Przejdź do treści

Nasza modlitwa małżeńska jest prosta, ale regularna [ROZMOWA]

← Wróć do artykułów

Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów

Przepis na udaną modlitwę małżeńską… nie istnieje. Czy to zła wiadomość? Ani trochę! Skoro „modlitwa nie jest dziełem człowieka, które ma się udać” (o czym poniżej), to nie jest też dziełem małżonków, które ma im przynieść satysfakcję.

Połączyć dwie duchowości

Z Moniką i Tomaszem Franczykami, 16-letnim małżeństwem z czwórką dzieci praktykującym regularną modlitwę małżeńską, spróbujemy udowodnić, że modlitwy małżeńskiej nie trzeba się bać. Ale jej braku już tak. I że do połączenia dwóch duchowości w jedno przydadzą się jeszcze trzy składniki: prostota, pokora i wdzięczność.

Małgorzata Trawka: Na kursie przedmałżeńskim, na który uczęszczaliśmy z moim przyszłym mężem, mieliśmy zadanie: pomodlić się w parach przez około kwadrans. Po skończonej modlitwie Paweł mówi do mnie: „Czułaś to? Czułaś to? To było niesamowite! To był Duch Święty.” „Nic nie czułam. Wynudziłam się strasznie, bo gadałeś i gadałeś” – odpowiedziałam, choć może użyłam bardziej dyplomatycznego języka. Czy też mieliście problem z dostrojeniem swojej wspólnej modlitwy?

Monika i Tomasz Franczykowie: Sama modlitwa nie była dla nas trudnością, raczej znalezienie czasu na nią. Jak już się spotkaliśmy na modlitwie, to zawsze czuliśmy pokój wewnętrzny, że to jest właściwy czas, że to jest dla nas dobre. Każde z nas modli się inaczej, gdy jest samo. Ale to właśnie wspólna modlitwa nas jednoczy.

Monika: Zawsze zaczynamy od Magnificat, a potem na przykład Pod Twoją obronę, Zdrowaś Mario. To są proste modlitwy, niewyszukane. Jak się modlimy własnymi słowami, to chyba działa Duch Święty, bo jest to dla nas naturalne. Ale nie zawsze modlimy się spontanicznie, to wypływa z potrzeby.

Dlaczego modlitwa małżeńska nie wychodzi?

Rozmawiając z innymi małżeństwami, formującymi się we wspólnotach i ruchach, słyszałam: Modlitwa małżeńska to akurat nasz słaby punkt. Jak myślicie, co jest tego przyczyną?

Tomasz: Możemy mówić o sobie. Inaczej wygląda rytm dnia u mnie, a inaczej u Moniki. Opieka nad dziećmi zajmuje wiele czasu i tak naprawdę trzeba go szukać wieczorem. Spotykamy się po 22.00, kiedy dzieci już śpią, więc często modlimy się na wyczerpaniu sił, na oparach. Wierzę też w to i mogę to zrozumieć, że małżonkowie miewają tak różną osobistą duchowość, że będą mieli problem w znalezieniu wspólnego języka modlitwy. U nas zawsze chodziło o brak czasu. Jak już się spotykamy, to modlitwa jest czasem przyjemnym, błogim, oddanym Panu Bogu.

Jesteś więc wolny od pokusy: Po co mam ją budzić, lepiej mi się modli samemu?

Tomasz: Jak Monika śpi, to już jej nie budzę.

No to taki obrazek: Rodzice dwójki małych dzieci, nie licząc starszych. Przez cały dzień życie kręci się jak w kołowrotku. Wieczorem ona zasypia, karmiąc malucha, a on, czytając bajkę na dobranoc. Kiedy mają się modlić?

Monika: Podałaś najtrudniejszy przykład. Każde z osobna musi podjąć wysiłek i szukać odpowiedniej chwili. Można umawiać się na konkretną godzinę, nastawiając sobie budziki. Albo ten małżonek, który opiekuje się bardziej wymagającym dzieckiem, może dawać sygnał, kiedy jest dobry czas. Może są małżeństwa, którym będzie odpowiadać poranna modlitwa, chwilę przed obudzeniem się dzieci. U nas jest tak, że za modlitwę małżeńską odpowiedzialny jest Tomek, ponieważ dużo później chodzi spać. On pilnuje, żebym nie zasnęła i – zanim się położę – woła: Monika, jeszcze modlimy się.

Czy pamiętacie wydarzenia, w których wspólna modlitwa wam pomogła?

Monika i Tomasz: Nasza modlitwa dotyczy bieżących spraw. Z ważniejszych intencji, to na przykład wtedy, kiedy nasza córka Ola miała operację. Mimo pewnych komplikacji, wszystko dobrze się skończyło. Takie małe cuda się zdarzały. Modlimy się też przed podjęciem ważnych decyzji i czasem przesuwamy je w czasie, póki nie mamy pokoju w sercu i na modlitwie nie dojdziemy do wspólnych ustaleń.

Tomasz: Często prosimy siebie nawzajem o modlitwę w jakiejś intencji, na przykład gdy jest ciężej w pracy. Dzięki modlitwie Moniki czuję bliską obecność Pana Boga. Bardzo nam to pomaga.

Nasi mistrzowie modlitwy

A czy macie swojego nauczyciela modlitwy?

Tomasz: Nigdy nie zapomnę taty klęczącego przed wyjściem do pracy, kiedy pozostali członkowie rodziny jeszcze spali. Dla mnie jest on wzorem mądrości życiowej. Wiem, że skoro on się modlił do Pana Boga, to jest to tak naturalna i podstawowa rzecz, że ja też powinienem tak czynić. Jeżeli on to robi ­– mój ojciec, mój wzór – to znaczy, że to jest potrzebne do życia. I do końca życia z tym obrazem pozostanę.

Z drugiej strony mama, która wytrwale, codziennie zachęcała i gromadziła nas do porannej i wieczornej modlitwy (a była nas szóstka dzieci, więc wymagało to dużego zaangażowania z jej strony). Zatem przykład rodziców miał dla mnie podstawowe znaczenie. Mam nadzieję, że kiedy dzieci zobaczą nas trwających na modlitwie, to pójdą w tę samą stronę.

Monika: Dla mnie nauczycielem modlitwy jest ks. Henri Caffarel. To francuski kapłan, założyciel ruchu Equipes Notre-Dame, do którego należymy z Tomkiem. Ks. Caffarel kładł nacisk na duchowość małżeńską i wspólne dążenie do świętości. Jeśli chodzi o naukę modlitwy małżeńskiej, to jest mistrz.  

To właśnie ks. Henri Caffarel stwierdził: „Podczas modlitwy pragnienie powodzenia jest największą przeszkodą. Modlitwa nie jest dziełem człowieka, które ma się udać, lecz zgodą na wyrzeczenie”. Może małżonkowie, którym ciężko jest się razem modlić, popełniają błąd oceniania swojej modlitwy? Może im trudniej, tym lepiej?

Monika i Tomasz: My staramy się nie oceniać. Jaka nasza modlitwa była, taką oddajemy Bogu. Źle jest wtedy, gdy nie ma jej wcale. Dajemy Panu Bogu to, na co nas stać. Czasami to tylko wspólny Magnificat, czasami dziesiątka różańca albo dwie. Nie stawiamy wysoko poprzeczki. Cieszymy się, że w ogóle udało nam się spotkać. Więcej czasu na modlitwę mamy, gdy jedziemy samochodem i z takich okazji chętnie korzystamy.

Modlitewna profilaktyka

Czy to, że jesteście w ruchu duchowości małżeńskiej, pomaga wam w codziennej wspólnej modlitwie?

Monika i Tomasz: Modliliśmy się wspólnie jeszcze przed wstąpieniem do ekip, ale na pewno było to rzadsze. Reguła naszego ruchu nas motywuje, jak również to, że co miesiąc dzielimy się z innymi małżeństwami tym, jak walczyliśmy o naszą modlitwę. Buduje nas również świadectwo innych par, które podejmują bardzo konkretną i regularną modlitwę.

Jak podają rozpowszechniane ostatnio statystyki, tylko jedno na tysiąc małżeństw kościelnych, które chodzą do kościoła i razem się modlą, rozpada się. Czy można traktować modlitwę małżeńską jako profilaktykę rozwodu?

Monika: Warto zwrócić uwagę na jeden z aspektów wspólnej modlitwy. Zanim się pomodlimy, staramy się pogodzić. To słabe klękać do modlitwy pokłóconymi. Modlitwa w prawdzie i otwartości na siebie na pewno wpływa na trwałość związku.

Tomasz: Jeżeli zginamy razem kolana, musi być już między nami dobrze, bez nieporozumień. To naturalna metoda zażegnywania konfliktów.

I zawsze udaje się wam pogodzić na czas? Nawet jak emocje burzą krew?

Tomasz: Wtedy są dni, że się nie pomodlimy, choć staramy się nie zasypiać pokłóconymi. Faktycznie jednak były sytuacje, w których się nie udało i wtedy przekładaliśmy modlitwę. Nie ma opcji, by uklęknąć przed Bogiem, jak jest się pogniewanym na drugą osobę.

Monika: Pan Bóg błogosławi modlącemu się małżeństwu i daje łaski, by pokonywać kryzysy. Bo to Bóg w czasie wspólnej modlitwy działa w małżonkach, stąd tak wielka jej siła.

Czy wiedziałeś, że…

Zobacz także