Przejdź do treści

„Nie wolno” – te słowa nic nie dają. Tak w rodzinie, jak w relacji z Bogiem

← Wróć do artykułów

Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów

Jak to jest, że jasno, wyraźnie, a nawet głośno mówimy do córki o tym, że czegoś nie wolno, a ona za jakiś czas znów robi to samo? Jak to jest, że w kolejny Wielki Post weszłam z przykrą myślą o wyrzeczeniu jako zakazie i finalnie męczę się z dotrzymaniem wyznaczonego postu?

NIE WOLNO!

Kończy się okres bożonarodzeniowy, wchodzimy w czas karnawału, zabawy. Wesołym spotkaniom nie ma końca – maski, szampan, świętowanie. Za chwilę samochodowe radio, telewizja, kalendarz przypominają nam o Tłustym Czwartku, a zatem o ostatkach i już widać cień Środy Popielcowej. Z tyłu głowy wiruje znana z dzieciństwa myśl: „Znów MUSZĘ coś wymyślić, znów muszę się powstrzymać, znowu te słodycze…”. Tak… dokładnie tak zapamiętaliśmy z mężem każdy okres Wielkiego Postu.

Czym skutkowało przeświadczenie, że mi NIE WOLNO? Tym, że nienawidziłam tego okresu liturgicznego, w dodatku zakończonego żmudnym, długim Triduum, gdzie zwykle nie było miejsca w ławce. Zabrakło Chrystusa, który stał się Człowiekiem i umarł za mnie na krzyżu. Ale się w końcu dopomniał.

Egoizm rodzicielski

Kiedy nasze dzieci coś nabroją, pierwszym, niepohamowanym słowem wykrzyczanym z ust jest „nie wolno!”. Zaraz po tym pada: „jak jeszcze raz to zrobisz…”, „jeśli nie przestaniesz, to…”, „znów to samo, ile razy mam ci mówić?”. A za moment przychodzi autorefleksja i złość na siebie, że znów tak postąpiłam, choć obiecałam sobie, że tego nie zrobię. Pomijając fakt, że używanie we wszelkich zakazach słowa „NIE”, potęguje u dziecka chęć ponownego wykonania danej czynności, zwykle w konsekwencji tych wyrzuconych przez nas na gorąco słów otrzymujemy od córek złość, spiętrzenie ich emocji i niezrozumienie sytuacji. Owszem, czasem zaprzestają jakiegoś działania na krótki czas, ale jest to wywołane tylko przez strach i obawę przed kolejnym wybuchem rodziców.

Widzimy to doskonale i niejednokrotnie na koniec dnia, przy wieczornej modlitwie, na chłodno podejmujemy dyskusję, że jest nam z tym źle, że nie powinniśmy oraz rozważamy, co w danej sytuacji przyczyniło się do takiego zachowania córki i co my mogliśmy zrobić lepiej. To łatwe rozwiązanie w tamtej gorącej chwili tak naprawdę będzie miało swoje niełatwe konsekwencje w dalszych latach w naszych relacjach.

Altruizm rodzicielski

Na szczęście jest jeszcze druga wersja – ta, którą wolimy zdecydowanie bardziej. Wersja, która wymaga wejścia pod górkę i to z przeszkodami, a nie łatwego zbiegnięcia z niej ze znanymi nam dobrze, przykrymi zwrotami. W tej wersji jestem czułą mamą, która myśli nad wypowiadanymi słowami, nie chce dziecku zamknąć buzi i wydać rozkazu, ale przyjść i powiedzieć „rozumiem, że bardzo chciałaś to wziąć”, „bałam się, że spadniesz”, „chciałaś tylko pogłaskać braciszka?”, „czy chcesz się przytulić?”. I wszystko pęka. Czasem córka ucieka i mówi „NIE”, ale zwykle chwilę później przychodzi i wtula się. Wtedy bez krzyków, bez zakazów, możemy porozmawiać i wyjaśnić to, co dla nas w danej chwili było nieakceptowalne, a co w swym zamiarze miało dziecko.

(To opanowanie i świadomość wypowiadanych słów to obszary kompetencji rodzicielskich, o których usłyszycie na naszym I Ogólnopolskim Kongresie „Wiara. Edukacja. Wychowanie”, który już 25 marca odbędzie się w naszej Szkole Siewcy w Luboniu. Temat to właśnie wzmocnienie kompetencji rodzicielskich.)

Drzwi otwarte

Jezus długo pukał do mojego serca w okresie uczęszczania na oazę parafialną, ale wpuściłam Go, gdy w końcu zrezygnowałam z niejedzenia przysłowiowych słodyczy, a w zamian sięgnęłam po książkę pt. „Pasja” wg mistyczki Anny Katarzyny Emmerich. Przez kilka kolejnych lat to ona stała się moim przewodnikiem. Całą sobą przeżywałam to dogłębnie opisane Misterium Męki Pańskiej, zaznaczając fragmenty, rozważając ból i rany, jakie Jezus za mnie poniósł.

Mocnym impulsem do przeżywania drogi na krzyż, jaką pokonał Chrystus, jest dla mnie do dziś – poza książką – pieśń „Rozmyślam nad Miłością”.

Od tamtego czasu nagle Triduum stało się znośne, nagle bez problemu przez kilka kolejnych lat, wraz z przyjaciółką, miałyśmy miejsce siedzące w drugiej ławce, nagle liturgia nie trwała w nieskończoność, a wręcz czas w ogóle przestawał istnieć.

Uczę się pojmować Miłość

Kiedy w czasie Wielkiego Postu uświadomię sobie, że Jezus nie wykrzykuje do mnie „nie wolno!” i nie grozi mi utratą nieba, ale przychodzi po cichu i chce pokazać mi prawdę o mnie, to moje świadome wyrzeczenie nie jest przykrym obowiązkiem, ale podjęciem oręża, by hartować ducha, uśmierzać wady, ale przede wszystkim, by lepiej pojmować Miłość Chrystusową.

Czy wiedziałeś, że…

Zobacz także