Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów
Ta historia poraża siłą charakteru i niezachwianym duchem młodego Meksykanina oraz okrucieństwem jego oprawców. Kanonizowany w 2016 r. 15-latek José Sánchez del Río jest dziś patronem dzieci – zwłaszcza tych, które doświadczają przemocy.
Sánchez – nastolatek, który umarł za wiarę
Śmierć skatowanego przez ojczyma Kamilka, brutalne pobicie 16-latka w Pruszkowie i Zamościu, przemoc rodziców wobec 1,5-rocznego chłopczyka w Szczecinie. O toczącej się w Ukrainie wojnie, której licznymi ofiarami są również dzieci, nie wspominając. Przypadki niezawinionego cierpienia najmłodszych – te sprzed lat i te z ostatniego czasu – można by mnożyć w nieskończoność. A do tego dochodzi przecież jeszcze przemoc słowna. Krzyki i raniące słowa, których często nie widać, bo rozgrywają się w zaciszu czterech ścian naszych domów.
Między innymi dlatego niektórzy uważają, że św. José Sánchez del Río to idealny święty na nasze czasy. Patron prześladowanych, a w szczególności dzieci. W cierpieniu, jakiego doświadczył, nie sposób nie dostrzec analogii do drogi krzyżowej samego Jezusa. „Mając niespełna 15 lat, dał się poprowadzić na rzeź. Niczym Baranek Paschalny” – mówi o. Marcin Sylwan Wirkowski OSPEE.
Wrocławski paulin odbył pielgrzymkę zawierzenia do Meksyku i tak bardzo zachwycił się postacią młodego świętego, że postanowił sprowadzić jego relikwie do stolicy Dolnego Śląska. Mimo, że szansa na powodzenie tego przedsięwzięcia wydawała się znikoma, koniec końców dopiął swego. Twierdzi zresztą, że we współpracy z samym José. „Jeśli Ty chcesz, to sam przyjdź do Wrocławia” – powiedział w modlitwie do Sáncheza. „No i przyszedł” – uśmiecha się o. Marcin.
Tak oto w lutym tego roku do Sanktuarium Jasnogórskiej Matki Kościoła we Wrocławiu trafił fragment kości Joselito. Czym ten zwyczajny, a jednocześnie tak wyjątkowy 15-latek ujął o. Marcina (i rzesze swoich czcicieli), że z tak wielkim zapałem zakonnik zapragnął krzewić jego kult również w Polsce?
Cristiada
W 1926 r. prezydent Plutarco Elías Calles wprowadził skrajnie antyklerykalne ustawy, które uzależniły Kościół od rządu. Meksykański Episkopat zaprotestował, ogłaszając zawieszenie sprawowania obrzędów religijnych. W odpowiedzi władze zakazały sprawowania Mszy – zarówno w kościołach, jak i domach prywatnych.
Na nowe prawo nie zamierzali zgodzić się wierni, dla których Eucharystia miała szczególne znaczenie. Powstańcy z kilku stanów, z okrzykiem „Viva Cristo Rey” („Niech żyje Chrystus Król”) na ustach podjęli walkę zbrojną przeciw rządowi. Prześladowania wobec chrześcijan bardzo się nasiliły. Podczas Cristiady zamordowano łącznie ok. 80 księży. Wielu z tych kapłanów beatyfikowali lub kanonizowali potem Jan Paweł II, Benedykt XVI i Franciszek.
Dramatyczne wydarzenia nie ominęły też niewielkiego meksykańskiego miasteczka Sahuayo. To właśnie tam 28 marca 1913 r. przyszedł na świat José Sánchez del Río. Był jednym z siedmiorga dzieci Macario Sáncheza i Marii del Río. Wychował się w dobrej, kochającej i zamożnej rodzinie – miał więc szczęśliwe dzieciństwo. Do czasu, gdy tej beztroski brutalnie nie przerwano.
„Nigdy nie było tak łatwo zdobyć niebo jak dzisiaj”
Prześladowanie Kościoła stawało się coraz dotkliwsze w skutkach. I wtedy ten zupełnie normalny i – co ciekawe – niespecjalnie pobożny, a czasami wręcz nieco urwisowaty, nastoletni chłopak, zapragnął wstąpić w szeregi armii walczącej o wolność religijną. Nie zgodziła się na to jego matka.
Mamo, nigdy nie było tak łatwo zdobyć niebo jak dzisiaj
– miał jej wtedy odpowiedzieć.
Już w szeregach “Cristeros” nazwano go Tarscycjuszem – na cześć młodego męczennika z pierwszych wieków chrześcijaństwa, który bronił świętości Eucharystii. Jak się miało niebawem okazać, podobnie jak on, poniósł męczeńską śmierć. Z racji swojego wieku nie mógł podjąć walki zbrojnej. Wykonywał więc szereg innych czynności: sprzątał, czyścił i poił konie. Poza tym był trębaczem oraz nosił chorągiew z Matką Bożą z Guadalupe, którą bardzo kochał. Nosił też amunicję, a potem pozwalano mu nawet nieść chorągiew oddziału. Gdy podczas jednej z walk padł koń dowódcy oddziału gen. Luísa Guizara Morfína, José podarował mu swojego. Uratował generałowi życie, a sam trafił do niewoli.
Osadzono go w rodzinnym mieście, w kaplicy chrztu w kościele św. Jakuba Apostoła. Chłopiec nie mógł spokojnie patrzeć jak świątynia, w której przebywa, jest bezczeszczona przez żołnierzy i przechadzające się po niej zwierzęta. „Dom Boży to nie kurnik!” – irytował się. Brak szacunku do świętego miejsca wzniecił w nim taką złość, że w emocjach skręcił kark trzem kogutom. W ten oto sposób te ptaki stały się potem jednym z jego symboli.
Ostatnie życzenie? Przyjęcie Ciała Chrystusa
Żołnierze wielokrotnie naciskali, by Sánchez wyrzekł się wiary. Ten jednak uparcie twierdził, że tego nie zrobi. Nie zmienił zdania – ani w obliczu okrutnych tortur, ani nawet w perspektywie grożącej mu śmierci.
10 lutego 1928 r., już po wydaniu wyroku – zgodnie z ostatnim życzeniem – miał napisać list pożegnalny do swojej ciotki:
„Kochana Ciociu. Jestem skazany na śmierć. O 8.30 nadejdzie chwila, której tak bardzo pragnąłem. Dziękuję ci za wszystkie przysługi, jakie mi wyświadczyłaś ty i Magdalena. Nie jestem w stanie napisać do Mateńki, czy mogłabyś napisać do niej i do Marii? Powiedz Magdalenie, że porucznik pozwolił mi zobaczyć się z nią po raz ostatni. Myślę, że mi nie odmówi. Pozdrów ode mnie wszystkich i ty też przyjmij serce twojego siostrzeńca, który bardzo cię kocha i pragnie cię zobaczyć. Chrystus wodzem, Chrystus królem, Chrystus władcą. Niech żyje Chrystus Król i Św. Maryja z Guadalupe.”
W rzeczywistości chodziło jednak nie tyle o spotkanie, co o możliwość przyjęcia przed śmiercią Chrystusa Eucharystycznego. Magdalena o tym wiedziała, dlatego wieczorem, przez więzienne okno, podała chłopcu Komunię Świętą. Sánchez pragnął przyjąć Jezusa, bo doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co go za chwilę czeka. Wiedział też, że w najcięższych chwilach męki potrzebował będzie wiary i siły.
Bardzo dziękuję, ciociu. Pamiętaj o Mamie; powiedz jej, żeby się nie martwiła, że już zdobyłem niebo
– miał powiedzieć jej na pożegnanie.
Droga krzyżowa św. José Sáncheza del Río
Niedługo po tym wyciągnięto Joselito z celi i zawleczono do pobliskiej karczmy. Tam pocięto mu podeszwy stóp i zdarto z nich skórę. Doświadczył też dotkliwego bicia i poniewierania. Ponieważ w dalszym ciągu nie zamierzał wyrzec się wiary, kazano mu iść w tym stanie boso półtora kilometra na miejscowy cmentarz. Na skierowane w jego stronę wyzwiska, popychanie i uderzanie karabinem, odpowiadał zawsze: „Viva Cristo Rey!”.
Po raz ostatni okrzyk ten wybrzmiał z jego ust na kilka sekund przed śmiercią, gdy stał nad wykopanym dla niego grobem. Jego odwaga i niezłomność tak rozsierdziły pastwiących się nad nim oprawców, że jeden ranił go nożem, a drugi oddał strzał w jego głowę. Możliwe, że zbrodnia nigdy nie wyszłaby na jaw, gdyby nie to, że wszystko obserwował zza drzewa miejscowy grabarz i jedyny świadek wydarzenia – Luis Gómez. Człowiek ten, ryzykując własnym życiem, miał potem odprawić chłopcu chrześcijański pogrzeb.
Kto oddaje swe życie za miłość, zyskuje je na zawsze – mówi Pan.
Podczas chrztu zostanie ogłoszony głos śmierci i zmartwychwstania.
Przez święte namaszczenie staje się silny między ostrzem, a płomieniem.
Zobaczcie jak wylewa się krew moja na każdą ranę.
Tak jak Chrystus był moim pokarmem, pozwólcie mi być chlebem i winem w tłoczni, gdzie odbiorą mi życie.
Amen.
Cudowne ocalenie i niezwykła pielgrzymka
Gdy o. Marcin czyta powyższy fragment litanii do św. José Sáncheza, nie kryje wzruszenia. Dwa lata temu pękł mu w głowie tętniak – dostał zakrzepicy i rozległego paraliżu ciała. „Mój stan był tak ciężki, że przełożony szukał mi już miejsca na cmentarzu” – opowiada zakonnik. „Nie chcę śmierci grzesznika, tylko aby się nawrócił i żył. Jeszcze wiele się dla Mnie potrudzisz, głoś kerygmat, to się zabawisz” – zwrócił się do niego Jezus, gdy wybudził się ze śpiączki. „I faktycznie: już po 40 dniach wyszedłem ze szpitala i to na własnych nogach” – relacjonuje paulin. To właśnie niedługo po tym wydarzeniu o. Marcin wyruszył na pielgrzymkę śladami męczenników Cristiady.
Co do świętości Joselito mieszkańcy Sahuayo nie mieli żadnych wątpliwości. Już następnego dnia po dramatycznej drodze krzyżowej przychodzili na cmentarz, próbując zbierać na szmatkę ślady krwi po młodym męczenniku. Potem zaczęły pojawiać się cuda, które przypisywano jego wstawiennictwu. Jak chociażby nawrócenie oprawców Sáncheza, których na starość widywano każdego dnia w kościele św. Jakuba, gdzie młody Meksykanin przyjął niegdyś sakrament chrztu.
Superbohater na nasze czasy?
„Świat szuka dzisiaj superbohaterów, a my mamy przed sobą niewinnego małego baranka z przelaną krwią, kroczącego mężnie po drodze wiary. Mamy dziś przed sobą José Sáncheza del Río pozostawiającego ślad miłości silniejszy od grzechu i śmierci” – mówił w jednej z homilii o. Wirkowski. „Viva Cristo Rey – krzyczałeś wyczerpany i torturowany, nie zapierając się Go. To był twój okrzyk wojenny, kiedy oddawałeś życie, umierając za wiarę. Mógłbyś ocalić życie, gdybyś krzyknął: Śmierć Chrystusowi, ale tego nie zrobiłeś. A my dzisiaj widzimy, jak łatwo jest porzucić Chrystusa dla kariery, dla pieniędzy, dla wygody. Porzucić wszystko, co prowadzi do Chrystusa” – podkreślał o. Marcin.
W 2005 r. Benedykt XVI beatyfikował José Sáncheza del Río. 11 lat później chłopak został kanonizowany przez Franciszka. Bardzo duży wpływ na szerzenie kultu młodego Meksykanina miał nakręcony w 2012 r. film “Cristiada”.
Obecnie, między innymi dzięki Stowarzyszeniu „Dwa Promienie” trwają prace nad kolejnym filmem – tym razem dokumentem fabularyzowanym przedstawiającym życie św. José Sáncheza del Río, nastoletniego męczennika meksykańskiej Cristiady. „Joselito. Zostawić ślad” jest realizowany przez Wolontariat Dwa Promienie we współpracy polsko-meksykańskiej, a głównym miejscem nagrań jest Sahuayo – rodzinne miasteczko świętego.
Reżyserem produkcji jest Paweł Janik, autorem scenariusza Bartosz Kaczorowski, a wszyscy eksperci i aktorzy są Meksykanami. Film nakręcono bez żadnego nakładu finansowego, a wszystkie osoby zaangażowane w jego powstanie działały w formie pro bono, nie pobierając za pracę na planie filmowym żadnego wynagrodzenia. Premiera będzie miała miejsce w 2024 r.
Modlitwa za wstawiennictwem św. José Sáncheza del Río:
Kochany święty José. Przychodzimy do Ciebie, by oddać Ci pod opiekę dzieci i młodzież. Prosimy Cię, przeprowadź je bezpiecznie przez życie, nie pozwól, by ktokolwiek je skrzywdził i chroń je od wszelkiego zła. Święty męczenniku – który oddałeś swoje życie za ideały – prosimy Cię, by nasze dzieci i nasza młodzież kierowała się w życiu ewangelicznymi ideałami, jak Ty.