Playlista z wszystkimi wersjami audio artykułów
Dzieci od razu zauważą, jeśli coś zastąpi ich miejsce w naszym życiu, a często zdarza się, że jest to praca. Miewasz w tej materii wyrzuty sumienia? Witaj w klubie! Spędza mi to sen z powiek tym bardziej, że konsekwencje mogą być nieodwracalne. Ale, co ważne, zmieniam tę rzeczywistość. Opowiem ci, co mi pomogło.
Sakramentalne „po prostu być”
Mamy takiego znajomego księdza proboszcza, który – mówiąc kazanie do rodziców – zawsze kończył słowami: „po prostu być”. Trochę się już nawet z niego śmialiśmy, że nawet, gdyby mówił o pogodzie albo jakichś wątkach historycznych, to też kończyłby tym zdaniem.
Lata mijają, my dorastamy w naszym rodzicielstwie i widzimy, że to zdanie już nas tak nie śmieszy, a wręcz nabiera głębi. Nabraliśmy doświadczenia i sami teraz moglibyśmy ze spokojem dawać rady zrozpaczonym rodzicom, że żeby wychować dobrego człowieka wystarczy po prostu z nim być.
Dziecko prawdę ci powie
Wiem. Trudno jest czasem rzucić wszystko i „po prostu być” dla dziecka – nie tylko ciałem, ale przede wszystkim duchem.
W naszej rodzinie mamy teraz dość intensywny czas. Właściwie to my – rodzice – mamy intensywny czas. Mnóstwo pracy, zajęć poza domem, wyjazdów, konferencji. Jak to mówi młodzież, „kocioł” (chyba, że to słowo już się zdezaktualizowało). Widzę, że co odważniejsi zwracają nam uwagę wprost: Kiedy znajdziesz czas, by ze mną pograć? Kiedy porozmawiamy? Ty ciągle pracujesz!
Łapiemy się na tym, że rzeczywiście mało ostatnio jesteśmy z naszymi dziećmi. Tak w całości, bez spraw z tyłu głowy, bez telefonów i pracy, która czeka na dokończenie. Wiemy, że jeśli nie damy czasu naszym dzieciom teraz, to nie zbudujemy z nimi relacji. One nie przyjdą do nas ze swoimi problemami, radościami, decyzjami w dorosłym czy nawet nastoletnim życiu. Potrzebujemy z mężem przypominać sobie, że to nie święta czy wakacje albo wspólne wyjazdy, ale przede wszystkim codzienność jest budulcem relacji z naszymi dziećmi.
Ten film otworzył mi oczy
W ramach tzw. „kina bambina” w naszym domu, obejrzeliśmy wspólnie film pt. „Krzysiu, gdzie jesteś?”. Poruszył mnie do głębi. Dotyka spraw najważniejszych: rodziny, czasu poświęconego bliskim, dylematów rozdwojenia między pracą a rodziną. Niesamowity. Jest swoistym rachunkiem sumienia dla nas – dorosłych. Był to też katalizator do rozmowy o tym, jak zmieniają się dorośli, gdy zaczynają mieć rodzinę, dzieci, pracę. Rozmawialiśmy, jak to jest w naszym domu, czego dzieciom brakuje, co chciałyby razem z nami robić w wolnym czasie.
Postanowiłam, że całą moją pracę postaram się zamykać w czasie, gdy dzieci są w szkołach, by być z nimi, kiedy wracają i chcą rozmowy, pomocy w lekcjach, wspólnego wyjścia na plac zabaw albo na rowery. Bo niby czasem jestem, ale jakby mnie nie było.
Dzieci czują się nieważne
Dzieci są takim „wykrywaczem kłamstw” – obserwują nas i całkiem szczerze potrafią pokazać nam, gdzie jesteśmy niewiarygodni. Mówimy: przecież z tobą jestem! A tak naprawdę zerkamy ukradkiem (albo i zupełnie otwarcie) na telefon, bo „tylko odpiszę na wiadomość”, bo „szef miał mi dać znać, co z jedną sprawą”, bo „koleżanka miała mi coś podesłać”. A dzień mija za dniem, a oni tracą entuzjazm, chęci, by z nami być. Czują, że coś zastąpiło ich miejsce w naszym życiu. Wiem. Brzmi brutalnie.
Świętość w kalendarzu
Patrzę na znajome rodziny, w których obecnie dziecko poważnie choruje. To jest taki papierek lakmusowy. Zobaczcie, ile jesteśmy w stanie poświęcić, gdy nasze dziecko trafi do szpitala, jest chore, grozi mu niebezpieczeństwo. Rzucamy wszystko! Nagle nie liczy się dla nas, że możemy stracić pracę, jeśli szef nie zrozumie sytuacji. Nie liczą się wtedy spotkania ze znajomymi, wyjazdy służbowe. To na szczęście nie są sytuacje częste ale po nich widzimy, co jest dla nas najważniejsze. Czy musimy przeżywać aż takie trudności, by to sobie uzmysłowić? Nie sądzę.
Zróbcie sobie od czasu do czasu taki rachunek sumienia. A może wpiszcie nawet w kalendarzu w któryś dzień tygodnia: „Popołudnie bez telefonu, pracy, komputera – tylko rodzina” i trzymajcie się tego, choćby nie wiem co. Niech to będzie wasza świętość. A może raz w tygodniu wyjście z jednym dzieckiem sam na sam? Niech wyobraźnia będzie jedynym waszym ograniczeniem.
Po prostu być. Nic więcej nie trzeba.