Jeśli nasze dzieci chcą sobie kupić drogi sprzęt, ubranie czy wyjazd, same mogą na to zarobić. A że potrafią, udowodniły nam nie raz. Oto konkretne przykłady, które pokazały mi, że pieniądze mogą być świetnym narzędziem wychowawczym.
Otwarcie mówimy, że szkoda nam na coś pieniędzy
Jesteśmy rodziną wielodzietną, a jak wiadomo, w takich rodzinach (mam wrażenie, że w poznańskich jeszcze bardziej niż gdzie indziej) temat pracy, zarobków, wydatków pojawia się w naszych rozmowach od czasu do czasu. Weźmy choćby na tapet wyprawki szkolne. Zamiast „super ekstra drogich” zeszytów, kupujemy ładne, kolorowe, ale bez “bajerów”. Otwarcie mówimy dzieciom, że szkoda nam wydać tyle pieniędzy na zeszyt z “bajerami”. Zamiast tego różnicę w cenie możemy przeznaczyć na coś innego. Generalnie – to działa.
Wyjazd na ŚDM? Zaróbcie!
W zeszłoroczne wakacje letnie troje naszych najstarszych dzieci pojechało na Światowe Dni Młodzieży do Lizbony. Wyjazd był dwutygodniowy. Po drodze zwiedzili kilka europejskich miast i sanktuariów. Koszt zapowiadany przez organizatorów był dość wysoki. Razy trzy – zrobiła się z tego spora suma. Powiedzieliśmy dzieciom, że dobrze by było, gdyby jedną trzecią kwoty zarobili albo odłożyli z tych pieniędzy, które z jakichś okazji otrzymują od rodziny. Mieli na to rok.
Dziewczyny miały więcej możliwości – opiekowały się dziećmi znajomych. Ciężka praca, odpowiedzialna, ale też zarobek uczciwy i nie taki znowu mały. Z synem było trochę trudniej, więc znaleźliśmy dla niego pracę wokół domu. W końcu prace ogrodowe, które spychamy trochę na dalszy plan, bo mamy dużo innych obowiązków, musiały być zrobione. Postanowiliśmy więc zapłacić synowi.
Nie płacimy za zwykłe obowiązki
Nie płacimy dzieciom za wykonywanie obowiązków domowych, takich jak zmywanie, odkurzanie, pranie, ładowanie zmywarki. Nie zbierają też żadnych punktów i nagród. To są obowiązki, które muszą być zrobione codziennie, a ich wykonanie jest wkładem dzieci w troskę o dom. Jednak prace “ekstra”, bez których nasze życie rodzinne może się toczyć bez zakłóceń, czasem wiążą się z zapłatą.
9-latek i zarabianie pieniędzy – “wszystko miał przemyślane”
Najmłodsze dzieci, nie mogąc podejmować takich prac jak nastolatkowie, wymyśliły swój sposób na zarabianie pieniędzy. Dziewięcioletni syn zapytał mnie, czy mógłby sprzedawać suszoną lawendę z naszego ogrodu. Mamy jej sporo i nie jesteśmy w stanie wykorzystać jej w całości. Wystarczyło pół godziny, bym wytłumaczyła mu, jak działa maszyna do szycia. Uszył sam woreczki, napełnił je suszoną lawendą, zawiązał wstążeczką i przygotował kampanię sprzedażową. Zrobił moim telefonem zdjęcia gotowych produktów, napisał wiadomość o cenie i wysłał tę informację do członków rodziny, rodziców chrzestnych i dodatkowo poprosił, bym umieściła jego ogłoszenie na tzw. grupie bazarkowej w naszej szkole. Wpadł również na pomysł, by wystawić stolik przed kościołem i sprzedawać woreczki po mszy św. Zrobił plakat, wziął obrus do nakrycia stolika, drobne, by móc wydawać resztę. Wszystko przemyślał. Młodsza córeczka upiekła babeczki, udekorowała je (przy niewielkiej pomocy starszej siostry) i również wystawiła swój kramik.
Ludzie byli bardzo hojni. Często pytali, czy ktoś im w tym pomógł i na co wydadzą zarobione pieniądze. Było naprawdę miło. Jednak najważniejsze było to, że wszystko wykonali sami, włożyli w to bardzo dużo pracy i kupujący szczerze im gratulowali i chwalili ich. Pieniędzy nie wydali od razu, postanowili zbierać na coś większego. Jeszcze nie zdecydowali na co. Może na nowy rower?
Czytaj także: Praca i czas dla dzieci – moje sposoby, by to ułożyć
Pieniądze jako środek wychowawczy
Taki rower, rolki, czy cokolwiek innego, co dziecko kupi sobie później za te zarobione pieniądze, „smakuje” jakoś inaczej. Ma do tego większy szacunek i bardziej dba, niż gdyby zakupu dokonali rodzice. Takie mam spostrzeżenia.
Chcemy pokazać naszym dzieciom, że pieniądze są potrzebne do życia i zarobienie ich wymaga od nas wysiłku. Chcemy im pokazać ich wartość, ale nie chcemy, by żyli tylko tym, ile kto zarobił i ile co kosztowało. Nie chcemy też „podawać im wszystkiego na tacy”. Mogą chodzić w niemarkowych butach i przeżyją, a jeśli chcą jakieś fantastyczne, drogie ciuchy lub buty – niech na nie zarobią swoją pracą.
Jest tyle możliwości, by dzieci mogły zarobić na swoje „ekstra potrzeby”, że nie mamy wyrzutów sumienia. To, czego potrzebują do życia, otrzymują od nas. To nasz obowiązek, by ich nakarmić, zapewnić im bezpieczny dach nad głową, ubrać i obuć. Nie jest naszym obowiązkiem kupowanie im drogich markowych rzeczy za kilkaset złotych. Jeśli mają taką potrzebę, szczególnie nastolatki, to zachęcamy ich, by zarobili na to sami. I wiecie co? Często gdy zarobią już tę kwotę, która była im potrzebna, spojrzą wstecz na to, ile wysiłku ich kosztowało, by tę kwotę zarobić, to często dochodzą do wniosku, że żal im wydawać tyle pieniędzy na coś, z czego wyrosną i co może nie będzie już takie modne w następnym sezonie.
Pieniądze mogą być środkiem wychowawczym – sprawdzone w praktyce.