Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów
„Małe dzieci przychodzą do kościoła z całą swą dziecięcą emocjonalnością. I jest dla mnie coś zadziwiającego w tym, że w centrum sporu to one właśnie pojawiają się najczęściej.”
Dzieci a „słuchanie mszy świętej”
Wiele razy słyszałem te słowa, i zazwyczaj chodziło o drażliwą kwestię: dzieci przeszkadzają. Przeszkadzają „wysłuchać w skupieniu i ciszy”. Wiem, że temat już obgadany, może nawet przegadany, ale swoje dwa grosze dorzucę. Tym bardziej, że usłyszałem te magiczne słowa po raz któryś z rzędu, z tą drobną różnicą, że na procesji Bożego Ciała.
Malutka dziewczynka na rękach taty darła się faktycznie wniebogłosy, aż pewien starszy pan się odwrócił i zwrócił jej uwagę (a faktycznie samym rodzicom) tymi samymi słowami. Otóż tym razem nie przepuszczę i będę się czepiał, będę się czepiał tym bardziej, że w podobnej roli jako ojciec znalazłem się nie raz i nie dwa. I nie, nie jest tak, że dzieciom „wszystko wolno”. Wszystko nie, ale jednak dużo więcej, niż dorosłym.
„Po co my tu jesteśmy?”
W samym sformułowaniu „wysłuchać” jest już coś niepokojącego. Przychodzimy przecież, by uczestniczyć – całym sobą, i całą wspólnotą również. „W skupieniu” – ależ oczywiście, ale ze świadomością, że to jednak nie jest opera. Małe dzieci przychodzą do kościoła z całą swą dziecięcą emocjonalnością. I jest dla mnie coś zadziwiającego w tym, że w centrum sporu to one właśnie pojawiają się najczęściej, choć typowym zjawiskiem w naszych kościołach są również „żywo perorujące staruszki”, często jeszcze przed rozpoczęciem liturgii. Czy to właśnie ten czas nie jest najbardziej odpowiedni na wyciszenie i wyzbycie się rozproszeń?
Innym problemem, znakiem naszych czasów, są osoby bez żenady korzystające z telefonów komórkowych. I nie chodzi mi o odmawianie brewiarza… Procesja Bożego Ciała też dostarcza wielu fascynujących obserwacji. Ileż osób kroczy dziarsko w szeregu, bez skrępowania rozmawiając, śmiejąc się, komentując na bieżąco – rzekłbyś: zwykły spacer. Przyznam, że w tym momencie płaczące głośno dziecko potraktowałem jako akt łaski, bo może niektórych wybiło z apatii i kazało zadać sobie pytanie: PO CO MY TU JESTEŚMY?!
Czasami trzeba spasować
Ale jak napisałem na początku – oczywiście, uznaję granice, i są sytuacje, gdy po prostu lepiej z dzieckiem wyjść, opuścić święte zgromadzenie. W końcu z jakiegoś powodu i ono się męczy, a przecież nie w tym rzecz, by maleńkiego chrześcijanina siłą przymuszać do uczestnictwa. Ale też warto dostrzec, że w tym kościele, lub na tej procesji, jest ono z bardzo konkretnymi osobami, które w tym trudnym (pięknym, ale i trudnym) momencie życia przychodzą do Chrystusa, bo po prostu bardzo tego potrzebują. Przyznam, że nigdy nie odczułem tak bardzo mocy płynącej z Eucharystii, jak właśnie w tym czasie, gdy spało się po pięć, sześć godzin w nocy, i cały tydzień „podpierało rzęsami”.
Chodzi wreszcie o sposób, w jaki załatwiamy podobne sprawy. Można to zrobić z taktem i wyrozumiałością, a można klasycznie „strzelić focha” i pokazać komuś miejsce w szeregu, z poczuciem wyższości. Tylko wiecie, jak to jest u Pana Jezusa z tymi, co chcą zajmować pierwsze miejsca…