Przejdź do treści

Sport z dziećmi to mój poligon wychowawczy

← Wróć do artykułów

Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów

Wśród rzeczy ważnych i nieważnych, które robimy razem z dziećmi, „haratanie w gałę” zajmuje sporo czasu. Hierarchie ważności i nieważności układają się nam różnie, czasem diametralnie inaczej. Myślę, że nikt nie miałby problemów z wytypowaniem kolejności z perspektywy dziecka, gdyby chodziło o wyjście na lody, sprzątanie pokoju i niedzielną mszę… Otóż, w wypadku grania w piłkę, nawet jeśli jest to mój obowiązek, to przecież bardzo przyjemny i raczej unikam narzekania. Wspólne rozgrywki to także wspólne emocje, wspólne dyskusje, wspólne wspomnienia.

Wychowanie przez sport – wersja praktyczna

Nawet jeśli wspólna piłka jest zwykłym spędzaniem czasu razem, to staram się pamiętać, że jednak tworzy ona niezwykle cenną „przestrzeń dydaktyczną”. Każda rywalizacja wystawia na szwank nasze emocje. Czasem złe licho podpowiada, by dobry wynik osiągnąć niekoniecznie uczciwymi sposobami. Powodzenia i niepowodzenia obnażają charaktery dzieci: kto się zniechęca, kto zacietrzewia, a kto obraża… Staram się zaszczepić dzieciom, że osiągamy sukces, działając wspólnotowo. „Gramy do jednej bramki”, jak zwykło się mówić. Kto chce błysnąć indywidualnie – osłabia drużynę.

Najważniejsza jest jednak lekcja zaangażowania. Akurat naszego najmłodszego nie trzeba przekonywać – gdybyż Państwo widzieli, jak mija nas z piłką przy nodze – jak tyczki!

Lekcje z boiska

Swoją drogą, sam pamiętam, jak rodzice bardzo podobnie zaszczepiali mi pewien etos uprawiania sportu; walczymy do końca o każdą piłkę, lotkę, piłeczkę tenisową, nawet pozornie straconą. Teraz procentuje to w dorosłym życiu, w sytuacjach pozasportowych. Ale cieszę się, gdy widzę, że moje dzieci dostrzegają w przeciwniku nie tylko rywala, którego trzeba za wszelką cenę ograć. Potrafią „odstawić nogę”, by komuś nie stała się krzywda. Szacunek, empatia, swego rodzaju „wyobraźnia miłosierdzia” – to też lekcja wynoszona z boiska. Bo są rzeczy ważne i ważniejsze.

Sport i wiara – zdecydowanie łączymy

Tak zresztą się składa, że najczęściej gramy na boisku przy naszej salezjańskiej parafii – tu akurat jest najbliżej. Jedyne boisko osiedlowe zostało zlikwidowane kosztem kolejnego parkingu. Mijając otwarte drzwi kościoła, zwykle zaglądamy na chwilę modlitwy, choć niektórych musi dziwić widok szpakowatego pana w krótkich spodenkach z dziećmi i piłką. Ale to dla mnie szczególnie ważny moment, bo chcę, by dzieci wiedziały, że także w trakcie zabawy Chrystus jest z nami, że nie da się podzielić życia na aktywności „pobożne” i „niepobożne”. Ostatecznie wszystko, co robimy, może i powinno być modlitwą. Choć z jakiegoś powodu godzina grania z tatą mija dzieciom zdecydowanie szybciej, niż godzina na mszy.

Czy wiedziałeś, że…

Zobacz także