uprawiam swoje małe poletko, ale z bojaźnią pamiętam, że „nic nie znaczy ten, który sieje, ani ten, który podlewa, tylko Ten, który daje wzrost – Bóg” (por. 1 Kor 3,7)