Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów
“Współczesny rodzic uwierzył w to, że musi dać swojemu dziecku bezpieczeństwo finansowe i komfort. Zapomina przy tym o uważności i odpowiedzialności za jego emocjonalny rozwój. A ono chce mieć jak najlepszy kontakt z rodzicami, ale na swoich zasadach, a nie naszych” – mówi w rozmowie z Siewcą Izabela Antosiewicz, edukatorka, mówczyni i propagatorka rodzicielstwa opartego na mocnych stronach, autorka książek „TalenTy. Odkryj, rozwiń, zbierz owoce” oraz „Nakarm, naucz i puść wolno”.
Czy jako rodzic zawsze wiesz lepiej?
Anna Gębalska-Berekets: Propaguje pani rodzicielstwo oparte na mocnych stronach. To pytanie wydaje się pozornie oczywiste, ale jak możemy szukać mocnych stron u dziecka?
Izabela Antosiewicz: W mowie potocznej często mocne strony mieszają się nam z talentami. Ponadto mówiąc o kimś, że ma talenty, uważamy go za geniusza i kogoś o ponadprzeciętnych umiejętnościach, odróżniających go od innych. A talent to wrodzony sposób działania, myślenia, reagowania, coś, co można praktycznie wykorzystać. Innymi słowy to cecha osobowości i pewien potencjał. Mocne strony to przejawy talentów w działaniu. W znalezieniu mocnych stron pomaga test Gallupa. Bada on natężenie 34 cech nazwanych przez autora talentami oraz określa 5 cech dominujących. Na ich podstawie możemy zbudować nieskończoną liczbę mocnych stron, które możemy dalej rozwijać.
A jak jest z poczuciem własnej wartości u dziecka? Kiedy jako dorośli przyczyniamy się do jego obniżania?
Rodzimy się z pewnym poziomem własnej wartości, który objawia się chociażby tym, że jako małe dzieci wiemy, czy jesteśmy głodni, czy też nie. Potrafimy zakomunikować swoje potrzeby. Wszystko zmienia się w czasie. Nagle widzimy jak 3-letnie dziecko ucieka przed babcią, która goni go po całym domu z łyżeczką. Okazuje się, że dorośli już wtedy lepiej wiedzą, czego maluch potrzebuje.
W wyniku takiego procesu wychowawczego pozbawia się dziecko łączności z jego wnętrzem i dostosowuje się go do zewnętrznych norm społecznych. To początek mechanizmu pozbawiania dziecka poczucia własnej wartości.
Sam proces dostosowywania się do norm społecznych sprawia, że w jakiś sposób nasz mózg przestaje wierzyć w naszą wartość, a poczucie własnej wartości to kontakt z duszą i tym, co wewnętrzne.
Zostałam uzdrowiona – duchowo i fizycznie!
Pani poczucie własnej wartości w pełni uzdrowił Bóg. Jak to się stało?
Przez wiele lat nie wiedziałam, że mam niskie poczucie własnej wartości. Sądziłam, że toksyczne myśli, kłębiące się w mojej głowie, to jest norma. Porównywana z kimś, czułam się gorzej. Zależało mi na tym, aby inni mnie lubili i spełniałam ich oczekiwania. W pewnym momencie życia zdałam sobie sprawę, że jestem cudem, połączeniem ciała, umysłu i ducha. Zaczęłam pracę nad sobą i dałam szansę Bogu, aby On pracował nad moim wnętrzem. Jeśli na poziomie wiary choć trochę uchylimy drzwi naszego serca Bogu, to On tam zrobi porządek. Dałam Jezusowi taką szansę. Pojechałam na rekolekcje ignacjańskie, podczas których budowałam relację z Bogiem. I wtedy On uzdrowił moje poczucie własnej wartości. Dotknął także moich oczu, dzięki czemu zaczęłam lepiej widzieć.
Czyli do uzdrowienia wewnętrznego doszło też to zewnętrzne?
Tak. Urodziłam się z wadą wzroku, nie miałam wykształconego widzenia przestrzennego. Kiedy optometrysta zapytał o moją historię, nie mógł uwierzyć, że pozytywnie przeszłam test widzenia stereoskopowego. Przekonałam się, że Bóg dotyka i uzdrawia to, co cielesne i duchowe. Jestem dowodem na to, że On istnieje i działa.
Być może naszą rozmowę będzie czytał ktoś, kto myśli, że jego prośby nie są wysłuchiwane. Prosi o cud przez kilka lat, a Bóg milczy. Moje doświadczenie mówi, że pierwszy krok to zawalczenie z całych sił o relację z Nim, bo cuda są „efektem ubocznym” tej relacji.
Bóg pokazuje, że On chce być obecny w prostych, codziennych czynnościach i dlatego tak dużo mówię o talentach. Wyjątkowość tkwi w prostocie, umiłowaniu tego, co mamy w nadmiarze i mówieniu oraz myśleniu o sobie dobrze.
Dziecko to osoba, a nie projekt!
Na drodze odkrywania talentów zdarzają się jednak trudności. Jak rozumiem, grunt to skupiać się na mocnych stronach dziecka.
Oczywiście. Jeśli będziemy ciągle studiowali porażki to poznamy mechanizmy naszych porażek, ale jeżeli będziemy zwracać uwagę na sukces, to będziemy znali mechanizm sukcesu. Wychowywani jesteśmy w środowiskach skupionych na porażkach. Jeszcze w przedszkolu panie mówią, w czym dziecko jest zdolne, ale już w szkole, na kolejnych wywiadówkach, słyszymy raczej, w których obszarach musimy nasze dziecko podciągnąć.
Skupiajmy się na tym, co nam wychodzi, zaangażujmy w konkretną przestrzeń nasz umysł i emocje. Warto zadać sobie kilka pytań dotyczących tego, jak odbieramy swój sukces, co jest w naszym życiu wartością, co zyskują ludzie, którzy nawiązują z tobą relację. Mocne strony są darem dla drugiego człowieka, dla którego jakaś przestrzeń jest słabością. Skupienie się na tym, co nam wychodzi służy wszystkim. Dla jednych może to być gotowanie, dla innych robienie na drutach. Dzielenie się tym, co dobre, buduje poczucie wspólnoty opartej na życzliwości. Talenty zaś pozwalają nazywać te rzeczy, aby łatwiej się było nimi dzielić.
Jak możemy motywować dziecko do odkrywania talentów i mądrze rozbudzać jego mocne strony?
Po pierwsze: obserwować dziecko. Niektóre dzieci szybciej zaczynają mówić, inne chodzić, jeszcze inne czytać. Często jest tak, że kiedy dziecko idzie do szkoły, jego rodzice chcą, aby uczyło się kwantowo i zdobywało coraz więcej wiedzy i umiejętności. Podchodzą do dziecka, jak do projektu, który trzeba zrealizować. Zapisują na kolejne zajęcia pozalekcyjne, które niekoniecznie mogą być w centrum zainteresowania córki lub syna.
Kiedy moja córka przychodziła do domu ze szkoły muzycznej i coraz częściej narzekała na te zajęcia, to wraz z mężem staraliśmy się po prostu rozwiązać sytuację, dopytać o emocje i uczucia, a nie trzymać się kurczowo konieczności jej rozwoju przez te zajęcia, bo tak to sobie wymyśliliśmy.
Współczesny rodzic uwierzył w to, że musi dać swojemu dziecku przede wszystkim bezpieczeństwo finansowe, zapisać na różnorodne zajęcia, kupić dobre buty, telefon komórkowy i zapewnić mu komfort. Nie lubi, kiedy jego dziecko się nudzi. Zapomina o uważności i odpowiedzialności za jego emocjonalny rozwój. A ono chce mieć jak najlepszy kontakt z rodzicami, ale na swoich zasadach, a nie naszych.
Dużo wymagasz? Dużo wspieraj!
Ale rozumiem, że rodzicielstwo oparte na mocnych stronach nie wyklucza bycia wymagającym.
Grunt to skupić się na sukcesach dziecka, rozmawiać o nich. Jeżeli dziecko przychodzi ze szkoły z oceną, to warto zapytać je, jak do tego doszło. Czasami potrzebna będzie dłuższa rozmowa. Rodzic skupiony na mocnych stronach będzie pokazywał pytaniami, że dziecko samo może znaleźć własny model sukcesu. Ono będzie nam sygnalizowało to, co dobre, bo potrzebuje aprobaty. A schemat działania jest często inny. Rozmawiając o porażkach, mamy świetnie zakodowany gotowy model działania. Dopytujemy o szczegóły, punktujemy to, co nie wyszło. Chcemy rozwiązać problemy za dziecko, wyręczamy je w codziennych obowiązkach, a potem narzekamy, że nie mamy w pełni rozwiniętego dziecka, że nasza pociecha we wszystkim potrzebuje pomocy. Jeśli więc jesteś rodzicem o dużych wymaganiach, to twoje dziecko potrzebuje dużego wsparcia, aby mogło nadążyć, czyli: “pokaż mi jak mam to zrobić”, a nie “zrób to za mnie”.